7 października 2012

6. Livin' on the edge...


Tytuł w hołdzie Aerosmith, których uwielbiaaam .Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Nie dodawałam nic od czwartku, wiecie, brak weny...
Ale się sprężyłam, i w końcu napisałam. Napiszcie w komentarzach, jak się Wam podoba. Błędy pewnie są, ale nie sprawdzałam, z góry za nie przepraszam. Miłej lektury i kopniak w tyłek od Rocket Queen ;*




Kolejne dni mijały tak samo. Poranna depresja, potem udzielanie korepetycji, popołudniowa depresja, wieczór i koszmary. Wciąż spadałam z łóżka, każdej nocy z mojej wargi leciała krew. Co raz częściej sięgałam po narkotyki, nie wyobrażałam sobie dnia bez Brownstone'a. Alice, to znów się dzieje. Uzależniasz się, kolejny raz chcesz sięgnąć dna? Oh, no ostatni raz, obiecuję. Odłóż strzykawkę. Ostatni raz. Odłóż strzykawkę Alice. Nie, nie chcę. Odłóż tą przeklętą strzykawkę. Wbiłam igłę w żyłę, najpierw to nieprzyjemne ukłucie. Naciskasz mocniej, i czujesz tą błogość, to szczęście. Idę spać, fuck everything.






Rano obudziłam się z beznadziejnym humorem, na szczęście dziś dzień wypłaty za te pierdolone lekcje,  nie muszę już się użerać z tymi debilnymi dziećmi nie rozumiejącymi hiszpańskiego. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie kawy. Przeszukiwałam półki, chciałam znaleźć moje stare kolczyki które kiedyś dostałam od Willa. Na myśl o nim znów zrobiło mi się przykro, do tego automatycznie pomyślałam o Pat. Gdzie ona jest? Jak się czuje? Czy nie jest głodna, czy jakiś zboczeniec jej nie wykorzystuje?  Przestań Al. Jest dorosła, poradzi sobie. Wciąż szukałam kolczyków, kiedy znalazłam coś dużo ciekawszego. W szufladzie, na samym dnie był pistolet. Stary egzemplarz, ładny. Oglądałam go ostrożnie, jakbym bała się, że zaraz wybuchnie. Był naładowany. A gdyby tak wszystko zakończyć? Tak zwyczajnie? Kto by za tobą płakał? Wszyscy twoi przyjaciele nie odzywają się do ciebie prawie miesiąc. Zostawili cię tu skarbie, jesteś im nie potrzebna. Rzuciłam bronią o stół. Patrzyłam na niego dobre 10 minut, po tym wolno podeszłam do stolika. Wzięłam pistolet w ręce, dotknęłam delikatnie spustu. A co jeśli, tak to skończyć? Jeden strzał i zakończą się twoje problemy. Nie, nie chcę tego. No tak, nikt nie przyszedłby na twój pogrzeb Alice, bo przyjaciele cię zostawili... Moja głowa zaczęła pękać w szwach, myśli się kotłowały. ( możecie zobaczyć na sceny z "Don't cry" kiedy Axl ma w ręce pistolet. Przyp. aut.) Przyłożyłam pistolet do głowy. Zaczęłam cicho płakać. No dawaj, i tak już jesteś osamotniona, wszyscy o tobie zapomnieli. Coraz mocniej zaczęłam płakać, czułam lufę pistoletu na skroni. Ręce trzęsły mi się niemiłosiernie, wargi drżały. Dawaj Alice, lekki ruch palcem i po wszystkim. Już miałam zgiąć palec na spuście, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Wciąż trzymałam pistolet przy skroni. Dzwonek zadzwonił drugi raz. Co jest tak ważne że dzwoni już 2 raz? Podniosłam się z ziemi i otworzyłam drzwi. Nikogo nie było, no kurwa! Zaraz, na wycieraczce leży jakiś list. O mój Boże, może jest od Pat! Wzięłam kopertę, zamknęłam drzwi i rzuciłam tym pieprzonym pistoletem. Szybko rozerwałam kopertę, miałam rację- to list od Pat.


"Kochana Alice!


Przepraszam, że to tak długo trwało. W końcu jakoś mi się poukładało. Mieszkam w Los Angeles, mam małe mieszkanie niedaleko Sunset Strip. Ci chłopcy, których pamiętasz z Lafayette to teraz członkowie hard rockowej grupy "Guns N' Roses". Są naprawdę genialni!
Will, a teraz Axl Rose jest skrzeczącym wokalistą, a Izzy Stardlin czyli Jeff gra na gitarze. Wiesz, Axl nawet napisał piosenkę o Tobie ;) Poznałam jeszcze perkusitę, Steven'a Adler'a. Reszty zespołu jeszcze nie znam. Przyjedź błagam! Mam Ci tyle do opowiedzenia! Jeszcze raz przepraszam za to, co wtedy zrobiłam. Tęsknimy za Tobą Alice,


                                                          Pat.


Nie wierzę, w końcu napisała! Chłopaki spełniają swoje marzenia, nie zapomnieli o mnie. Napisała że tęsknią, a Rudy nawet napisał o mnie piosenkę... Popatrzyłam na pistolet leżący na ziemi. A jeszcze chwilę temu chciałam się zabić, niesamowite jak jedna kartka papieru potrafi zmienić twoje życie... Spojrzałam na kalendarz, już za  3 dni mogę wyjechać z Lafayette! Tak! Teraz cały czas się uśmiechałam, banan nie schodził mi z twarzy. Pobiegłam na górę się spakować, jadę dopiero za 3 dni, ale chcę się przygotować. Wrzuciłam to ogromnej torby wszystkie ciuchy, trampki, kowbojki. Wrzuciłam notes gdzie zapisałam słowa wymyślonej przeze mnie piosenki. Usiadłam na kanapie. Osz kurwa ja pierdolęęęę! Ona żyje! I jadę do L.A. ! Dawno nie czułam się tak dobrze, cudowne uczucie być szczęśliwym. Nie mogłam się powstrzymać, i jak oparzona pobiegłam na komisariat.
-Dzień dobry! - wpadłam na komendę policji cała zadyszana z uśmiechem na twarzy.
-Witam panno Black. Dobry ma panienka dzień? - zapytała funkcjonariuszka
-Mam przezaj... Świetny dzień! Cudowny! - poprawiłam się szybko
-Więc co panią tu sprowadza? Kontrola była jakiś czas temu...
-Tak wiem, ale chciałam zapytać... Czy ta kara mogłaby się skończyć wcześniej?
Kobieta zrobiła dziwną minę.
-Wcześniej? Ale zostały jeszcze tylko 3 dni.
-Tak wiem, ale to baaardzo pilne.
-No nie wiem...
Zaczęłam machać tej babie plikiem studolarówek przed oczyma.
-To co? - zapytałam- Zapłacę więcej i mogę wyjechać?
Policjantka rozejrzała się dookoła, potem jeszcze raz w prawo i lewo. Nikogo nie było.
Zapisała coś szybko na kartce, podbiła pieczątką, machnęła podpis.

-Proszę, do dla pani. Musi to pani pokazać, jeśli policja będzie chciała zobaczyć dokumenty.- podałam jej plik z kasą, sama wzięłam świstek, pożegnałam się z nią i wyszłam. Biegłam do domu, porwałam torbę, dołożyłam tam jeszcze 3 pary butów. Założyłam glany, bluzkę z logo Ramones i szorty. Poszłam się jeszcze pożegnać z mamą Jeffa...znaczy Izzy'ego. Oddałam jej klucze od domu, życzyła mi powodzenia i prosiła żeby pozdrowić jej syna.
Od jej domu poszłam w stronę autostrady, podróż stopem: Oh yeah! Może to nie jest najrozważniejsza decyzja, ale nie mam wyboru. Stałam sobie na poboczu, trzymając kciuk w powietrzu. Nie czekałam długo, jakieś dziewczyny jechały dużym Vanem i się zatrzymały. Tleniona blondynka zawołała na mnie.

-Hej mała, gdzie się wybierasz?
-Do Los Angeles. A wy? - zapytałam
-No my też, wsiadaj. - ruchem ręki 'zaprosiła' mnie do auta.
Droga nie dłużyła mi się bardzo, gadałyśmy o muzyce. Dziewczyny same chcą założyć zespół. Obstawiam, że wokalistką będzie ta dziewczyna, która prowadziła ; miała schrypnięty, mocny głos. Zasnęłam na tylnym siedzeniu, miałam nadzieję, że nic mi nie zrobią, nie wywiozą w jakieś lasy i wykorzystają... Dobra, Al. Koniec tych rozmyślań. Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne.

