2 października 2012

4. Again that same shit. Lovely.

Mam nadzieję, że nie narobiłam strasznego Smoleńska w poprzednim rozdziale xdJeśli są błędy, ( a pewnie są) to z góry przepraszam!




Obudziłam się. Łeb bolał. mnie niemiłosiernie. „No tak, już zapomniałaś panno Alice jakie są skutki uboczne dragów?” Co dziwne, obudziłam się w łóżku. Wydrapałam się z pod koca i spojrzałam na zegar. 10.26. Spoko. Ten nieszczęsny pogrzeb jest o 12. Wezmę prysznic i pogadam z Pat. Wchodząc do łazienki zobaczyłam tamtą strzykawkę i moją torebkę. Szybko schowałam ‘ślad zbrodni’ do torby. Kiedy ogarnęłam pozostałości po Brownstonie, spojrzałam w lustro.
„Ja pierdolę, co ja wczoraj robiłam?” Moja dolna warga była rozcięta, na brodzie zaschnięta krew, a moje włosy wyglądały jakby przed chwilą grasował tam niedźwiedź uciekający przed tornado. Na zgięciu prawego ramienia został ślad po strzykawce, ciekawie nie wyglądał. Wzięłam szybki prysznic, zakryłam korektorem ślad, a rozcięcie na wardze potraktuję szminką w kolorze krwistej czerwieni. Wszystko pięknie, ładnie, ale co z Pat?
Zeszłam na dół w dresach. Pat siedziała w salonie z kubkiem czarnej kawy. Jej twarz była blada, a cała była ubrana w ciemny sweter i czarne legginsy.
-Cześć. – mówiłam cicho, jakbym bała się, że ktoś nas usłyszy
-Hej. – rzuciła – Will został długo?
”O matko, ona nie może wiedzieć co się wczoraj działo.”
-Mm, wiesz… Był jeszcze może pół godziny- zaczęłam kłamać
-Aha, ok. Chcesz kawy? – Tak, te zajęcia teatralne w gimnazjum jednak pomogły!
-Nie, dziękuję. Która godzina?
-11. 30, zbierajmy się- powiedziała i zostawiła kubek z kawą na blacie.
Wybiegłam na górę. Założyłam jakąś czarną sukienkę Pati, do tego buty na płaskim obcasie. Usta pomalowałam krwistoczerwoną szminką, włosy rozpuściłam i zeszłam na dół. Pat założyła czarną, obcisłą sukienkę, która idealnie podkreślała jej nienaganną figurę, czarne baleriny i żakiet.
-Gotowa? – zapytała
-Pytanie, czy Ty jesteś gotowa?
Wzięła głęboki oddech, spakowała paczkę chusteczek do torebki – Gotowa- powiedziała ze smutkiem. Cholernym smutkiem. Chciałam jej jakoś pomóc, pocieszyć. Ale jak?
Wyszłyśmy z domu, po drodze spotkałyśmy wielu ludzi, jak sama Pat mówiła, pierwszy raz widziała tych ludzi. Składali kondolencje, oferowali pomoc.
Przyszłyśmy w końcu do kaplicy. Pogrzeb jak pogrzeb, ksiądz coś tam gadał, potem przemowy najbliższych. Pat nie przemawiała, stwierdziła, że to, co czuje po stracie rodziców to tylko jej sprawa, więc setki ciotek w kościele mogłyby darować sobie te komentarze typu „Córka nie przemówi! Co za franca! Może ona wcale ich nie kochała, co za wredne dziecko”. Sama miałam dość tych durnych, starych bab. Po przemarszu i schowaniu trumny, zostaliśmy się pomodlić przy grobie. Pat powiedziała żebym poszła, bo chce zostać sama. Zrozumiałam, dlatego poszłam oprzeć się o duże drzewo koło bram cmentarza. To był straszny widok. Niby piękny, majowe popołudnie, w koło kwiaty, a moja najlepsza przyjaciółka płacze nad grobem rodziców. Odchyliłam głowę do tyłu. Wciąż cholernie bolała. Kiedy otworzyłam oczy stał przy mnie Will. Nie odzywał się do mnie dobre 15 minut.
-Możesz mi powiedzieć, o co ci do chuja pana chodzi? – zapytałam.
Cisza.
-Obraziłeś się?
Cisza.
-Kurwa, Will! Co Ci jest?
-Co mi jest? Co MI jest? Nie powinnaś siebie zapytać? – wrzeszczał na mnie tak, że złapałam się za głowę- Coo? Może główka boli? Ciekawe od czego…
-Jesteś zły bo wzięłam sobie trochę Brownstone’a? Od kiedy Ty się mną tak przejmujesz, co? Nie było cię 7 lat, miałeś mnie kompletnie gdzieś, a coś obiecałeś. Teraz spotkaliśmy się na tym jebanym zadupiu, i myślisz, że wszystko jest tak jak wtedy? – wyrzucałam z siebie wszystko, co miałam do powiedzenia- Uważasz, że wiesz o mnie wszystko? Mylisz się. Ty mnie w ogóle nie znasz! Te pieprzone 3 lata w gimnazjum, ty uważasz, że kiedy ‘Chodziliśmy’ ze sobą nie oznacza, że wiesz o mnie wszystko…- łza spłynęła po moim rozgrzanym policzku.
Złapał mnie za nadgarstki tak mocno, że syknęłam z bólu. Skąd on brał tyle siły?
-A teraz słuchaj- przytrzymał moją brodę tak, że musiałam gapić mu się w oczy -Słuchaj kurwa! – zaczęłam się bać, kątem oka nie widziałam Pat, zostałam tylko z tym psychopatą sama – To że nie było mnie tyle czasu, nie znaczy że o Tobie nie myślałem- zmienił ton głosu na łagodniejszy, puścił moją brodę. – Wiem, obiecałem że nigdy nie będziesz samotna, ale nie umiem dotrzymywać tych jebanych obietnic. I rozumiem, że nie jest tak jak wtedy. Ale, kiedy chodziliśmy w gimnazjum, nie czułaś tego?
-Czego?
-To nie było tylko zauroczenie, przyznaj.
-Ja.. Ja…Nie wiem…
-Ale ja czułem więcej.
No nie mogłam kurwa uwierzyć. On? Mnie…? Kochał? Chyba Ci się śni Alice, ciebie?
-Dlatego wczoraj, kiedy wzięłaś tego pierdolonego Brownstone’a, przypomniało mi się ile dla mnie znaczyłaś.
-No właśnie, znaczyłam. A teraz już nie.
-Przestań! Wciąż jesteś dla mnie ważna!
-Ale ty nie jesteś tak ważny dla mnie, wybacz…- wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam w stronę domu. On mnie kochał? Czemu nigdy tego nie powiedział? Że niby teraz ‘wydoroślał’ i był w stanie to powiedzieć? Niech cierpi, tak jak ja. Przyznam, to nie było jakieś tam zauroczenie. Zakochałam się w nim, a potem wypierdolił sobie do L.A.
A teraz jest w Lafayette, w mieście, którego szczerze nie znosił. Tępy kutas.
Więc czemu przez jakiegoś chuja płaczesz? Wygrzebałam klucze z torebki i otworzyłam drzwi.
-Pat?
Cisza
-Pat? – zawołałam głośniej. Stwierdziłam, że może jeszcze nie ma jej w domu.
Poszłam na górę się przebrać, zmyłam makijaż i położyłam się do łóżka. Boląca głowa nie dawała za wygraną, więc poszłam zażyć jakieś leki. Wróciłam do łóżka, i nie wiedząc kiedy, zasnęłam. Przebudziły mnie szepty w moim pokoju. „Złodzieje?! What the fuck?” Podniosłam się z łóżka i zobaczyłam Pat, pakującą się.
-Pati, co ty najlepszego wyprawiasz? – zapytałam
-Pakuję się. Wyjeżdżam- rzuciła ze łzami w oczach
-Co? Gdzie, zaraz, wróć! Pat! Ale.. – poczułam jak dostałam w twarz.
-Spotkamy się niebawem. To dla naszego dobra.
Moje powieki stały się cholernie ciężkie, a ja za wszelką cenę chciałam biec za Pat.
Obudziłam się na ziemi w hollu.
-Pat? Pat, jesteś?
Zbiegłam na dół. Na stoliku w kuchni leżała kartka:



Najukochańsza Alice!

Przepraszam, że zostawiam tylko kartkę, ale nie umiałam inaczej. Wyjeżdżam. Nie ważne gdzie, i nie ważne z kim. Miałam dość tego przeklętego Lafayette. Kiedy już wszystko sobie ułożę, napiszę, obiecuję. Przyjedź wtedy, błagam. Cały dom i majątek rodziców zostawiam Tobie. Robię to dla nas. Tak będzie lepiej…


                                     Kocham i przepraszam, Pat „




Czytałam tą kartkę jeszcze 5 razy, zanim dotarło do mnie, że znów jestem sama.

Znowu jakaś cholerna kartka namieszała w moim życiu. Znowu.


1 komentarz: