4 października 2012

5.When you're talkin to yourself and nobody's home...



W końcu coś napisałam. Według mnie, takie sobie, zawsze mogłoby być lepiej, ale Wam się powinno podobać. Miał być jeden, wyjebany w kosmos, zajebiście długi rozdział, wielowątkowy, ale stwierdziłam, że go podzielę na 2-3 części. Oto jedna z nich, miłego czytania, komentujcie, udostępniajcie znajomym!
By the way, to rozdział dedykuję Pat i drugiej Pat, które nie mogły się doczekać 5 części ;*





Znowu sama. Znowu. Jedyne co przebiegło mi przez myśl, to pogadać z Jeff’em, zawsze mnie rozumiał. Pobiegłam szybko do jego domu, nie obchodziło mnie to, że byłam w piżamie. Zapukałam do drzwi. Otworzyła jego zawsze uśmiechnięta mama. Zobaczyła mnie i przytuliła, brakowało mi trochę takiej matczynej miłości. Nigdy nie miałam rodziców, mama zmarła przy porodzie, a tata był alkoholikiem dlatego mieszkałam u jakieś ciotki, ale kiedy skończyłam 11 lat przestała się mną interesować. Miło, że w ogóle dawała mi jedzenie i pieniądze. Wciąż wtulona w mamę Jeff’a, spytałam o jej syna. Delikatnie puściła mnie i popatrzyła na mnie.
-Zaraz, to on nic Ci nie powiedział?- była wyraźnie zszokowana
-Ale czego? Czego nie powiedział? – coraz ciężej oddychałam
-Że wyjeżdża. Wczoraj w nocy mieli autobus.
-Mieli?
-Tak, razem z Williamem pojechali do…
-Gdzie, gdzie oni są? – czułam jakąś bułę w gardle, która sprawiała, że ciężko było mi mówić.
-Mówił coś o Mieście Aniołów, chciał zrobić karierę muzyka, wiesz o tym…
-O mój Boże…Nie wie pani, czy była z nimi Pat?
-Pat… Nie widziałam jej. Przykro mi.
-Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
Wróciłam do domu. Gdzie ona może być? Przeczuwam, że wzięli ją do L.A., bo gdzie indziej? Muszę jechać do Los Angeles, nie ma innej opcji. Porwałam szybko torbę, spakowałam tam ciuchy, kosmetyczkę, jakieś jedzenie, pieniądze, dokumenty i list od Pat. Przebrałam się w międzyczasie i zjadłam. Nie wiem jak się dostanę to tego ‘rajskiego miasta’ , pewnie stopem albo autobusem. Zamknęłam dom i szybko pobiegłam do domu Jeff’a. Ponownie zadzwoniłam, i ponownie otworzyła jego mama.
-Dzień dobry, mam do pani pytanie.
-Tak?
Podałam kobiecie klucze od domu Pat.
-Czy mogłaby pani przechować te klucze? Jadę do Los Angeles, a boję się że je tam zgubię. – uśmiechnęłam się lekko
-Tak, nie ma sprawy. Trzymaj się tam, a jeśli spotkasz Jeff’a to powiedz, że cholernie za nim tęsknię.
-Dobrze, dziękuję jeszcze raz. Do widzenia!
Odeszłam. Teraz musiałam się dostać na autostradę. W drodze, zaczepiła mnie policja. „No czego do chuja pana?!”
-Witam. Pani godność?
- Alice Michelle Black.
-Mogę dowód?- co za dupek, mówiłam już że nie znoszę irytujących policjantów?!
-Proszę- rzuciłam od niechcenia, i podałam mu dowód osobisty.
-Ooo, panna Black! Nasza słynna mała-przestępczyni!
Właśnie przypomniałam sobie jeden z powodów, dlaczego stąd wywiałam. Drobne problemy z prawem. Tu jakaś wybita szyba w sklepie, tu podkradłam jakąś kasetę Aerosmith, tam krzyczałam na gliny, wyzywając ich od debili, ale żeby od razu przestępczyni? Nie przesadzajmy, nie byłam jedyna. Pan William miał dużo gorszą kartotekę niż ja, a kutas wyjechał! FUCK LOGIC!
-Ta.. Ale panie władzo…- zmieniłam ton na słodszy, ciut sztuczny, ale oni kupowali to jak małpy kit- To było dawno temu, zmieniłam się! Teraz wyjeżdżam do Los Angeles w poszukiwaniu przyjaciółki, która…
-Wystarczy. Do radiowozu. Już. – Hmm. To chyba był jeden z tych mniej ugiętych gliniarzy. Co miałam poradzić? Wsiadłam. Kiedy byliśmy na komisariacie, usłyszałam bardzo wiele o mojej przeszłości, jaka to ona była okropna, i mieli nadzieję że się zmieniłam. Oczywiście, za to że nie wpłacono tamtych kaucji na czas, musiałam je zapłacić teraz.
- 1000$ ?! Że jak?! Co ja zrobiłam, zabiłam człowieka?!- kipiałam ze złości
-Proszę się uspokoić. Jest inne wyjście. – powiedziała jedna z funkcjonariuszek. Usiadłam na krzesło. Pokazałam jej oczami, żeby mówiła. – A więc, może pani zapłacić tą kwotę, lub zostać w stanie Indiana przez najbliższe 4 tygodnie, a potem dopiero zapłacić połowę.
-Ooo! Super! Czyżbyśmy mieli jakiś dzień dobroci dla zwierząt?! Nie mogę tu tyle zostać! Nie! NIE!
-W takim razie, poproszę o 1000$ - uśmiechnęła się wrednie. Miałam ochotę wyjebać jej w twarz krzesłem. Miałam tyle, ale nie zapłacę teraz, kiedy miałam jechać do Los Angeles! No kurwa, no nie! Tam, bez grosza przy dupie nie przeżyję. - To co? Kasa, czy zostajesz?
-Zostaję.
Wyszłam z tamtego pokoju, wredny babsztyl odnotował coś na  tablicy.
-Masz się tu zjawiać co tydzień.
-Po co?
-Żebyśmy wiedzieli, że nie wyjechałaś.
-Cudownie. Coś jeszcze? – zaraz jej przyjebię stolikiem w łeb.
-Nie. Wszystko. Do zobaczenia za tydzień.
-Ta.. See ya. – pod nosem dodałam jeszcze ‘bitch’. Świetnie Alice, musisz zostać tu jeszcze miesiąc, kiedy twoi przyjaciele są w chuj daleko, nawet nie jesteś pewna w którym mieście są. Było już dobrze po 22, zanim stwierdziłam, że może jednak wracać do domu. Zapomniałam. Klucze były u mamy Jeffrey’a. Kurde! Jest cholernie późno, nie wypada mi budzić miłej mamy przyjaciela, która traktuje cię jak własne dziecko. Kimnęłam się na ganku przed naszym domem. Zgadnijcie kto mnie rano obudził? Mama Jeff’a.
-Dziecko, co ty tu robisz?
-Dzień dobry. No, było późno kiedy wracałam z komisariatu, i oni powiedzieli że muszę tu zostać 4 tygodnie, a dopiero potem wyjechać do L.A. i nie chciałam pani budzić w nocy, żeby oddać mi klucze i …
-Dobrze, rozumiem. Tu masz klucze. Trzymaj się młoda.
Trzęsąca się z zimna weszłam do domu, zrobiłam sobie herbaty i usiadłam przed telewizorem.
I co teraz zrobisz, Alice? Musisz zostać w tym przeklętym mieście jeszcze miesiąc. Może do tej pory Pat odpisze. No kurwa powinna to zrobić. Matko, jak mi jej brakuje…
Zanim się obejrzałam, była już 18. Może czas znaleźć jakąś pracę choćby na miesiąc? Kasa zawsze się przyda. Tylko zaraz: Ty w niczym nie jesteś dobra Al. No może jesteś całkiem niezła w pakowaniu się w kłopoty i zbyt szybkiemu ufaniu chłopakom. Taaa…Na bank ktoś będzie się chciał tego nauczyć. Co umiem jeszcze robić? Gotować, ale jakoś nie widzi mi się wstawanie o 5 rano żeby sprzedawać ciepłe bułeczki w piekarni. Chwila moment. Znam jeszcze francuski i hiszpański, całkiem  nieźle mi idzie. Może jakieś korepetycje? Jutro zawieszę ogłoszenie na tablicy w centrum miasta. Not bad! Zgasiłam telewizor i poszłam spać. Wezmę prysznic rano. Cholernie długo nie mogłam zasnąć; tu jakaś gałąź biła o okno, tam znów myślałam o Pat. W końcu zasnęłam. Śniły mi się jakieś pierdolone koszmary. Byłam w lesie, sama. Biegałam po nim, a kiedy chciałam wracać do domu, zaczynałam tonąć w błocie, potem podjeżdżał autem jakiś facet. Chwycił mnie za włosy, odpalił samochód, ja byłam ciągnięta. Potem pojawiała się autostrada, a facet rozpędzał się do niewyobrażalnych prędkości. Następnie był most, zatrzymał się gwałtownie i puścił moje włosy. Cała zakrwawiona, leżałam na moście. Podejrzany typek wyciągnął z bagażnika… Maczetę.
Przeczołgałam się do jakiejś skarpy a ten gość mnie gonił. W końcu spadłam z tej skarpy. Obudziłam się na ziemi. Czułam w ustach smak krwi. Zapaliłam światło w łazience i spojrzałam w lustro. O kurwa. Pół twarzy było w krwi lejącej się z wargi, brody i dziąseł.
Oczy miałam przekrwione, a policzki mokre od łez. Usiadłam na podłodze trzymając kolana rękami. To się powtarzało. Śniło mi się to kiedy byłam dziewczynką, poszłam nawet kiedyś z tym do psychiatry. Ciotka upierała się że to był psycholog, ale ja wiem swoje. Ta popierdolona pani psychiatra mówiła, że to jakieś traumy, ale można z nimi walczyć. I walczyłam, nie było ich ponad 10 lat i znów wróciły. Przypomniało mi się, co mówił Will.
”Kiedy coś Ci się nie udaje, kiedy się pierdoli, a nie masz z kim o tym pogadać, to napisz piosenkę” Rzuciłam się na kartkę i długopis leżące w sypialni. Trzęsły mi się ręce. Co jest do cholery? Boisz się pisać? What the fuck? Dobra, napisz coś, napisz…


When you're talkin’ to yourself
And nobody's home
You can fool yourself
You came in this world alone.

* * * * * * * * * * * * * * * *
I don't know how you're s'posed
To find me lately
An what more could to ask from me
How could you say that I never needed you
When you took everything
Said you took everything from me

Young at heart an it gets so hard to wait
When no one I know can seem to help me now
Old at heart but I musn't hesitate
If I'm to find my own way out


Still talkin' to myself
and nobody's home

So nobody ever told us baby
How it was gonna be
So what'll happen to us baby
Guess we'll have to wait and see.*


Była 4.26 nad ranem. Jakoś lepiej zrobiło mi się na sercu. Poszłam się położyć, obudziłam się następnego dnia koło 10. Rozwiesiłam ogłoszenie w sprawie korepetycji, jakoś sobie radziłam, jednak ten koszmar śnił mi się co noc.






* Fragmenty z „Estranged” Guns n’ Roses, w tym opowiadaniu tą piosenkę napiszą Axl i Alice wspólnie ;)

2 komentarze:

  1. Dedykacja ? Dla mnie ? Ależ dziękuję, hehe xd mam ochotę wyjebać jej w twarz. Krzesłem. Taaa.
    Estranged <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne! W ciągu 20 minut przeczytałam 5 rozdziałów a teraz biorę się za resztę ;)

    OdpowiedzUsuń