-Młoda, wstawaj, wjeżdżamy do Miasta Aniołów.- powiedziała delikatnym głosem brunetka.
-Już?- rozejrzałam się dookoła, wszędzie rosły palmy, było niewyobrażalnie gorąco- Jest prawie południe, no tak..
-Gdzie Cię wysadzić?- zapytała tleniona blondynka.
No i tu był problem. Gdzie ja mam zacząć ich szukać?!
-Wiesz, myślę, że tutaj.
To była bardzo szybka decyzja. Dziewczyna się zatrzymała, podziękowałam im za transport i pożegnałam się. Wymieniłyśmy się numerami telefonów, tak na wszelki wypadek. No to teraz znaleźć jakiś tani motel, muszę coś zjeść i odświeżyć się. Długo błądziłam po ulicach L.A., w końcu znalazłam jakiś bar. Szkoda, że to BAR DLA GEJÓW. Miejska dżungla: 1 - Alice: 0. Pierdolę, idę dalej. Jest, w końcu coś normalniejszego! Przy barze zamówiłam jedzenie, spytałam o wynajęcie pokoju z łazienką.
-Tak, jest jeden wolny pokój. - odpowiedział barman.
-Ile kosztuje noc?
- 20 $
-Dobra, biorę.
-Claudia! Daj tej miłej pani kluczyki od pokoju 12!
Dostałam klucze, zostawiłam torby, wzięłam prysznic, przebrałam się i pomalowałam. Czarne szorty, bluzka z logo Deep Purple, czarno-fioletowy kapelusz, kowbojki- byłam gotowa, żeby znaleźć przyjaciół. Wyszłam z baru, rozejrzałam się. W którą stronę mądralo? Zaraz, Pat mówiła coś o Sunset Strip... Idę tam, wróć. TY NIE WIESZ GDZIE TO DO CHOLERY CIĘŻKIEJ JEST. Zapytam przechodniów.
-Przepraszam! Przepraszam, haloo! - O, super jakiś chłopak mnie zauważył. - W którą stronę na Sunset Strip?

Brak odpowiedzi.
-Halo? Powiesz mi w którą stronę na Sun...- uciekł. WTF? Co za dziwne miasto, zamiast Ci pomóc, ludzie uciekają. Spotkałam grupkę turystów, one more time!
-Przepraszam, w którą stronę na Sunset Strip?
-To..być..jest...w prawo.. od sklep.. biżuteria- matko, ale ktoś kaleczył.
-Dobra, dzięki. Cześć.
Dobra, na prawo od sklepu z biżuterią, sklep z biżuterią... Tu nie ma niczego takiego. Miasto Aniołów: 2 - Alice: O
Tak chodziłam sobie bite 2 godziny, pytając innych o drogę. Jak na złość nikt nie wiedział, w którą stronę na Sunset. Cholera, przecież nie pytam o kurwa drzwi do Narni, więc w czym problem? Aaa, pieprzę to. Pójdę się przejść, tym razem dla odpoczynku. Błądziłam wśród alejek, co chwilę znajdowały się tam małe knajpy, sklepy muzyczne, burdele. Zaraz, czy ja zobaczyłam sklep muzyczny? Wbiegłam do niego jak oparzona.
Ja pierdolę, ale czad! Wszędzie były gitary, koszulki z najprzeróżniejszymi zespołami, kostki do gitary, struny, wzmacniacze... Raj. Kupiłam sobie koszulkę z Led Zeppelin, chyba moją trzecią z Ramones i jedną z Pink Floyd. Do tego 2 bandany i bransoletki. Facet przy kasie lekko się zdziwił. Zmierzył mnie kilka razy od stóp do głów.  Uśmiechnął się szeroko.
-Jeszcze nie widziałem dziewczyny, która wydawałaby tyle na koszulki z zespołami- śmiał się- Jestem Ted.
-Alice, miło mi. - spoko gość, miły był
-A więc do zapłaty 67$ 50 centów, zapakować?
-Tak, bardzo proszę. Trzymaj. - podałam mu pieniądze.
-Dzięki. Wybierasz się? - pokazał mi palcem duży plakat. Koncert rockowy?
-Hmmm, w sumie, czemu nie? A kto gra?
-Tak naprawdę, to ma być niespodzianka. Ale dowiedziałem się, że ma grać Skid Row.
-To Skid Row? Że Sebastian? I że Bach? I..ii...- zabrakło mi powietrza. - Uwielbiam ten zespół!
-Serio? Matko, gdzie się podziały takie ładne dziewczyny słuchające dobrej muzyki?
Czułam że się ciut rumienię.
-Wiesz, jesteśmy wszędzie. Tylko trzeba dobrze szukać. - uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Haha, w takim razie nie jestem najlepszym poszukiwaczem. By the way, to tu masz ulotkę, dzięki temu za bilet zapłacisz połowę mniej.
-Łoo, dzięki! A gdzie to jest?
- W klubie The Rainbow, 10 minut drogi stąd. Skręcasz w lewo, potem jakieś 250 metrów prosto, omijasz pijanego żula, potem w prawo i jesteś przed Rainbow.
-Hahaha, dzięki. Do zobaczenia!
Co za miły człowiek! Miasto Aniołów : 2 - Alice : 1!
Osz kurwa, się ciemno zrobiło, a ja zapomniałam adresu baru. Nosz, Alice debilu!
Błądziłam jeszcze po uliczkach, ale nie poznałam żadnego miejsca. O, jakaś ławeczka, kimnę się, a rano znajdę drogę do baru. Zamknęłam oczy i wdychałam ciepłe powietrze Los Angeles...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz