9 października 2012

7. I think about you, darling you're the only one...

Pierwszy rozdział od początku, który mi się nawet podoba! :D
A jak rozdział 6? Proszę, dodawajcie komentarze, to mi sporo ułatwia w ulepszaniu bloga ;)
Przepraszam z góry za błędy!







Obudził mnie dotyk obcych rąk na biodrach. Jak oparzona oderwałam się od jakiegoś śmierdzącego żula. Byłam w ohydnej alejce, pełno śmietników, wszędzie łaziły jakieś zapchlone koty. Ten zboczeniec cały czas się na mnie gapił, a kiedy chciałam uciec, złapał mnie w talii i przycisnął do muru. "To coś" między jego nogami dotykało mojego podbrzusza, fuj. Dobierał się do mojego stanika brudnymi zębami, dotykał łapskami moich pośladków. Zaczęłam się rzucać i kopać, trafiłam między nogi tego zboczeńca, hell yeah!
Leżał teraz na ziemi, koło niego leżała rozbita butelka po taniej wódce. Zaczęłam uciekać, usłyszałam za sobą jakieś jęki, Bóg wie co to było.
-Wiesz gdzie jesteś? - niepewnie przybliżyłam się do leżącego na 3 metry.- Zapytałem, czy wiesz gdzie jesteś?!
Warga zaczęła mi drżeć. Co ten typ ode mnie chce?
- Jesteś w dżungli złotko, zginiesz tutaj, ona Cię zmiażdży, zniszczy, zrówna z błotem... Dżungla, ty tu umrzesz..
Wystraszona zaczęłam biec. Tak, próba gwałtu z rana jak śmietana! Byłam na głównej alejce, mniej-więcej kojarzyłam gdzie jestem. Ok, tu jest sklep muzyczny, czyli jeśli skręcę tam w lewo, tam przejdę przez pasy, potem w prawo, to powinnam być przy barze. I miałam rację, 15 minut potem byłam przed barem. Claudia pytała się, gdzie byłam, bo nie zostałam na noc. I co może mam jej szczegółowo opowiadać, że jakiś niewyżyty menel chciał się na mnie wykorzystać?  Pff..No już pędzę jej powiedzieć, mało się nie zabiję, tak lecę! Powiedziałam jej, że byłam na imprezie, łyknęła to. Weszłam do pokoju, wszystkie moje rzeczy na miejscu. Dobra, prysznic, jakieś śniadanie? Może raczej obiad, anyway, przebrałam się i poszłam coś zjeść. Przy naleśnikach z czekoladą przypomniał mi się Ted, mówiący o koncercie. Matko, ba grać Skid Row! Hahahaa, nie wierzę, zobaczę Sebastiana Bacha na żywo, jeeeeeee! W tylnej kieszeni spodni miałam ulotkę z informacjami o koncercie :


Only Rock n' roll! Tylko u nas, w The Rainbow, młode rockowe zespoły mają szansę zaistnieć w bezlitosnym świecie show-biznesu! Z tą ulotką wstęp o połowę taniej. 1 lipca '85 - od 20 do ostatniej żywej duszy! Bez ograniczeń wiekowych!


Pierwszy lipca, to dziś! Mam sporo czasu, jest dopiero 14, więc mam czas się przebrać milion razy, tyle samo pomalować i wstąpię jeszcze do sklepu Ted'a. Pójdę z nim, znając moje szczęście, nie wiedziałabym jak dojść do The Rainbow. Przydało by się poszukać Pat, w końcu po to tu jestem. Wróciłam do pokoju, na liście zauważyłam, że wpisała tam jakiś numer telefonu! Kurwa, brawo. Nie mogłaś zauważyć go wcześniej Alice?! Był napisany maleńkim druczkiem, ledwo go odczytałam. Dobra, dzwonię.
-Halo? Pat? To ty? - zaczęłam mówić do telefonu
-Pat? Jaka Pat? Tutaj pizzeria Romana, w czym mogę służyć?
No to kurwa ładnie. Dała mi numer do jakieś włoskiej knajpki? GENIUSZ!
-Oj, przepraszam, pomyłka. - rozłączyłam się szybko. Jeszcze raz próbowałam odszyfrować numer. Hmm, to jest trójka czy piątka? Spróbuję z piątką...
-Halo? Pat?
Cisza
-Halooooooooo? Jest tam ktoś żywy? Juhuuuuu! - matko, co to za dziwne miasto!
-Alice? - odezwał się delikatny, dziewczęcy głos.- Nie pierdol, to ty?- fala szczęścia uderzyła w nas obie.
-Nie, kurwa miś Gogo. No pewnie że ja! Matko, gdzie ty jesteś? Mów mi wszystko, już!
-Haha, jestem w mieszkaniu u siebie, a ty?
-No wiesz, w jakimś ohydnym pokoju hotelowym w L.A.
-Pierdolisz! Nie wierzę, jaki to adres?
-A bo ja wiem? Czekaj poszukam... Sunset Boule.. Jak się to czyta? Bouleva... No do cholery!
-Hahahha, wiem gdzie to jest. Jeszcze numer.
-236 B.
-O wiem, gdzie to jest! Będę u Ciebie za 15 minut!
Rozłączyła się. No nie. Ale jazda! Pat żyje i zaraz u mnie będzie! Taaak! W końcu się układa. Nie minęło 10 minut, a Pati już była w pokoju. Tuliłyśmy się dobre 15 minut, przepraszałyśmy się nawzajem, płakałyśmy, śmiałyśmy się... Nie widzisz człeka miesiąc, i już Ci odbija. Opowiedziałyśmy sobie wszystko. No prawie. Nie chciałam jej mówić o narkotykach i próbie samobójstwa.
-Wiesz, dziś jest jakiś dobry koncert w The Rainbow, Skid Row grają! - zaczęłam
-Wiem! Idziemy razem nie? - skakała po łóżku.
-Yep! Dlatego trzeba się zacząć szykować!
-I dlatego się pakujesz i idziemy z tego miejsca do mnie!
-Żartujesz?
-Niby czemu? Moja najlepsza przyjaciółka ma sypiać.. Tu- mówiąc to pokazała na pokój wielkości klatki- kiedy mam mieszkanie w centrum L.A.? Chyba kpisz, pakuj się szybko!
Zrobiłam co kazała, grzecznie się spakowałam, zapłaciłam za pokój te nieszczęsne 20 dolców, i pojechałam do mieszkania Pat. Jej apartamencik, bo tyko tak to można nazwać, był niewielki, ale bardzo fajny. Na ścianach było pełno plakatów, wszędzie były płyty Zeppelinów i Aerosmith, w powietrzu unosił się zapach jej perfum.
-Podoba się?
-Pewnie, świetnie się urządziłaś!
-Dziękuję, tam- pokazała na 2 drzwi na lewo- Masz swoją sypialnię. CAŁĄ Twoją.
Weszłam do pokoju. Miałam ochotę rzucić się na Pat, co zrobiłam. Pokój był rewelacyjny! Na ścianie koło łóżka widniał ogromny plakat Jimiego Hendrix'a, świetnie wyglądał na tle czerwonej ściany. Na półce leżały płyty, winyle i kasety moich ulubionych zespołów.
-Kocham cię wariacie! Ale przesadziłaś! Mi wystarczy kawałek łóżka, a nawet podłogi! Dzięki-Dzięki-Dzięki!
Goniłam po pokoju jak nienormalna, cieszyłam się jak dziecko.
-Te, wielki przedszkolaku, idź się ubierać. Zaraz idziemy coś zjeść a potem na koncert!
-Już, już, już idę!
Wyciągnęłam z torby wszystkie ciuchy. W co ja mam się do cholery ubrać? Mój odwieczny problem. Stwierdziłam, że ubiorę białą, luźną bluzkę z Ramones, (którą sama lekko podrasowałam wycięciami na plecach), czarne szorty, rażąco niebieskie trampki i czarny kapelusz. To tego kreska na oku w kolorze trampków, trochę korektora pod oczy, tusz do rzęs i byłam gotowa! Pat założyła dżinsowe szorty, czarną bluzkę z dużym krzyżem na ramiączkach, czarne, poszarpane rajtki, glany i lenonki. Oczy były pomalowane w stylu smokey eyes, oczywiście czarne. Z całej 'czarnej' plamy wyłaniały się krwistoczerwone usta na tle jasnej twarzy.
-Gotowa? - zapytała
-Gotowa! Ej, bejb, jest dopiero 18.30, mamy jeszcze trochę czasu.
-To co, kolacja?
-Tak! Nie jadłam nic od obiadu, za chwilę zdechnęęęę...
-Dobra, chodź trupie!
-Powiedziała osoba wyglądająca jakby właśnie wróciła z pogrzebu. - zaczęłam się nabijać.
Wymownie, pokazała mi środkowy palec i zaśmiała się. O matko, jak mi tej jędzy brakowało...
Zjadłyśmy kolację w barze niedaleko domu Pat.
-I jak? - zaczęła
-Co: Jak?
-No jak Ci się podoba Los Angeles.
-Wiesz, spędziłam tu dopiero jakieś 2 dni. Jak na razie, to dżungla mnie nie zabiła, jeszcze nie zmieszała z błotem Jest git.
-Ciebie też spotkał ten menel? - O kurwa, skąd ona o nim wiedziała?! - Nie kłam, Izzego, Axla i mnie też straszył, dziwny typek. - zaczęła przeżuwać sałatkę.
-Taak, bardzo dziwny..- hm.. Jaki ten pomidorek jest ciekawy! Odbiegaj od tematu żula, odbiegaj!
-Wiesz co, zbierajmy się. Jest już za 19.40, a jeśli chcemy dobre miejsca, to idźmy tam szybciej.
-Dobra, idziemy!
Zapłaciłam za nas, i poszłyśmy w stronę klubu. Cały czas gadałyśmy, w sumie o wszystkim i o niczym. Wiesz jak to jest, jeśli spędzasz czas z najlepszą przyjaciółką. Weszłyśmy do baru, było tam całkiem dużo ludzi, na szczęście znalazłyśmy stolik w rogu.
-Eee, Pat..? Po co nam taki zajebiście duży stół?- zapytałam siadając.
-Wiesz, zawsze ktoś się do nas dołączy- uśmiechnęła się tajemniczo. - Dobra, Ciii! Chyba Skid Row wychodzi!
Miała rację. Od razu poznałam Sebastiana. Jego świetny, czysty wokal był nie do pobicia. Zaczęli od '18 And Life' potem grali "Paint It Black'' Stonesów. Ciekawym połączeniem okazał się cover Aerosmith "Mama Kin", który Sebastian wywrzeszczał z niewiarygodną subtelnością. Pat chyba też się podobało. Na koniec zagrali "Youth Gone Wild", razem skakałyśmy do mocnych dźwięków gitary.
-Dobra, ja znikam. Będę za chwilę- wstała, i poszła od stolika Pat.
Dobra, niech idzie, znajdziemy się. Na scenę wyszedł Ted i zapowiedział następną grupę jako ''Najniebezpieczniejszy zespół świata- Guns n' Roses!"
Guns N' Roses, gdzie ja to już słyszałam? O w dupę, to zespół Izzego i Axla! Aż przycisnęło mnie do oparcia, Pat to wszystko zaplanowała! Na bank! Dobra, zaczyna się. Najpierw wychodzi perkusista: dywan na klacie, banan na twarzy, i całkiem długie blond włosy. Potem wychodzi Izzy, poznałam go po czarnych włosach, kaszkiecie i koszuli. Trochę się zmienił, miał jaśniejszą twarz, był trochę wychudzony. Potem wyszedł drugi gitarzysta, w sumie, to wyszły włosy z cylindrem przyczepione do człowieka. Facet wyglądał jak postać z kreskówki! Wyszedł kolejny, nie widziałam twarzy. Był cholernie wysoki. Następnie wyszedł Axl. Zdziwiłam się, gdy go zobaczyłam ; mega tapir na głowie, lateksowe legginsy, kowbojki... Zawsze tak chciał wyglądać, udało mu się. Gdybyście mnie wtedy widzieli..- szczerzyłam się jak idiotka, obserwowałam każdy ruch Rudego, wpajałam każdą solówkę, każde uderzenie w bębny. Rozpoczęli. Najpierw charakterystyczne solo, potem ciche "Oh God", weszła druga gitara, bębny... i zaczął się totalny odlot!


Welcome to the jungle, we got fun n' games
We got everything you want, honey we know the names
We are the people that you find, whatever you may need
If you got the money, honey we got your disease

In the jungle, welcome to the jungle

watch it bring you to your shananananana knees, knees
Ohh, I wanna watch you bleed !


 

Pan Rose śpiewał po prostu zajebiście! Przypomniało mi się jak Pat mówiła o tym żulu, krzyczącym o dżungli. Napisali o tym piosenkę, naprawdę niezłą. Axl rzucał się, wyginał, skakał, wił się jak wąż po scenie, był w swoim żywiole.


You know where you are?
You're in the jungle baby,
You're gonna die!


Skończyli pierwszy kawałek, cała publika świetnie się bawiła, wrzeszczeli, skakali i klaskali Gunsom.

Axl podszedł do mikrofonu, ciężko oddychając.

-I jak, może być?- uśmiechnął się cwaniacko, na co publiczność zaczęła klaskać.- Ok, tą piosenkę... Napisałem dla przyjaciółki, teraz jest pewnie w cholerę stąd, gdzieś na środkowym wschodzie. Cholernie mi jej brakuje, Alice powinnaś tu teraz być z nami. Oto "Think about you"- Pat miała rację, napisał tą piosenkę. Spodziewałam się jakieś, czy ja wiem, ballady? Nie, to raczej nie w jego stylu. I miałam rację, piosenkę
rozpoczął dźwięk krowiego dzwonka, to była żywa, energiczna piosenka.


I say baby you been lookin' real good
You know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever

There wasn't much in this heart of mine

There was a little left and babe you found it
It's funny how I never felt so high
It's a feelin' that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever

I think about you

Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you

I think about you - You know that I do

I think about you - All with love - only you
I think about you - Ooh, it's true
I think about you - Ooh, yes I do

Somethin' changed in this heart of mine

And you know that I'm so glad that ya showed me
Honey now you'e my best friend
I wanna stay together till the very end
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared
is lovin' that'll last forever

I think about you

Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you


 Ostanie "I think about you" było jakieś takie, wytęsknione i smutne. "Honey you're my best friend, I wanna stay together to the very end" zapadło mi w pamięci najbardziej.
Potem zagrali "It's so easy", chamska, seksistowska, wpadająca w ucho piosenka. Ich występ się skończył, automatycznie podeszła do mnie Pat.
-I jak Ci się podobał koncert, Al? - zapytała z wrednym uśmieszkiem.
-Czemu mi nic nie powiedziałaś?
-Czyli co? Beznadzieja? - pytała z lekkim, udawanym smutkiem
-Występ był genialny, zajebisty! Tylko mogłaś mnie uprzedzić!
-Po co?
Miałam już coś powiedzieć, ale zabrakło mi mowy w gębie.
-Ha! Widzisz! Pat : 1 - Alice :0! buuu! - nabijała się ze mnie przyjaciółka. - A, i za chwilę przyjdą tu Guns n' Roses, więc weź się ogarnij, i zrób sobie większy dekolt.
-Po chuja pana? - zaczęłam zakrywać dekolt.
-Bo oni lubią cycki? - mówiła do mnie jak do idiotki.
-Haha, to niech sobie patrzą na cycki dziwek, ja nie jestem taka łatwa! - śmiałyśmy się razem, dopóki nie zobaczyłam sylwetki Axla.
-Alice? Łosz kurwa, co ty tu robisz?- wstałam od stolika i podeszłam do niego.
-Wiesz, znudziło mi się siedzenie w Lafayette. Samej. - podkreśliłam mocno ostatnie słowo.
-Możemy pogadać na osobności? Proszę...- zrobił minę zbitego psa.
-Niech ci będzie.
Wyszliśmy przed klub, w koło kręciło się pełno dziwek i dilerów, niezbyt ciekawa okolica.
Zamiast zacząć rozmowę, poczęstował mnie papierosem. Ładna zagrywka panie Rose, ale co dalej? Odpaliłam papierosa i się zaciągnęłam.
-Blee...- zakaszlałam- Jak ty to możesz palić?
- Jakoś tak, po pewnym czasie nie czujesz smaku...-  weź mi tu nie pierdol o papierosach, tylko przejdź do rzeczy, człowieku! - Przepraszam. - Ło, czyżby czytał mi w myślach?
-Ja też przepraszam.
-Za co? - popatrzył na mnie krzywo
-Za to, co powiedziałam. A powiedziałam ciut za dużo.
-Nie, powiedziałaś prawdę. I wcale nie było jej za dużo, była potrzebna. - unikał mojego spojrzenia. - Przepraszam jeszcze raz.
-Dobra, ok. Wystarczy. Ten rozdział jest zamknięty, czaisz? Teraz zaczyna się coś nowego, lepszego. I tą kartę napiszemy razem, tak? - pokiwał głową - Dobrze, to co wracamy? A tak by the way, to koncert zajebisty! Nie wiedziałam że potrafisz tak śpiewać!
-Dzięki, pierwszy raz graliśmy przed większą publiką niż 15 osób- uśmiechnął się- Chodź, poznasz resztę tych ćpunów i alkoholików z którymi gram w zespole.- Wróciliśmy do środka, przy stoliku siedziała już reszta zespołu, ale chyba kogoś brakowało... Anyway, przywitałam się z Izzym, pogratulowałam mu świetnego występu.
-Alice, to jest perkusista, Steven Adler- podałam mu rękę a ten uśmiechnął się od ucha do ucha, spoko typ.- To Slash, gitarzysta prowadzący- podałam mu rękę, a ten zamiast zrobić to samo, zmierzył mnie i uśmiechnął. Co za facet, o matko. - Mnie i Izzy'ego znasz, a gdzie żyrafa?
-Pewnie odcedza kartofelki- rzucił Steven, wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Wiecie, to ja pójdę po coś do jedzenia, coś Wam zamówić? - zapytałam.
-Weź butelkę Daniels'a jeśli możesz. - powiedział Rudy- I paczkę czipsów dla Stevena.
-Się robi! - rzuciłam i poszłam w stronę baru.
Zamówiłam hamburgera i dużo frytek, zakładam że wschodzące gwiazdy rocka je lubią. Wzięłam talerz i butelkę Jack'a, kierowałam się do stolika. W jednej chwili wszystko co miałam w rękach, runęło z hukiem na ziemię.
-Ty skończona debilko! Rozpierdoliłaś najzajebistrzy napój bogów rocka! Zbieraj to!
Przy stoliku siedział on. Duff McKagan, ten chłopak, który jakiś czas temu mnie w sobie rozkochał i okradł.
-To wy się znacie?- zaczął Izzy
-Chyba aż za dobrze- Rzuciłam. Duff nie powiedział nic, siedział zamurowany. Wybiegłam z baru. Już się układało, już było ok. To znów musiało się coś spierdolić. Cudownie.


1 komentarz:

  1. nikt Ci nie dodał komentarza ... ;c
    HA ! Pierwsza !
    Kocham Ciebie i tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń