22 października 2012

10. Altercation, music, love & chillin'...

Przepraszam, że tak późno. Ogólny brak weny, jeszcze raz przepraszam. Mały bonus, specjalnie dla przeziębionej Pat. Mam nadzieję, że Cię rozgrzeje, choć to był najcięższy opis w moim życiu T__T
Baby have fun! ;*




Idioci. Idioci wszędzie.
-W takim razie, zostaniecie u nas na 2-3 noce, aż Hellhouse będzie znowu wasze. Głupi mają szczęście. - zmierzyła zataczającego się perkusistę i gitarzystę.- A wy jesteście wyjątkowo głupi.
-Ochujałaś?! 2-3 noce? A co, my mamy Hellhouse odzyskać w 3 dni? Chyba cię złotko pojebało. - oburzył się Rudy.
-Czyli co, wolisz mieszkać...Przepraszam KOCZOWAĆ na ławkach w parku!? Dobrze, tylko złotko - syknęła na niego Pat. - Nie przychodź do mnie z miną zbitego psa. Pierdol się Rose.- skierowała się do sypialni, wzięła swoje rzeczy i wyszła z hukiem.
-T-to na jaką wycieczunię jedziemy, hmm? - pytał schlany Adler.
-Ja bym chciał...Do..Frytkolandii..I tam dziwki są.- marzył Slash.- O patrzcie..Tu już nawet jedna jest! - wskazał na mnie. Co za kutas.
-Hudson, morda. Opanuj swojego małego kolegę i na dół marsz! - wrzeszczał Rose.
-Mały? Jaki mały? Ty go kiedykolwiek widziałeś?! - w tym momencie Kudłacz rozpiął rozporek, ściągnął bokserki i wszystkim pokazał środkową nogę. Jak ja kurwa żałuję, że nie poszłam wtedy z Pat.
-Slash, chowaj tą dżdżownicę...- warknął na niego Axl, zakrywając twarz dłonią. - No mówię przecież, żebyś się ubrał!
-Nie. A wracając do Ciebie, śliczna...- zaczął do mnie podchodzić. Oczywiście z chujem na wierzchu, no bo jakby inaczej! - To co, będę musiał długo pierdolić, czy idziemy się je...- Dostał w twarz. NIKT MNIE TU OD DZIWEK WYZYWAĆ NIE BĘDZIE!
-Jesteś skończonym debilem. Idę, cześć chłopaki. - spojrzałam na Saula. Leżał na ziemi, spał.
-Alice, czekaj. - szarpnął mnie za ramię Pan Jestem-Zajebiście-Inteligenty-Ale-Nie-Płacę-Rachunków-Bo-Po-Jaką-Cholerę-Rose! - Pomożesz mi?
-Pat chciała, to ją olałeś. Jakbyś nie wiedział, to ja u niej mieszkam, ale nie podejmuję decyzji o nowych lokatorach...Sorry.
-Ale, no kurwa..Coś musimy wymyślić! - zaczął nerwowo chodzić.
-To myślcie. Ja uciekam, zmęczona jestem. Cześć. - wyszłam na ulicę.
Chłodne powietrze delikatnie muskało mnie w twarz. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Za jakieś 20 minut powinnam być już w domu. Mam nadzieję, że Pat nie zrobiła niczego głupiego... Idąc, zauważyłam jakiś genialny sklep muzyczny. Nie był Ted'a, jego sklep był raczej skromny. Tamten, który zobaczyłam, był jak muzyczne niebo; Dziesiątki gitar, setki strun i kostek, setki koszulek, perkusje, wzmacniacze...Istny raj na Ziemi. Nie mogłam się powstrzymać, weszłam do środka. Poczułam zapach męskich perfum i tytoniu, moja ulubiona mieszanka.

Błądziłam po wielkim sklepie, oglądając każdą rzecz. Dotknęłam wszystkie gitary z osobna, z wyjątkowym zainteresowaniem. Co dziwne, bo nie potrafię grać. Coś tam na pianinie umiem, ale drugim Chopinem to ja nigdy nie będę.
-Mogę pani jakoś pomóc? - zapytał lekko poddenerwowany sprzedawca.
-Ee..Nie ja tylko ogląd...- zauważyłam genialną gitarę klasyczną w kolorze karmelu. - Ile ta gitara?
-Ta? - rzucił jakby od niechcenia. - 100 $, ale pani sprzedam za 95. -łosz kurwa, jaki cudowny gość! 5 DOLARÓW zniżki, no rewelacja.
-Biorę. I jeszcze kostkę. -podszedł do pudła i zaczął grzebać. - Albo trzy. - popatrzył na mnie krzywo. No co? Nie można kupić 3 kostek, what da fuck?
-A więc to będzie równe 100$. - uśmiechnął się sztucznie.
-Proszę. - podałam mu banknot, kiedy zauważyłam tabliczkę z napisem 'Help wanted' - Dalej potrzebujecie pracownika? - wskazałam oczami na ogłoszenie.
-Tak szukamy, jesteś zainteresowana? - zmienił ton głosu na jeszcze bardziej sztuczny.
-Hmm, może. Mogę numer telefonu? - facet podał mi wizytówkę do ręki. Adres, telefon i dane właściciela są.- Dziękuję. Dobranoc.
-Dobranoc. - syknął na mnie sprzedawca. Dziwny typ; najpierw jest sztucznie miły, a potem jest wredny.
Anyway, kierowałam się do domu. Po chuja pana ja kupiłam tą gitarę!? Nawet nie umiem grać, Pat ma swoją... Jaka ja jestem kurwa głupia. Albo pijana. Chyba jedno i drugie. Po drodze zaczepił mnie jakiś koleś.
-Przepraszam. - lekko złapał mnie za ramię. - Nie znasz przypadkiem...Izzy'ego Stardlina? - chłopak popatrzył na mnie jasnoniebieskimi oczami. Miał jasnobrązowe włosy, ubrany był całkiem fajnie; skórzane spodnie, bluzka z logo Motley Crue i jeansowa kurtka. Tylko skąd on znał Izzy'ego?
-Znam, a co się stało? - spytałam niepewnie. - Znamy się od dzieciństwa, jest moim przyjacielem.
-Czyli możesz mu coś ode mnie przekazać? - znów jasnoniebieskie gały przeszywały mnie na wskroś. Zajebiste miał te oczy, jakby myślały o deszczu...Kurwa Al, przestań.
-Pewnie, a duże to jest?
-Nie...Tylko schowaj do kieszeni i uważaj na gliny. - podał mi kilka woreczków z bardzo dobrze znaną mi zawartością.
-Koka? - zapytałam, chowając woreczek do kieszeni marynarki, tak, aby nikt nie zobaczył.
-Koka, trochę hery i Brownstona. - uśmiechnął się dumnie.
-Nieźle. Coś jeszcze mam przekazać?
-Powiedz, że przyjdę po pieniądze za kilka dni. Cześć. - rzucił i skręcił w ciemną alejkę. Ładny był jak na dilera, i miły. Ja pierdolę, czy ty debilu się zamkniesz? Tak, gadam sama ze sobą. Nikogo już to nie dziwi.
Przeprowadzając sama ze sobą rozmowy, doszłam do domu. Światła były zgaszone. Po cichu starałam się otworzyć drzwi, żeby nie obudzić Pat. Niestety, gitara ciut mi zawadzała. Niechcący jebłam nią o próg. "Jak się obudzi, to mi wpierdoli." Przekręciłam kluczyk w drzwiach, i na paluszkach skierowałam się do pokoju. Odłożyłam gitarę, przesyłkę dla Stardlina schowałam w szafce nocnej, przebrałam się do piżamy i poszłam spać. Pat przyczłapała do mnie.
-Mogę z Tobą spać? - popatrzyła na mnie z miną zbitego psa.
-Yhyy...Kładź się.- ledwo przytomna zrobiłam jej miejsce na łóżku. Wtuliła się we mnie i zasnęła. Nasz spokój nie trwał długo. Ktoś zadzwonił do drzwi.
-Idź otwórz..Pat...Wstawaj otworzyć. - szturchałam ją w ramię.
-Spierdalaj... - rzuciła i odwróciła się na drugi bok. Dzwonek nie przestawał dzwonić.
-Pat, wódka i żelki się skończyły.
-Że jak!? Już idę do sklepu! - wstała szybko z łóżka. - Ej..Jaja sobie robisz.
-Ehe. A teraz idź otworzyć.
-No już...- doczłapała się do drzwi i w końcu raczyła otworzyć.
            

-Cześć my lady. - zwrócił się Axl do Pat. -Przepraszam. Jeśli zechcesz nas przyjąć, Slash będzie twoim niewolnikiem. - uśmiechnął się błagalnie.
-Jakim kurwa niewolnikiem?! Ja się pisałem na krainę dziwek! - burzył się pijany Mulat.
-Wchodźcie. Tylko nie wiem, jak będziecie spać. Jest kanapa, mogę rozłożyć wam materace...
-Pat, my się wyśpimy na podłodze. Dzięki.- powiedział Steven.
Axl zrzucił Saula na ziemię, na co zareagował wiązanką przekleństw.
-A co wy tu robicie? Jednak wolicie spać tu, hmm? - popatrzyłam na ich piątkę. Znaczy w sumie to czwórkę, bo na widok Duffa chce mi się rzygać.
-Przestań, przeprosiłem Pat, tak? - popatrzył na nią.
-Przeprosiny przyjęte. - pocałowała go w policzek. -Dobra, do środka, ale już!
Chłopcy weszli do mieszania, i szybko się zadomowili. Chyba aż za szybko. Steven wjebał mi się do łóżka, na kanapie położył się Slash, Izzy oglądał z zaciekawieniem dom, a Duff opróżniał już puszkę piwa. To będą bardzo interesujące dni.
-Steve, wypad z łóżka. Już. - powiedziałam delikatnie. Zero reakcji. - Steven, proszę, wypierdalaj.
-Alice, nie pierdol. Główka mnie boli. Idź się położyć do swojego łóżka.
-Gdybyś Adler nie wiedział, to właśnie jest moje łóżko.
-To śpij ze mną. - dobra myśl, nie mam ochoty się z nim więcej kłócić, najwyżej czeka mnie darmowy seks.
-Posuń dupsko...- zrobił co kazałam, łał. Podał mi koc i zasnęłam.

Z punktu widzenia Pat:

Zamknęłam drzwi od sypialni na klucz.
-Dziękuję Ci. - Axl szeptał mi do ucha. -Nie muszę dzięki Tobie spać z tymi popierdoleńcami na ławkach w parku...- przygryzł płatek mojego ucha. Przeszedł mnie delikatny dreszcz. -To co, kończymy to, co nam przerwano?
Uśmiechnęłam się i wpiłam w jego miękkie, rozgrzane usta. Osz kurwa, jak on bosko całował! Przycisnął mnie mocniej do ściany, i dobierał się do mojego stanika - w takim razie, ja wzięłam się za spodnie. Po chwili byłam już bez koszulki i stanika, a on bez spodni.
-Moja kolej...-zrzuciłam z niego koszulkę. Jego tors, rozgrzany że o ja pierdolę...
-A teraz moja. - rzucił mną na łóżko i szybko pozbył się moich spodni. -Pasujesz?
-Nie. - uśmiechnęłam się i zerwałam z niego bokserki. - Szach-mat panie Rose, co dalej?
-Niech panna Evans chwilę poczeka...-wyjął z kieszeni paczkę gumek, szybko ubrał 'środkową nogę'. - Obmyślam strategię..
-Kurwa, no faktycznie jest nad czym myśleć. Ściągnij moje majtki i we mnie wejdź. Straszna filozofia. - rzuciłam.
-I musiałaś zjebać ten szachowy klimat? - odsunął się ode mnie. No ja jebię, już było tak blisko...
-Weź nie bądź baba i się nie obrażaj. - przytuliłam się do niego. Kurwa żadnej reakcji.
Koniec tego, biorę sprawy w swoje ręce. Albo biodra, chyba jedno i drugie. Przerzuciłam Rudego tak, że leżał na plecach. Usiadłam na nim, obserwując jego zacną mordkę. W końcu się uśmiechnął! A że było w chuj ciemno, błądziłam zimnymi dłońmi po jego torsie. Teren obadany, więc przystępuję do działania; językiem delikatnie jeździłam po klacie, kiedy coś metalowego jebło mnie w zęby.
-Co to do chuja pana jest!? - pytałam, sprawdzając czy mam wszystkie zęby.
-Kolczyk. - odpowiedział neutralnie.
-W sutku?!
-No. Nie pasuje?
-Pasuje. Tylko jebło mi to w zęby.
-Ojoj, biedactwo. -szybko zrzucił mnie z siebie, po czym był nade mną. Poczułam jego ciężar, i to jak wchodzi we mnie. Szybki jest. Zaczęłam tak jęczeć że o ja pierdolę. Słyszałam jak się ze mnie śmiał, dupek. Przesuwał biodrami coraz szybciej i mocniej. Czułam jak oblewa mnie fala gorąca. Chciałam znów być na górze, niech sobie chłopina odpocznie, ale nie. Musiał robić mi dobrze. Jeszcze jedna próba górowania i... leżymy na ziemi.
-Evans, coś Ci to górowanie nie wychodzi. - zaczął się śmiać.
-Wiem, ale zaraz wyjdzie. Zobaczysz!- wstałam i wróciłam do łóżka.
-Proszę bardzo, próbuj.
-Kładź się kurwa i nie dyskutuj. - pokazałam palcem na miejsce obok siebie.
Zrobił co kazałam, ja porwałam Danielsa i rozlałam trochę na jego torsie. Chyba mu się spodobało, hell yea.
Zlizywałam z niego Napój Bogów powoli, kawałeczek po kawałeczku. Po chwili znów byłam pod nim, jak on to robi? Cały lepki dokończył to, co zaczął. Krzycząc, dostałam tego jebanego orgazmu. W końcu!


Z punktu widzenia Alice:

Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne. Kurwa śniło mi się że komornik przyszedł do Gunsów, i że Adler śpi ze mną w łóż...To nie sen. Komornik ich rzeczywiście wypierdolił, a Steve śpi ze mną w łóżku. Chyba w nocy do niczego nie doszło, w każdym razie nie pamiętam. Adler słodko wyglądał jak śpi; Te jego kudły były dosłownie wszędzie, a na twarzy widniał uśmiech. Godzina? Chuj mnie ona obchodzi. Wstałam i udałam się do kuchni. Po drodze spotkałam śpiących Izzyego, Slasha i Duffa. O, w lodówce zostało jeszcze jedno piwo! Czyli McKagan nie wychlał wszystkiego, super. Sama szybko opróżniłam puszkę i wyrzuciłam ją do kosza. Jak na zawołanie obudziły się śpiące królewny.

-Gdzie my jesteśmy? - pytał zdezorientowany Izzy.
-W domu Pat i Alice chyba...- Czyżby Slash był świadomy tego, co się wczoraj działo? O.o
-Brawo. A teraz pod prysznic marsz, bo wali wam z  pod pach. No już! - pokazałam im drzwi do łazienki.
-Ale tak wszyscy na raz? - oprzytomniał Duff. - Wybacz, ale gejem nie jestem. Dzięki.
-A wielka szkoda, że nim nie jesteś. - popatrzyłam na niego, a potem na gitarzystów. - W kuchni są tam jakieś rzeczy na śniadanie, jedzcie, pijcie...Aha. I jeszcze jedno. Zero dziwek w tym domu, jasne? - zmierzyłam każdego z osobna.
-No ale Ali, żadnej? - patrzył z politowaniem Saul.
-Żadnej. - rzuciłam oschle. Tak, jeszcze nam tu prostytutek brakowało! - A właśnie Iz, mam coś dla ciebie. Chodź. - przywołałam go gestem ręki.
W sypialni wyciągnęłam przesyłkę.
-A skąd ty to masz?! Kto Ci to dał?
-Spokojnie. Jakiś chłopak zaczepił mnie na ulicy, pytał o Ciebie.

-A jak wyglądał? - oddychał ciężej niż zwykle.
-Miał jasnobrązowe włosy, ubrany był w skórzane spodnie, bluzka z logo Motley Crue i jeansowa kurtka.
-Uf..To Jack, spoko. - odetchnął z ulgą. - Dzięki wielkie. - wziął woreczki i schował do kieszeni.
-Aha, i jeszcze jedno ; Powiedział że przyjdzie zapłacić za kilka dni. Nie wiem ile masz mu dać.
-Dobra, spoko. Dzięki Al. - wyszedł z pokoju w całkiem dobrym humorze.
Popatrzcie jak prochy uszczęśliwiają ludzi!

5 komentarzy:

  1. Wszyscy w jednym domu.. robi się ciekawie :D A Slashu biedny pisał się na krainę dziwek... no to biedaczek czuje sie zawiedzony :D
    Czyżby Izzy miał się czego bać? o.O

    Nowy rozdział opowiadania o Slashu i Tay: http://nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com/2012/10/rozdzia-24.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

      Usuń
    2. nowy rozdział: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

      Usuń
  2. ahahahahah ,, środkowa noga'' hahahahah to ona ładnie długa musi być xDDDDD

    http://sometimes-i-never-give-a-fuck.blogspot.com/ zapraszam ;3

    OdpowiedzUsuń