25 grudnia 2012

16 You're crazy, all mine...

A więc Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich ;)
Czytającym życzę dużo cierpliwości do kolejnych rozdziałów, a piszącym weny, szybkiego internetu i dużo wolnego czasu ;P







-Ja pierdolę...To co z tym robimy? - popatrzył na mnie spod burzy loków.
-Nie wiem, pierwszy raz widzę coś takiego... Zabierzmy to stąd. - wyciągnęłam rękę.
-Czekaj! A gdzie my to mamy niby przechować?
-No...U nas. -bardziej zapytałam, niż oznajmiłam.
-Myślisz, że oni, no wiesz... -wziął na ręce nasze odkrycie.
-Muszą. Od dziś mam najbardziej zajebistego kota na świecie, i mam gdzieś to, że innym może się nie spodobać! - (A co Wy myśleliście? Że trupa znaleźliśmy? Haha, dobre. To jest wszędzie. A kotów nie ma nigdzie! przyp. aut.) pogłaskałam małą, czarną i chyba głodną istotkę. -Slash, może podejdziemy po coś, co jedzą koty? Jakaś karma czy mleko... -skręciliśmy do spożywczego, ale karmy w nim nie było. Co jest raczej oczywiste, ale Alice nie lubi myśleć. Kupilismy karton mleka, mały chlebek i miskę dla nowego lokatora.
-Czekaj! -zawołał Slash, kiedy przechodziliśmy koło sklepu z czapkami, kapeluszami i paskami do spodni. Kiedy on wszedł do sklepu, ja stałam przed witryną, i obserwowałam Mulata. Nagle schował coś pod kurtkę i wyszedł. -To będzie pasowało.
-Ukradłeś to? - popatrzyłam na 'zdobycz'
-Nie, pożyczyłem na czas bliżej nieokreślony. - założył czarnemu jak noc kotowi mały cylinder. -No popatrz; kocia wersja mnie. -Miał rację, co jak co, ale kot zajebiście wyglądał w cylindrze.
-Nie wiedziałam, że robią takie małe cylinderki. - poprawiłam kapelusz zwierzaka. -Słyszysz?




Zza rogu wybiegła średniego wzrostu, młoda dziewczyna. Miała długie, proste włosy koloru blond, była całkiem drobna.
-Zostaw mnie dobra?! -krzyknęła za sobą, chyba płakała. -Macie może zegarek? - jej niebieskie oczy szkliły się od łez.
-Wpół do dziesiątej prawie... -odpowiedział Mulat. - Wszystko ok?
-Tak, w porządku. Jest zajebiście. W chuj cudownie! -warknęła na niego, cała brudna na twarzy od tuszu do rzęs. -Dzięki że pytasz! - popatrzyła na mnie, po tym jak krzyknęła na Slasha. -Nie wiesz gdzie tu jest jakiś tani hotel?
-Tanich nie ma żadnych, chyba że masz ochotę spać w towarzystwie karaluchów, takich jest pełno.
-Eh...Super, dzięki za pomoc. - odwróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę.
Bez zawahania ruszyłam przed siebie, myślałam że Slash zrobi to samo - Ale nie, stał i gadał z tą dziewczyną dalej!
-Alice, Michelle może u nas nocować nie? - zapytał
-Michelle? - pokazał mi na blondynkę. -Ee, no nie wiem, bo w sumie, to już u nas nie ma miejsca i...
-Chodzi mi tylko o jedną noc, proszę. Mogę spać na ziemi, byle by było w miarę bezpiecznie. - niebiesko-szare oczy przeszyły mnie na wskroś.
-Dobra, niech Ci będzie...-rzuciłam. -A jak się nazywasz, ile masz lat i skąd się tu znalazłaś?
-Jestem Michelle, Michelle McCreed. 17 lat. Mieszkam w L.A. od urodzenia... - popatrzyłam na ową 'Michelle' ; potargane dżinsy, czarne Martensy, i bluzka w czarno-białe paski. -Spełniam wymagania?
-Pracujesz, co coś w tym stylu?
-Nie, ale mam przy sobie trochę pieniędzy. -popatrzyła do portfela - Trochę.
-Dobra, idziemy. - nie miałam ochoty na zbieranie jakiś przybłędy z ulicy, ale skoro Pan Hudson się na coś uparł, to choćbyś miała jebnąć z przedawkowania i mieć krwotok wewnętrzny z powodu wciągnięcia ilości koki zabijającej dorosłego osobnika żyrafy płci męskiej to i tak zdania nie zmieni. Chcąc nie chcąc, zamieniłam kilka zdań z Michelle, i szczerze, to... Nie rozumiem jej. Ona żyje w jakimś chorym, nieistniejącym świecie, w którym jest bardziej pusto, niż w mojej lodówce. Do tego jest nieźle wyobcowana. Popatrzcie jak pięknie można opisać człowieka, rozmawiając z nim jakieś 5 minut.
-Zapraszam w nasze nieskromne progi. - ruchem ręki wskazałam na salon, w którym o dziwo, nie było nikogo. -Żyje tu ktoś?
Ten dziwny stan, kiedy jest cicho.
-Żyję. - usłyszałam, miły i ciepły męski głos ; Stradlin sam w Domu. -A Wy co tak póź...-przerwał, i popatrzył na nową przyjaciółeczkę Slasha. -Cześć, jestem Izzy. -podał jej niepewnie rękę. -A Ty jesteś...?
-Michelle.- chłopak pokiwał głową z zdezorientowaniem. -Gdzie tu jest łazienka?
-Drugie drzwi na lewo. - powiedziałam, i opadłam na kanapę. Młoda weszła do toalety, a ja bez żadnych zahamowań wyjechałam na Slasha. -Dobra, co Ty sobie wyobrażasz? Nie mam zamiaru zbierać jakiejś obcej dziewczyny z ulicy!
-Przesadzasz... - ściągnął kurtkę i rzucił nią na ziemię.
-Podnieś to. - warknęłam.
-Nie czepiaj się, ok? - powiesił ramoneskę na wieszaku. -Lepiej?
-Dużo lepiej. - z łazienki wyszła Michelle. -No, to trzeba Ci załatwić jakieś miejsce do spania..-podrapałam się po głowie. My się ledwo mieścimy w siedem osób, z czego 3 i tak śpią na ziemi. -Kanapa? -pokiwała głową. -Tylko pamiętaj, że tu za chwilę zjawi się trochę ludzi i wcześnie nie pójdziesz spać.
Grzecznie pokiwała głową i niepewnie przeszła się po domu. Ja usiadłam w kuchni, i zaczęłam przygotowywać coś do jedzenia. Kiedy skończyłam sałatkę z tuńczykiem, do domu weszli Pat z Axlem.
-Ten film był do dupy. Od fabuły, przez aktorów, do kostiumów i charakteryzacji. - dziewczyna rzuciła torebką o ziemię. 
-Ja zasnąłem w połowie, ale pamiętam jedną aktorkę, fajne miała cycki. - dostał od Pat kuksańca w bok - No kurwa już nie mogę się wypowiedzieć? Nie czepiaj się! - powiedział nienaturalnie sztucznym głosem, i groteskowo przyjął taką samą postawę jak jego dziewczyna ; prawa ręka na biodrze, ciężar ciała na lewej nodze i przerysowana mina znudzenia. Wybuchłam śmiechem na ten widok, a Pat kopnęła Axla w tyłek.
-Koniec tej wojny, pokój i miłość ludzie! - przebiegłam się po mieszkaniu, zawiązując sobie bandanę wokół głowy i pokazując 'Victorię', kiedy zobaczyłam Michelle na korytarzu. -Em...Jesteś głodna? - ściągnęłam szybko bandankę i uśmiechnęłam się, pokazując jej, że wcale nie jestem nienormalna.
-Alice, czy Ty do chuja pana masz schizofrenię? Z kim Ty gadasz? - wstał i podszedł do mnie. -Co to?
-Chyba kto. - poprawiła go lekko wkurzona dziewczyna. -Michelle. - syknęła
-A ja Królewna Śnieżka, fajnie że nas odwiedziłaś, ale idź już. - złapał ją za ramiona i wyrzucił ją za drzwi, po czym je zamknął.
-Axl, ona ma u nas nocować. - otworzyłam drzwi zdezorientowanej nastolatce, próbując jej jakoś szybko wytłumaczyć, że Rudy nic o niej nie wiedział. Pat podniosła brwi i popatrzyła na mnie jak na jak bym na czole miała napisane 'pomoc humanitarna'. -Pat, Axl ; to jest Michelle. Dziś u nas nocuje. - wysiliłam się na uśmiech w stronę Rose'a, kiedy do domu wpadł zmordowany Steven.
-Proszę, ściągnijcie ze mnie to ubranie, wykąpcie i połóżcie do trumny. - padł na kolana i położył się na ziemi.
-Przedszkolaki dały Ci tak popalić, biedaku? - złapałam go za ramiona i ustawiłam w pozycji siedzącej.
-Gorzej. - popatrzył na mnie zmęczonymi, błękitnymi oczami. -Podstawówka. Do tego prywatna. Masakra... A Ty kim jesteś? - popatrzył na Michelle, a ja wytarłam jego twarz skrawkiem bluzki.
-Miło że nie traktuje się mnie jak rzecz, w końcu. -zmierzyła Axla, a ten wstał i już miał coś jej powiedzieć, ale na szczęście Pat go w porę uspokoiła. -Michelle, dziś u Was nocuję.
-Supcio. -pokiwał głową i wstał z ziemi. -Idę pod prysznic... - rzucił markotnie i zamknął za sobą drzwi.
-Nie wiecie, kiedy ma wpaść reszta? - zapytałam, unikając tematu dziewczyny.
-Nie mam bladego pojęcia... Ali, mogę jeszcze tej sałatki? - Pat porwała miskę i patrzyła na mnie, jak jakiś kotek. KOT! Właśnie, może by im wypadało powiedzieć, że mamy jeszcze jednego lokatora? A nie, dowiedzą się kiedyś tam...
Trochę zdziwiła mnie postawa Slasha, który przyniósł Michelle pościel (chyba nawet swoją) i jako jedyny, rozmawiał z nią normalnie, bez spiny, zrobił herbaty i coś do jedzenia, bo Stevie pożarł dosłownie wszystko, co tylko zobaczył w zasięgu wzroku. Dziewczyna powiedziała, że rano się zwinie, i że już dziękuje, że może u nas spać. Nie czekając, aż reszta się zjawi, poszłam do łóżka i zaczęłam czytać jakąś książkę. Po chwili wpadł Stevie, i poprosił, żeby rozczesała mu włosy. Czego się dla takiego kochanego stworka nie robi.
Przytuliłam się w jego dywan na klacie i zasnęłam.

Dzięki Ci Boże za weekend. A szczególnie za sobotę, wolną sobotę, kiedy możesz spać do południa.
Steven jeszcze chrapał, kiedy otworzyłam oczy, więc starając się go nie obudzić, poszłam do łazienki.
Na zegarze była 12.12. I tak o mnie nikt nie myśli. W kuchni zobaczyłam Michelle, która chyba coś gotowała.
-O, cześć Alice. - przywitała mnie z uśmiechem.
-Cześć. -bardziej zapytałam, niż powiedziałam. -Przepraszam że pytam, ale nie powinnaś już wychodzić?
-Slash powiedział, że mogę zostać do kiedy chcę. I że uzgodnił to z Tobą. - popatrzyła na mnie trochę przestraszona.
-No to ciekawe, bo nic mi nie mówił...
-Jejku, przepraszam, ja... Ja już się spakuję, i za chwilę mnie nie będzie... - odłożyła łyżkę i wyszła z kuchni.
-Nie, ej. - złapałam ją za ramię. -To już zostań, a ja pogadam sobie ze Slashem, ok? -pokiwała głową.
-Dziękuję, bardzo... Masz ochotę na śniadanie?
-Tak, pewnie. A co przygotowałaś? - usiadłam przy stole i czekałam, aż Michelle nałoży mi jedzenie. Szczerze, to spodziewałam się jajecznicy, albo tostów, w najlepszym wypadku. A co dostałam? Rogaliki z ciasta francuskiego z dżemem truskawkowym, do tego kawę i sałatkę owocową. -Dziewczyno, skąd ty miałaś te wszystkie produkty? Dżem ostatnio jadłam jeszcze w Lafayette. Nie mówiąc o takich owocach.
-Wiesz, postanowiłam wstać rano i zrobiłam zakupy. Chciałam podzięko...
-Dobra, koniec z tymi podziękowaniami. Coś czuję, że zostaniesz u nas na dłużej, co ty na to? - zapytałam, nabijając na widelec truskawkę i kiwi.
-Pewnie, dzię...- popatrzyłam na nią wymownie. -Z wielką chęcią. -poprawiła się.
-ALICEEE! - oho, czyżby Pat dowiedziała się o moim zwierzaku? -Co to ma być? - trzymała na rękach wystraszonego, czarnego kociaka.
-Kot.
-Jaki kot?!
-Mój. - wzięłam kociaka na ręce i nalałam mleka do miski w kuchni. Uwielbiam, jak te małe stworki siorbią coś do picia.
-To weź go do siebie, bo Axl obudził się z nim na brzuchu. - zaśmiała się cicho. -Dlaczego Ty jesz takie dobroci, a ja nie? Michi, to Twoja sprawka? - pokiwała głową. -Ja też chcę!
I tak mała Chelle została u z nami na długi, długi czas.


Zbliżały się święta, a co za tym idzie, trzeba kupić prezenty i przygotować jedzenie. I choinkę.
Razem z Michelle, Pat i Sue wybrałyśmy się na zakupy do pobliskiej galerii handlowej. Kupowanie oryginalnych prezentów dla chłopaków to istne piekło ; najchętniej kupiłabym im po butelce Danielsa, ale Pat się uparła. Dla Izzy'ego znalazłyśmy nowe nakrycie głowy, gdyż ciężko opisać je jako kaszkiet albo kapelusz. Coś pośrodku tego. Dla Axla, Pat znalazła zestaw 3 pary bokserek - jedna czerwona, druga biała a trzecia w amerykańską flagę. Do tego perfumy. Dla Slasha płyty Led Zeppelin, jedną Pink Floydów a trzecią Jimiego Hendrixa. Dla Stevena kupiłam wielki plakat z KISS, bo wiem że ich uwielbia, w przeciwieństwie do Slasha, a do tego koszulkę z Jackiem Danielsem. Dla Duffa nie znalazłam niczego. A może nie chciałam znaleźć? Nie wiem, jemu kupiłam butelkę dobrze znanego nam trunku i paczkę fajek. Dla Sue znalazłam czarną sukienkę i naszyjnik, dla Michelle tunikę w paski i pasek z ćwiekami. Jako że zawsze zabieram Pat jej wyjebane w kosmos kosmetyki, żele pod prysznic i peelingi, to kupiłam jej wielgachny zestaw musujących kul, balsamów, szamponu i odżywek do włosów o zapachu ananasa. I jakiś olejek różany.

Prezenty dobrze schowane, więc przydało by się zacząć gotować. Przed tym, zorientowaliśmy się, że nie mamy choinki. Axl i Slash po nią pojechali, a bombki i światełka załatwiła Sue. Na szczęście, choinka była w porządku, całkiem spora i pachniała lasem. Michelle i Pat, jako że miały pomysły, ubierały choinkę, Izzy 'sprzątał' salon, Slash nakrywał do stołu razem z Duffem, Axl szukał słodyczy, które schowała Pat, a ja ze Stevenem i Sue gotowałam, piekłam i dekorowałam. Przypomniało mi się, jak Slash zrobił kiedyś rozpierduchę w kawiarni, bo nie mieli babeczki z Danielsem. W sumie, to mogłabym zrobić ''Slashie's'', jak je sam nazwał. Nakładając ciasto do papilotek ( dla niewiedzących, to ten papierek, w którym piecze się muffinkę, przyp. aut.) poczułam jak Stevie obejmuje mnie i obcałowuje po szyi.
-Ej, nie teraz... - mruknęłam.
-To kiedy? - jego ciepły oddech łaskotał mnie w szyję.
-Wieczorem. - dostał drewnianą łyżką w nos. -Obiecuję. - od jego uśmiechu można orgazmu dostać. -Wracaj do dekorowania pierników.
-Co powiesz na to, żebym im coś dorysował? - wziął do ręki rękaw cukierniczy i popatrzył na mnie błagalnie.
-Rysuj cokolwiek, byle by były skończone. Ja się biorę za kurczaka. - rzuciłam, i wyciągnęłam z lodówki wielki kawał mięcha. Gapiłam się na niego dobre kilka chwil, Sue szturchnięciem przerwała moje przemyślenia o drobiu. -Co ja mam z tym zrobić? - zapytałam, podnosząc udko, a przy tym całą tuszę kurczaka do góry.
-Może go przypraw? Sól, pieprz, papryka w proszku?
-Amatorki! - krzyknęła Pat i podeszła do nas. -Pokaż mi tego kurczaka. - doprawiła, nadziała i Bóg jeden wie co jeszcze zrobiła temu nieszczęsnemu mięsu, ale skończyła, i włożyła go do foremki. -Łuhu, co my tu mamy?


Od lewej Pat i Alice.
-Weź idź się ubierz kobieto! - podniosłam pokrywkę od garnka.
-Jesteśmy ubrane praktycznie tak samo, Miss Mokrego Podkoszulka. - sprostowała.
-Dobra, wracaj sobie do choinki. - wygoniłam ją i spojrzałam na robotę Stevena. -Kurwa, Dżisas, ja pierdolę. - facepalm i fala śmiechu.
-Pozwoliłaś mi rysować co chcę, no to proszę bardzo! - pierniczki-Mikołaje miały narysowane kutasy, Aniołkom dorobił cycki wielkości arbuza, a gwiazdki....Eh, szkoda gadać. Jednym słowem, cały Steven.
W końcu przyszedł czas na jedzenie, jedzenie i jedzenie. Wszyscy byliśmy głodni jak cholera, więc jedzenie szybko znikło z talerzy. A co to oznacza? CZAS PREZENTÓW! Zaczęliśmy od najstarszego, a że nie mogliśmy ustalić, Axl czy Izzy jest starszy, dostali prezenty w jednym czasie. Rudy poszedł odłożyć bokserki i zabrał się za czekoladowego Mikołaja. Izzy przymierzył czapkę i chyba mu się spodobała, bo cały czas w niej siedział. Potem prezenty dostali Duff i Slash ; Żyrafa wcześniej wspomniany prezent ode mnie, a od Sue koszulkę z Misfits i bilety na koncert, a Ukośnik dostał ode mnie płyty, od chłopaków nowy pasek do gitary, a od Michelle 4 bandanki i okulary przeciwsłoneczne. Steven dostał od chłopaków kask z dwiema puszkami Danielsa z Colą (kij z tym, że już taki ma), od Pat koszulkę Pearl Jam, a ode mnie plakat z KISS i koszulkę z Danielsem. Potem kolej na  Michelle, w ogóle zdziwiona, że cokolwiek dostała. Cieszyła się ogromnie ze wszystkiego. Potem prezenty dostały Sue i Pat, a potem ja. Od Stradlina książkę o samobójcach, supcio. Od Pat i Sue nową, śliczną sukienkę, od Axla perfumy a od Slasha naszyjnik.
Michelle ;)
Wesołych Świąt (;







-Alice, to jeszcze jest dla Ciebie. - Steven podał mi płytę. -Mam nadzieję, że Ci się spodoba. - popatrzyłam na nic niemówiącą mi okładkę, tytuł ani nazwę zespołu. -Polski. - niczego, oprócz angielskiego tytułu i skrótowej nazwy zespołu nie mogłam odczytać. 'Heavy metal world'  tak brzmiał tytuł płyty, a zespół nazywał się TSA*
-Dziękuję Stevie. - chłopak dostał buziaka w policzek, a ja oglądałam swoje prezenty. -Zaczynamy to obchodzić jak normalni ludzie. Pod łóżkiem jest kilka butelek Johnniego Walker'a, ktoś chce? - pytanie retoryczne w tym domu. Duff podzielił się fajkami, Slash włączył płytę Led Zeppelin, jeśli dobrze pamiętam to była to 'Houses of Holy', ja przyniosłam procenty, a Izzy wyciągnął trochę hery. Każdy wciągnął po kresce, nawet Michelle. Jak zwykle dla panów Stradlin i Adler jedna krecha to za mało, więc poszli załadować do łazienki . Duff jak zwykle opowiadał historie Kapitana Misia, a ja nie miałam ochoty go słuchać. Nie mam ochoty na niego patrzeć. Nie mam ochoty przebywać z nim w jednym domu, jednym mieście, a nawet kraju. Cała ta jego pierdolona nonszalancja i wzrok w stylu 'jestem boski, więc przelecę każdą' doprowadzają mnie do szału. Ja serio nie wiem, jak Sue z nim wytrzymuje. Och, cóż za jebany pech, pan McKagan skończył pierdolić, bo wódka mu się skończyła. Pożegnałam się z resztą, jeszcze raz podziękowałam za prezenty i poszłam do mojego pokoju.
      Trzymałam w ręce płytę TSA, i włączyłam ją. Wybrałam ciekawie zapowiadającą się piosenkę '51'. 
Już po pierwszych dźwiękach poczułam, że to nie jest radosna piosenka ; była pełna smutku i melancholii, choć nie rozumiałam tekstu. Mniej więcej w połowie solówki do pokoju wpadł Steven.
-No to co... - złapał mnie w talii. -Coś obie..
-Cicho. - zahipnotyzowana, słuchałam niesamowitego wokalu i przepełnionej uczuciami gitary. Piosenka się skończyła, więc wyłączyłam płytę. -Wiem, że coś obiecałam. Wiem. - popatrzył mi w oczy.


-Ty nie słuchasz muzyki, ty ją pochłaniasz. - uśmiechnął się i zamknął drzwi na klucz. -Niesamowite. - wplótł ręce w moje włosy i całował mnie. Nasze pocałunki były coraz bardziej łapczywe i namiętne, więc szybko wylądowaliśmy na łóżku. Zrzucił ze mnie koszulkę i spodnie, a uczyniłam to samo.Wsunęłam ręce pod jego bokserki, a on odsunął się lekko od moich ust. -Alice? - mruknęłam tylko, czekając na odpowiedź. -Możesz ściągnąć ze mnie to cholerstwo? -zaśmiałam się lekko, i zrobiłam to, o co prosił. Chwilę potem zostałam całkiem pozbawiona bielizny. Poczułam jak przejeżdża językiem po mojej kobiecości a potem wchodzi we mnie zdecydowanie...



Sytuacja w domu wyglądała następująco - Axl, Slash, Steven, Izzy, Duff, Pat, Michelle i ja. Często wpadała też Sue, więc było wesoło. Dużymi krokami zbliżał się Sylwester, a co to oznacza? Że Gunsi wyprawiają imprezę roku. Problem w tym, że Hellhouse było duże, a nasze mieszkanie nie pomieści wszystkich naszych znajomych. Czyli trzeba przenieść imprezę do kogo innego. Był 30 grudnia 1986 roku. Jako że Sue i Duff poszli na koncert, wybrałam się spacer ze Stevenem, Slashem i Michelle. Młoda siedziała cicho i trzymała się blisko Hudsona, ja szłam z perkusistą za rękę. Weszliśmy na Sunset Strip w poszukiwaniu monopolowego.
Pod jednym z nich spotkaliśmy tych oto panów:



Michael 'Flea' Balzary i Anthony 'Tony' Kiedis

  -Michael! Człowieku, ile ja cię nie widziałem! - krzyknął Slash. -Tony, urosłeś. - długowłosy zmierzył go wrednie. -Co u Was?
-Saul, człowieku. Płytę wydaliśmy! - powiedział z dumą Flea.
-A idź, musisz wszystko wygadać? -skarcił go Tony. -Ta, 'Freaky Styley'...Ale coś się nie sprzedaje. A co u Ciebie?
-Gram w zespole, na gitarze prowadzącej. Guns N' Roses.
-Odkąd Cię pamiętam z liceum, zawsze grałeś na gitarze. - przyznał Flea. -Ja gram na basie.
-W ogólniaku wolałeś trabkę. -zaśmiał się Mulat. -Dobra, my tu pitu-pitu. a to jest Alice. - pokazał na mnie, i przywitałam się z chłopakami. -To Michelle. - dziewczyna w końcu się uśmiechnęła. -A to ta niezdara Steven.
-Stevie! Człowieku, pamiętam jak wtedy wyjebałeś się na desce, i Saul musiał Ci udzielić pierwszej pomocy. - poklepał go po ramieniu Flea. -Dobra, pytanie prosto z mostu. A w sumie nie pytanie, ale rozkaz. Jutro ostatni dzień roku, więc przychodzicie do nas! Tu masz adres. -podał mu karteczkę. -Bierz zespół, gitary i panienki. - zmierzył jeszcze raz mnie i Chelle. -Do jutra! - krzyknęli i poszli. Czyli sprawa imprezy wyjaśniona - idziemy do Tony'ego i Flea.


Stanęłam przed szafą. Moje ulubione pytanie - co ja mam ubrać? W sumie, i tak nie ma to większego znaczenia, bo pewnie skończę imprezę w samej bieliźnie.


Alice.

Całą dziewiątką wybraliśmy się do mieszkania Tony'ego i Flea ; było dużo, dużo większe niż nasze, pełno jedzenia, picia, sterty płyt. Rewelacja. Przed dwunastą byliśmy tak najebani i naćpani, że nie pamiętam niczego, oprócz biegania Axla po ulicach Los Angeles w przebraniu żółtego kurczaka.
Dużo śmiechu, hery, alkoholu, muzyki i tak w kółko, dopóki nie urwał mi się film.


Obudziłam się w jakimś cholernie dziwnym pokoju, chyba prochy jeszcze działały, bo widziałam tylko rozmazane kształty. Co oznacza, że powinnam jeszcze spać.

Po drugim przebudzeniu się, mój wzrok był już wyostrzony. Leżałam na ziemi, obok mnie pełno nieznanych ludzi, doniczka z fikusem i...czy ja widzę wózek inwalidzki? To jest chore. Wstałam powolutku i rozglądnęłam się. To nie było mieszkanie chłopaków z Red Hot Chilli Peppers, to nie było nasze mieszkanie. W tłumie leżących ludzi zobaczyłam głowę McKagana. No super, nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Wróć, widzę jeszcze mordkę Michelle. Uf.. Jest lepiej. Wyjrzałam za okno.
-Jasna cholera. - przeraziłam się. -To nie jest Los Angeles. Jestem w Nowym Jorku.- wtedy obudził się Duff i popatrzył na mnie.
-Co ty Black znowu pierdolisz, jaki Nowy Jo... O kurwa, no to ładnie.






* TSA - dlaczego akurat ten zespół? No więc jakiś czas temu byłam na ich koncercie w Krakowie, i według mnie jest godny polecenia ;) A że działali tez w latach '80, to tym bardziej pasuje tutaj xd


6 grudnia 2012

15. With all the changing seasons in my life...

Eeeeej, haloo, jest tu kto? Nie wiem na jak długo, ale wróciłam. Cieszy się ktoś? Jeśli tak, to napisz  w komentarzu, teraz jest dostępna opcja, że można je pisać anonimowo ;) Wciskajcie też wybraną reakcję na  końcu rozdziału, ok?
Piszcie też, kogo mam informować, bo jak na razie, to chyba mam tylko Ninde, którą pozdrawiam ;P  Kurczę, mam takie marzenie, żeby do końca roku było 2000 wyświetleń... Pomożecie? ^^
A tak by the way, chyba nie podoba Wam się nowy blog ...Szkoda, myślałam że to 'coś' będzie miało więcej czytelników...Eh, no cóż, nic nie poradzę.
Miłej lekturki :D


Alice.
-Steven...-mruknęłam. -Wiesz, że trzeba wracać do domu?
-Wiem. Ale nie chcę. - przytulił się do mnie.
-Jutro idziemy do pracy, trzeba jakoś odzyskać Hellhouse, no nie? - podniosłam się i strzepałam piasek z ud.
-No trzeba, nie możemy wiecznie mieszkac u Was. Znaczy mi to pasuje, nie wiem jak Wam. - uśmiechnął się.
-Ty mi nie przeszkadzasz. - przeczesałam jego włosy. -Idziemy? - pokiwał głową i ruszyliśmy w stronę naszego 'obozowiska'. Bardzo zdziwiło mnie to, że nie byli tak bardzo nawaleni jak myślałam.
-Czy wyglądam jak lesbijka? - po tym pytaniu Axla, zwątpiłam w to, o czym przed chwilą pomyślałam.
-Tak, wyglądasz. Szczególnie jak Ci się zrobił taki loczek przy skroni. - pokazał mu Duff.
-Jaki loczek? Jaki kurwa loczek?! - przejechał nerwowo kilka razy po wskazanym miejscu.-Pat czy ja mam loczki?
-Ee..Czy ja...- próbowała się skupić.
-Czyli mam? O Boże...-załamał się rudy. -Czy to jest śmiertelne?
-Rose debilu. -odezwał się w końcu Mulat. -To jest śmiertelne. A ja żyję tylko temu, że jestem Bogiem. Bogiem Gitary. - rzucił arogancko.
-Ekhem. - odchrząknęłam. -Przepraszam że przerywam ten dylemat kręconych włosów...- mocno zdezorientowana Pat pocieszała Axla. -Ale jutro idziemy do roboty, więc powinniśmy się zbierać.
-Ja nie mam pracy. -Duff otworzył kolejne piwo, a ja wyrwałam mu je z ręki. -Ej! Oddawaj!
-To sobie ją znajdziesz. A piwa nie oddam. -popatrzyłam na resztę towarzystwa. -Dobra, to kto jedzie?
-Taaak...Więc Axl odpada - Pat spojrzała na zasypiającego na jej kolanach wokalistę. -Slash wypił już ponad połowę tego, co przywieźliśmy...Izzy?
-Nie wziąłem prawka. - przyznał rytmiczny
-Sue? Duff? - Pat błagalnie spojrzała na niebieskowłosą.
-Zabraniam jej jeździć MOIM autem. - powiedział stanowczo McKagan. -Sue, nie obraź się, ale bałbym się o własne życie, jeśli jeździłabyś ze mną po parkingu o północy. - Dziewczyna odegrała mu się, i cała jego mordka obsypana była piaskiem. Mówiłam już, jak lubię tą dziewczynę?
-Pieprz się. Sam nie jeździsz lepiej. -Sue wstała i zaczęła zbierać ręczniki i koce. -A teraz nie pojedziesz, za dużo wypiłeś. Nie mam ochoty umierać w wypadku samochodowym.
-Sebastian? -zapytała Pat.
-Jeśli tylko Duff się zgodzi to ok. - wstał i podszedł do basisty -Mogę kluczyki?
-Bierz. - rzucił kluczykami do Bacha.
Zebraliśmy się w miarę szybko, butelki po piwie wyrzucone, ręczniki i koce zabrane.

                                                                                                                                                                 


 -Czekajcie! - krzyknął Izzy, kiedy weszliśmy do auta. -Mamy mało zdjęć!
-To Ty wziąłeś aparat? - zapytała Sue.
-Zawsze lubiłem robić zdjęcia, co poradzę... - wysiadł z auta. -Trzeba mieć jakieś pamiątki, nie?
Przyznaliśmy mu rację, wszyscy lubimy wspominać dobre czasy. A oto i one :

Sue.

Panie i Panowie, oto Pat!
Nie wiem gdzie Izzy znalazł takie boskie coś na czym stoję, ale zdjęcie jest genialne!
Znalezione obok plaży  leżaki.
Stevie, czy Ty się modlisz? O.o
Sue ; )
                                                                                      






                                       
-Koniec tych słit foci. Jedziemy. -burknął Slash.
Wsiedliśmy do samochodu, Sebastian uruchomił silnik i ruszyliśmy. Co to by była za podróż, gdyby ktoś nie zaczął grać na gitarze, ktoś śpiewać a ktoś inny wybijać rytm na przednim siedzeniu! Droga upłynęła nam całkiem spokojnie. No prawie.Przy drodze stał nie kto inny, jak patrol drogowy.
-Macie przy sobie dragi? - rzucił nerwowo Sebastian.
-Trochę, a chcesz? - odpowiedział nieświadomy niczego Duff.
-Radziłbym Ci coś z nimi zrobić, gliny będą nas przeszukiwać. - w Vanie rozległo się ciche 'kurwa mać'. No to po nas, jeśli te psy coś znajdą. Gorączkowo zastanawialiśmy się, gdzie mamy schować dragi. -Machają już, żeby zjechał na pobocze. Schowane?! - głos Sebastiana lekko się załamał. Ukryliśmy towar pod kapeluszem Saula, który spał. Chyba się uda. Chyba. Zahamowaliśmy.
-Dzień dobry. Komendant Shellman. Mogę wiedzieć, gdzie się Wam tak spieszy? -przedstawił się policjant w średnim wieku. -Poproszę prawo jazdy.
-Już... -Bach włożył ręce do kieszeni, i nerwowo zaczął je przeszukiwać, mając na sobie wzrok niemiłego policjanta.
-Ee..Sebastian...? - zobaczyłam, że jego prawko leży na ziemi, lekko zalane Nightrainem. -Nie szukaj juz, mam je. - wytarłam szybko dokumencik i podałam je Bachowi.
-Dzięki Alice. -przetarł jeszcze papier kilka razy i podał je komendantowi. -Proszę bardzo. - chłopak wysilił się na lekki uśmiech.
-Proszę wyjść z samochodu, wszyscy. -rzucił oschle mężczyzna i oddał Sebastianowi dokumenty.
Kazaliśmy Slashowi spać, a my wyszliśmy z Vana.  Przeszukali nas powoli i dokładnie, ale niczego nie znaleźli.
-Andrew, zobacz czy kogoś nie ma w środku.- owy 'Andrew' podszedł do auta i chciał je otworzyć kiedy nagle powiedziałam :
-Panie policjancie... -udawałam, że strasznie się spieszymy. -Bo tam jest nasz przyjaciel...
-No to niech wyjdzie! -warknął na mnie.
-Ale..On nie może...Śpi. - Pat popatrzyła na mnie, jakby chciała powiedzieć 'Co ty znowu wymyśliłaś?!' -Za długo był na słońcu, rozumie pan.... I nasz przyjaciel ma teraz gorączkę, boli go głowa...
-Gówno mnie to obchodzi, macie go obudzić! - krzyknął na mnie.
-Ten chłopak jest odwodniony, jechaliśmy do szpitala! - dołączył się Steven, widocznie zrozumiał, co miałam na myśli. -Jeśli do 20 minut nie dostanie butelki wody to... - teatralnie załamał mu się głos.
-Czemu nie mówiliście od razu?! Jedźcie! - pogonił nas policjant. -Macie tu małą butelkę wody, może wystarczy...
-Dobrze, dziękujemy. Do widzenia! - rzucił Axl i zamknął za sobą drzwi.
-Uff! Mało brakowało! -powiedziała Sue. -Dobra jesteś Alice, ja bym tak chyba nie umiała!
-Dzięki.
Reszta drogi minęła spokojnie, bez żadnych kontroli i stresu. Pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu, to prysznic. Kocham wszystkie pachnące żele, peelingi i olejki do kąpieli. Szczególnie, jeśli to rzeczy Pat.
Po długim prysznicu zrobiłam nam coś w stylu kolacji. Spaghetti powinno zasmakować, nie?
Miałam rację, rzucili się na jedzenie jak zwierzęta, dosłownie. Kiedy wszyscy jeszcze jedli, poszłam włączyć telewizję, może będzie jakiś ciekawy koncert... Pudło. Jakiś badziewny koncert Stonesów, durny serial 'obyczajowy' , telezakupy, Poison na MTV...
-Kurwa mać! Co te kutasy robią w MTV?! - krzyknął Axl i podszedł do telewizora -Ja pierdolę!
-Jakie kutasy? -zapytała Pat.
-Te chujki są w MTV, rozumiesz? - sprostował Duff. -Uwierz mi, takiego gówna jeszcze nigdy nie słyszałaś. -Chyba nie może być aż tak źle, skoro puszczają ich w telewizji? -zapytałam, i szczerze tego pożałowałam. Wkurwiony Rose pogłosił owy 'Poison'. Przed refren stwierdziłam - Faktycznie jest źle. Jest bardzo źle.
-Musimy jak najszybciej wydać płytę i zmieść to gówno z telewizji. - Stevie jak zwykle myślał pozytywnie.
-Spokojnie, jeszcze będziecie najbardziej znanym zespołem na świecie. - uśmiechnęłam się. -Wszyscy jutro mamy na 9 rano, więc przygotujcie budziki, albo obudzę Was patelnią. Dobranoc!






8 kurwa rano.

W jebany poniedziałek.
-Wstawaj pani kierownik. -obudził mnie Steven w durszlaku na głowie. -Śniadanie! - w ręku trzymał tacę z jajecznicą i sokiem pomarańczowym.
-Stevie...kochany jesteś. - uśmiechnęłam się ospale. -Po co Ci ten durszlak? - zaczęłam się śmiać.
-Bo wiem ze Cię śmieszy. - usiadł na łóżku i wpatrywał się we mnie.
-Zjedz ze mną, bo widzę jak się patrzysz. -podałam mu widelec.
-No myślałem, że już nigdy tego nie powiesz! - Popcorn zaczął jeść, a ja zaczęłam się ubierać. Dobrze powiedziane : zaczęłam. Postawiłam na pełny profesjonalizm, nawet jesli mam pracować jako kelnerka w barze. Ubrałam się i poszłam do łazienki, Izzy krzątał się po kuchni, pewnie w poszukiwaniu jedzenia. -Izz?
-Tak? - zaspany czarnowłosy chłopak wysilił się na uśmiech.
-Sprawdzałam tylko, czy żyjesz. Wyglądałeś jak zombie. -otworzyłam drzwi do łazienki i rzuciłam ubrania na ziemię. Szybki prysznic, makijaż , ubranie i byłam gotowa. Wróciłam do siebie, w idealnym momencie, kiedy Adlerek zmieniał majtki. -Ja to mam szczęście! - śmiejąc się, zasłoniłam oczy dłonią. -rusz się!
-No już, już. -blondyn zapiął rozporek od dżinsów i wyszedł z pokoju. -Idę obudzić resztę!
Korzystając z okazji, położyłam się na łóżku i odpaliłam papierosa. Przed przebywaniem w towarzystwie rockmanów skonsultuj się z lekarzem bądź psychiatrą, gdyż każdy ruch niewłaściwie postawiony zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.




Wychodząc całą  7 do pracy (o dziwo szanowny pan McKagan ruszył swój zad w poszukiwaniu roboty) gadaliśmy i śmialiśmy się cały czas. Axl skręcił do wypożyczalni kaset, Izzy w stronę kina, Slash w kierunku zoologicznego, a Pat i ja skierowałyśmy się do baru.
Każdy chyba potrafi sobie wyobrazić, jak się pracuje w Los Angeles, więc Use Your Illusion , bo mi się tego pisać nie chce.
Pracowaliśmy od poniedziałku do piątku, dzień w dzień po prawie 12 godzin. W piątek Pat skończyła wcześniej, i wyszli gdzieś z Axlem, Duff miał nocną zmianę w muzycznym (choć nigdy nie słyszałam o takich sklepach czynnych 24 na dobę, ale ok...), Izzy pojechał po specjalne struny do gitary na drugi koniec miasta a Stevena wzięli na jakiś kinderball, miał się biedaczek przebrać za klauna przynoszącego pizzę.
Siedząc w tym ciemnym barze, czyszcząc szklanki i kufle, zobaczyłam  zarys znajomej postaci ; masa ciemnych loków i kapelusz.
-Cześć Aly. Co tam? - zapytał i wyciągnął plik dolarów. -Dostałem dziś tygodniówkę. Niezła sumka.
-Kończę za jakieś...-popatrzyłam na zegar. -Teraz. Też powinnam dostać tygodniówki, poczekaj chwilę.-na zapleczu stał mój szef, jak zwykle z papierosem z ręku i młoda dziewczyną u boku. -Dzień dobry szefie. -wysiliłam się na uśmiech. -Mogę dostać wypłatę?
-Tak, już...-mężczyzna przeszukał kieszenie -Ile to miało być?
-Pracowałam 5 dni pod rząd przez 12 godzin. Praktycznie bez przerwy. Czyli 540 dolarów. -rzuciłam prosto z mostu.
-Aż tyle? Chyba inaczej się uma...
-Umawialiśmy się 9 dolarów za godzinę. - wyciągnęłam rękę -Mogę te pieniądze?
-Proszę bardzo. - rzucił oschle i zaczął się dobierać do tej dziewczyny.
Wyszłam z zaplecza, a przy barze wciąż czekał Mulat.
-Ok, pieniądze są. Idziemy? -wzięłam torebkę i wyszłam zza lady.
-Idziemy. - w końcu mogłam pooddychać świeższym powietrzem. Było koło 21, więc zrobiło się dość ciemno. Szczerze, to polubiłam Slasha ; rozmowa z nim nie jest jedynie zabawna, ale i całkiem inteligentna.
 -Znam skrót, chodź tędy...-złapał mnie za nadgarstek i przeszliśmy wąską, ciemną uliczką rodem z horroru.
-Stój. -rozglądnęłam się dookoła. -Słyszysz? -schyliłam się.
-O kurwa...- przeraził się Slash.

28 listopada 2012

Kolejne informacje...

Mam nadzieję, że nie narobiłam nikomu nadziei na nowy rozdział. No niestety...
Chciałam napisać i jednocześnie zaprosić na nowego bloga, bo niestety mam irytująco małą liczbę wejść...
Do wszystkich, którzy czytali tego bloga ; Proszę w komentarzu napiszcie adresy swoich blogów ;)
A więc to  nowy blog, mam nadzieję że się spodoba :3



http://long-way-to-the-top.blogspot.com/





PS. Czy ktoś oprócz mnie wybiera się na Slasha? *.*

Całusy, Rocket Queen.

23 listopada 2012

14. I'm sorry, I'm sorry for you. + Informacja...

Przepraszam, przepraszam że tak długo czekaliście. Przepraszam, że taki krótki, ale jest powód.
Chodzi mi o to, że nie mam pomysłu. Przynajmniej teraz... Zakładam nowego bloga, współczesnego. Wiem, że owego chyba jeszcze nie było. Wiecie, marzenia nastolatki, Slash i Myles Kennedy, Los Angeles...
Mam nadzieję, że nowy blog będzie się Wam podobał, tak jak ten. Nie usuwam go, tylko zawieszam. Jeśli tylko mi coś przyjdzie do głowy, to napiszę, obiecuję. Jeszcze raz przepraszam...






Siedzieliśmy na piasku wtuleni w siebie. Nie obchodził mnie deszcz, nie obchodziło mnie zimno, nie obchodziło mnie to, że przyjaciele nas wołają. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się czułam. Tak bezpiecznie...
-Alice...? - wyrwał mnie z myślenia chłopak.
-Hmm? -oparłam głowę o jego ramię.
-A co jak to spierdolę? - popatrzył na mnie poważnie niebieskimi oczami.
-Steve, przestań. Będzie dobrze. Nawet bardzo...- cmoknęłam go w usta. -Wracamy do nich?
-Do tej bandy zjebów? Dobra, wstawaj. - podniósł się z ziemi i podał mi ręce.
Powolnym krokiem szliśmy do 'bandy zjebów'. Poczułam jak Steven dotyka ręką mojej dłoni, odruchowo ją osunęłam.
-Przepraszam, nie powinienem...- podrapał się po głowie nerwowo.
-Nie o to chodzi, tylko...-popatrzyłam na niego, krople deszczu jeszcze delikatnie spadały. -Wytłumaczę Ci kiedyś...- podłamał mi się ton głosu, ale starałam się opanować. Złapałam perkusistę za rękę. -Idziemy.
Doczłapaliśmy się do naszego obozowiska, przy którym siedział cały zespół razem z Pat i Sue. Nikt nie był zdziwiony, że trzymamy się za ręce. Zaplanowali to! Niezręczna cisza...
-Nosz kurwa gratuluję! - rzuciła się na mnie Pat, walnęłyśmy zwłokami na ziemię.
-Dzięki... -podniosłam się z ziemi. Zobaczyłam jak wszyscy chłopcy rzucili się na Stevena. Wszyscy oprócz Duff'a.
-Zaraz, to wy ze sobą chodzicie? - zapytał zmieszany basista. Stevie złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Tak, chodzimy. Zazdrosny? - zapytałam.
-Nie. Życzę powodzenia. -popatrzył na mnie z pod łaba, sukinsyn. -Krzyżyk na drogę Stevie.
-Ej, Duff. Weź się uspokój. - wtrąciła się Sue. - Gratuluję Ali, dużo szczęścia! - przytuliła mnie, po czym zmierzyła wrednie Duffa. Dobrze mu tak!
-W takim razie - zaczął Sebastian - Mój najlepszy przyjaciel ma zajebistą dziewczynę, więc....
-Trzeba to opić! - krzyknął Slash i poszedł do Vana po Nightraina. -Dobra, łapcie! - rzucił nam po butelce, kolejny raz wrócił do auta, zabrał kolejną porcję i gitarę.
-A teraz po co Ci gitara? -  Izzy zapytał i odpalił papierosa.
-Bo będziemy kurwa jego mać komponować. - popatrzyliśmy się na niego. Plaża. Jeszcze trochę pada, a ten chce piosenki pisać. - W końcu coś trzeba mieć na płycie nie? - pokiwaliśmy głowami i zaczęliśmy myśleć nad słowami. W naszym przypadku pisanie słów wygląda tak : "Przynieś jeszcze Nightraina!"
-Axl? - zapytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy Izzy. - Pamiętasz Joan ze szkoły?
Rudy odrazu walnął śmiechem, po czym Pat zrobiła to samo. Joan, Joan...O matko ta Joan! Też leżałam na ziemi  i się śmiałam (czyt. dusiłam ze śmiechu a piasek wpadał mi do buzi) Sebastian, Steven, Duff, Slash i Sue byli mocno zdezorientowani, też bym była na ich miejscu.
-Powiecie o co chodzi? -zapytała Sue kiedy się już uspokoiliśmy.
-Izz, ty mów. - otworzyłam zębami kolejnego jabola.
-Ale czemu ja? Rudy, ty mów. - śmiał się rytmiczny.
-A więc to było tak...- nasza czwórka znów leży na ziemi i dusi się ze śmiechu. -Chodziliśmy z taką Joan to szkoły...Jej rodzice mieli pole kukurydzy...- kolejny atak śmiechu. -I ona często musiała łuskać kukurydzę...
-I co w tym śmiesznego? - zmierzył nas Duff.
-Jeszcze nie koniec...- zabrała głos Pat. -I miała tam jakiegoś chłoptasia... Anyway, te pola były wielkie, więc jak się przed kimś uciekało, to chowaliśmy się w tych polach.
-I teraz będzie najlepsze. - uprzedziłam słuchaczy.
-Właśnie. Pewnego dnia, kiedy w czwórkę zwiewaliśmy przed psami, spotkaliśmy Joan. I jej chłopaka. Który ją TAM jebał od tyłu. - Chyba zrozumieli, bo wszyscy się głośno śmiali.
-Te, to jest dobre na piosenkę! - rzucił Saul.
-Umrę ze śmiechu, jeśli ja to będę musiał śpiewać! - zauważył Axl.
-To ja zaśpiewam, tylko słowa wymyślcie. -zaproponował Duff.
-She's a cornshucker , a real buttfucker ...-nucił Izzy.
-Dobre, dawaj dalej! - zachęcała Sue.
-Gotta wash my dick after she makes me buttfuck her? - rzucił Rudy i zapisał w jakimś zeszycie.
-I to możemy powtórzyć ze 2 razy. - podkreślił Steven.
-Ok, a co dalej? - zapytała Pat.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam nucić :
-Gimme a dime , gotta call my pimp. When I heard her ask it made me go limp. Two weeks later my sex life was drab. Instead of a wang all I had was a scab... - Adler patrzył się na mnie lekko zdziwiony. TAK, ZBOCZONE DZIEWCZYNY SĄ NAJLEPSZE!
-You better think I'm first, 'cause I've got a dick like liverwurs! - dokończył Axl. - Dobre! Ali, sama wymyśłiłaś tą zwrotkę?
-Tak, coś mi po głowie chodziło...-uśmiechnęłam się lekko. -Slash, wymyśliłeś jak to może brzmieć?
Nie czekałam długo na odpowiedź, Mulat zagrał wszystko prostymi akordami, brzmiało świetnie.
-Co dalej? - wtrącił się Sebastian.
-Powtarzajcie refren dopóki nie padniecie ze śmiechu. -rzuciła Pat.
-Dobra, próbujemy. Dziewczyny, liczcie ile damy radę. - Izzy poszedł po swoją gitarę. -Slash, jak to zagrałeś?
-Na początku masz E, potem G, potem dwa razy A. I tak cały czas. - Mulat podał rytmicznemu kostkę.
-Gram bez kostki, dzięki. A potem może być ... - Izzy wziął ołówek do ręki i coś napisał w zeszycie, potem to zagrał. - E, G, A , A , E,  G,  A, A, E, G , A. Przy tym, co wymyśliła Alice.
-Pasuje, no to chłopcy, śpiewajcie! - zachęciłam ich.
Wymienili spojrzenia i zaczęli. Axl po pierwszych słowach padł, więc śpiewał Duff. Spontaniczność rządzi ; śpiewając, dodali kilka tekstów w ich stylu " Ooh I like it! So tight! Kinda tongue in cheek, you know?"
-Brawo chłopcy, 24 razy był refren! - klaskała Sue.
-Not bad. - rzucił Adler. - Przestało padać, wracamy do wody? - popatrzył na mnie blondyn.
-Dzięki, ale jakoś nie mam ochoty...- powiedział Axl i przytulił Pat.
-Ja chyba nie skorzystam. - Slash odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Reszta ludu nie miała ochoty na powrót do oceanu, więc poszłam tylko ze Steviem.
-Tylko proszę Cię, nie wrzucaj mnie do wody, ok?- zrobiłam słodkie oczka i zaplotłam dłonie na około jego szyi.
-Eh..No dobra. - położył mnie delikatnie na piasku, jakbym była z porcelany i zaczął całować mój brzuch. Automatycznie zaczęłam się śmiać, moja wina że łaskotało? - Kobieto, nawdychałaś się czegoś? - poparzył na mnie niebieskimi oczami.
-Nie, niczego. -uśmiechnęłam się i popatrzyłam w niebo. Chmury się rozeszły, a niebo zrobiło się obłędnie błękitne. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały nasze twarze, a fale rozbijające się o brzeg chłodziły stopy.


Steven:

Chyba jeszcze nie było tak dobrze. Nigdy. Kiedyś myślałem że tylko prochy dają szczęście, a jednak. Alice jest teraz moją kokainą. Kurwa, Adler co ty pierdolisz? Podoba Ci się, a ty już masz rozdwojenie jaźni...


5 listopada 2012

13. Happy fuckin' birthday, RocketQueen!

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ, JESTEŚCIE CUDOWNI! Nie pomyślałabym, że ten chłam będzie ktoś czytał!
Baardzo krótki, urodzinowy rozdział. Dziękuję wszystkim za życzenia i te boskie rysunki od Sue i od Patrycji-Virginii. Steven i Slash już wiszą na ścianie! ;*
Przepraszam za błędy, bo pewnie są.



Przetarłam oczy. Co się wczoraj działo? Pamiętam tylko urywki, migawki. Była impreza, to jeszcze kojarzę. Potem w cholerę wódki, Danielsa i Nightraina. Prochy też były. I tamta orgietka. Osz kurwa, orgietka. Obok mnie leżała Pat, Dave, Slash i Sebastian. Ten ostatni był wtulony we mnie. ON BYŁ WE MNIE WTULONY, JEBAŁAM SIĘ Z BACHEM! Moje powieki były tak cholernie ciężkie, zasnę jeszcze na chwilę.
Obudziły mnie jakieś szarpnięcia. Ktoś zaczął mi związywać nogi i ręce.
-Ej kurwa co...-nie dokończyłam, bo zawiązano mi buzię. Oczy też zostały przykryte. Zaczęłam się rzucać i kopać, więc dostałam od kogoś w tyłek. Zajebioza. Jeżeli się nie mylę, to podniosły mnie 2 osoby i zniosły na dół. Wrzucili mnie chyba do samochodu i zaczęliśmy jechać. Matko, czy te prochy jeszcze działają? Słyszałam tylko stłumione krzyki typu "W lewo skręć chuju" , "Weź kurwa tą gitarę!" ...
Po kilku godzinach osóbki-porywacze raczyli wyciągnąć mnie z auta w którym waliło szczurem na ciepły piasek. Odwiązali mnie ze wszystkich szmatek i zaczęli się szczerzyć. Wszyscy po kolei : Pat, Axl, Steven, Duff (On się do mnie uśmiechał, noł łej!), Slash, Izzy ,Sebastiani Sue.
-Mogę wiedzieć co my robimy na...plaży? - rozejrzałam się. -W listopadzie?
-WSZYSTKIEGO KURWA NAJLEPSZEGO ALICEEE! -krzyknęli chórem.
O fuck, 5 listopada, urodzinki moje.
-O jejku, dzięki Wam. -wstałam i przytuliłam wszystkich. McKagana też, naciągało mnie, ale się poświęciłam. -Ale musieliście mnie tu wywieść? W domu też by było ok....
-Ale w domu nie zjadłabyś tortu na plaży! -uśmiechał się szeroko Adler.
-Stevie, musiałeś wygadać o torcie? -Popatrzyła na niego Pat. -A więc mamy zajebisty tort, ale musimy go zjeść szybko, bo zaraz się rozpłynie. -dziewczyna popatrzyła na turlających się po piasku Slasha i Axla..-I będzie cały w piasku.
-Dobra! To co, jemy fuckers? -zapytałam z bananem na twarzy.
-Jemy jemy. Głodny jestem. - odpowiedział Sebastian.
-Pat czekaj. Wszystko pięknie, ładnie, ale ja nie mam stroju ani nic...
-Dlatego ciocia Pat się tym zajęła. Wskakuj w ten kostium bejb. - rzuciła mi bikini. Czy ta dziewczyna nie jest boska?
-Dziękuję. Za wszystko. -uśmiechnęłam się. -Pat?
-Hmm? - zaczęła kroić torcik w Vanie.
-Pamiętasz co się wczoraj działo?
-Hhaha, tak mniej-więcej. -popatrzyłam na nią. -A więc była niezła orgia...
-To wiem, ale możesz mi powiedzieć z kim się jebałam? -mówiłam cicho, żeby nikt po za nią nie usłyszał.
-Z Popcornem. - rzuciła.
-Serio? - usiadłam na piachu. Ale kurwa jazda.
-Serio serio. - podała mi kawałek tortu. -Wcześniej prawie z Bachem, ale biedaczek nie miał siły. Potem do Ciebie przyszedł i wtulił się w naszą Alice.
-Skąd Ty to wszystko wiesz, hmm? - zjadłam pierwszy kawałek ciasta.
-Wiesz, pijana byłam, ale tableteczek tak dużo nie wzięłam. -uśmiechnęła się do mnie. -Chłopaki, ruszyć dupska na ciastoooo! -krzyknęła. Natychmiastowo pojawili się rockmani.
-Ja chcę największy! -przepychał się Axl.
-No chyba cię synek pojebało, ja chcę największy! - wrzeszczał do ucha Axla Duff.
-Cipy, weźcie się uspokójcie.- warknął Slash. -Ja dostanę największy!
-Pat, pokroisz to w tym roku? - pytał niecierpliwie Izzy.
-No już już! Proszę, kawałek dla Stevena, dla Slasha, dla Duffa, dla Izzy'ego -podawała każdemu papierowy talerzyk z dużym kawałem ciasta. -Dla Sue, dla Sebastiana, dla Axla i dla mnie.
Kiedy ja ostatnio obchodziłam tak miło urodziny? Pamiętam moje 10, ciocia upiekła dla mnie tęczowy torcik, fajny był. Przyjaciele to wielki skarb. Kiedy zjedliśmy, przebrałam się w Vanie w strój kąpielowy razem z Sue i Pat.
-Idziemy do wody? -zapytała Sue.
-Czemu nie? Za to właśnie kocham L.A.; w listopadzie możesz śmiało kąpać się w ocenie! -uśmiechnęła się Pat. -Widzę że chłopcy są już w wodzie, idziemy! -zaczęła biec przez plażę do wody i zanurkowała w oceanie. -Kurwa ale zimna! -wrzasnęła -Ale zajebista! Chodźcie!
Wymieniłyśmy spojrzenia z Sue - biegniemy! Zanurkowałyśmy w chłodnej wodzie.
-Nie przesadzaj, nie jest taka zimna! -ochlapałam dziewczyny. Poczułam jak coś łapie mnie za kostki i ciągnie mnie w dół. Pod wodą otworzyłam oczy i zobaczyłam nurkującego Izzy'ego który chwycił mnie za kostki, Axla wciągającego Pat i Duffa który podpływał do Sue. Zaraz wszyscy byliśmy pod wodą. Wypłynęłam na powierzchnię z braku tlenu.
-Łosz kurwa, który mnie podtopił?! - zapytała Sue z niebieskimi kudłami na twarzy.
-Ja to zrobiłem. -uśmiechnął się Duff i lekko odklejał kosmyki włosów Sue od jej twarzy.
-Dupek. - odgarnęła włosy z twarzy i popchnęła McKagana do wody. Niestety, mierzącego 190 cm Duffa nie da się tak łatwo przewrócić, więc pomogliśmy dziewczynie. Chwilę potem basista leżał w wodzie.
-Ludzieee!! AAAAAA! - wrzeszczał Steven. -Pomocy!!
-Matko, Stevie co się stało? - wychodziłam z wody na plażę, gdzie leżał 'poszkodowany'.
-Meduza mnie jebła w nogę! Boliii, auuuu! - krzyczał.
-Ej, spokojnie. Pokaż tą nogę. - chwyciłam za jego łydkę.
-Ałaaaaaaa! -zawył. Matko boska, ledwo go dotknęłam!
-Stevie, coś ty do chuja pana zrobił? -wyszedł z wody Axl. - Znowu udajesz?
-Nie udaje, pedale jeden. -warknął na niego. Ooo, robi się ciekawie! -Alice, czy ja kurwa będę żył? -złapał mnie za ramiona i lekko potrząsł nimi.
-Tak, będziesz żył. -zaśmiałam się cicho. - Axl, w vanie może być jakiś bandaż albo maść na oparzenia?
-Bandaż tak, ale maść raczej nie...-podrapał się po głowie. -Pójdę poszukać. - Wiewiórka podeszła do auta i zaczęła grzebać w schowkach. Sue i Pat się opalały a chłopcy byli w wodzie.
-Chodź. - Adlerek cudownie wyzdrowiał i złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. -No proszę, wytłumaczę Ci. Chodź, póki Rudy nie widzi.
Złapał mnie za rękę i przebiegliśmy kawałek plaży koło klifu.
-Możesz mi wytłumaczyć, co to miało być? Martwiłam się. - trochę mnie wkurzył, przyznaję.
-Przepraszam. Ale chciałem Ci coś dać. -prezent. Kurwa kocham prezenty! Pobiegł  z powrotem do Vana i zabrał jakąś czerwoną kulę.
-Co to? -zapytałam kiedy był już koło mnie.
-Róże. - uśmiechnął się. -Nie wiem, czy jesteś daltonistką, ale są czerwone.
-Stevie, widzę że są czerwone. Dziękuję Ci. -przytuliłam się do niego i złapałam bukiet w ręce. - Nie musiałeś.
-Ale to nie wszystko. - nie odrywał się ode mnie. Podejrzewam o co chodzi. -Kurwa..E..ładnie..pachniesz.
Geniusz, Stevie geniusz.
-Nie pierdol, mów o co chodzi. -uśmiechnęłam się.
-Podobasz mi się. -wiedziałam. Wiedziałam wiedziałam, wiedziałam. -Ale ja coś pewnie spierdolę. Więc...Czy Ty  Alice..Kurwa, to jest całkiem trudne..-podrapał się po głowie nerwowo.
-Tak Stevie, chcę z Tobą chodzić. - powiedziałam, o dziwo szczerze. Wiem, brzmi to wszystko cholernie sztucznie i szczeniacko, ale co ja poradzę?
Popcorn wpił się w moje usta, szybki jest. Położył ręce na mojej talii i wciąż muskając wargi kierował w stronę morza. Upuściłam kwiaty na ziemię i zatrzymałam chłopaka.
-Za szybko? Kurwa, wiedziałem. Wiedziałem że coś spierdolę, przepraszam Alice...-odwrócił się zły na siebie i kierował się w stronę Vana.
-Stev! Czekaj, ej! - krzyknęłam. Ja jebię, a to podobno kobiety mają humorki! Pobiegłam za nim i wskoczyłam mu na plecy. Niefortunnie pierdolnęliśmy zwłokami o piasek. -Nie  było za szybko. Wcale. - popatrzyłam na niego, ale odwrócił wzrok. -Kurwa, Adler! Po prostu myślałam, że chcesz mnie wrzucić do wody, temu Cię zatrzymałam. Przesadziłeś. -przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Od razu się uśmiechnął. -Nie licz na to na pierwszej randce,  bejbe. -uśmiechnęłam się i zaczęłam go łaskotać. To zawsze działa. Stevie zaczął się rzucać, kopać i chichrać. Przewrócił mnie i teraz on zaczął mnie łaskotać, jak małe dzieci, wiem. Ale jakoś mi tego brakowało. Słońce zaszło za chmurami i zrobiło się ciemniej.
-Idę po róże, szkoda ich. - wstałam z piasku i powolnym krokiem, szłam brzegiem morza. Poczułam delikatne krople na twarzy, zaczęło padać. Podeszłam po róże i tym samym, wolnym krokiem szłam w stronę Stevena. Rozpadało się na dobre. Mój chłopak od 5 minut siedział jak wryty na piasku. Podeszłam do niego i kucnęłam.
-Delikatne, różane płatki pokropione listopadowym deszczem. - patrzył na mnie i mówił ciepłym tonem.
Pokiwałam głową i przytuliłam się do niego. Zimne krople obijały się o nasze rozgrzane ciała, przyjemnie je chłodząc.

3 listopada 2012

12. Sex, drugs and rock n' roll!

Końcowy bonusik ;) W poniedziałek z okazji moich urodzin, będzie rozdział  urodzinowy! ;*



Nie Alice, nie możesz, przestań...
Poczułam jak łza spływa po moim rozgrzanym policzku. Szybko ją wytarłam, nie chciałam, żeby Slash widział mnie taką rozklejoną.
-Alice, przepraszam. Nie wiedziałem, ja..-zaczął się drapać po głowie. -Musiałem coś spierdolić, przepraszam. Nie płacz już, ej mała. - spojrzał na mnie czekoladowymi oczami.
-Nie Twoja wina...-wydukałam i starałam się uspokoić.
-Przepraszam. Ok, to może teraz Ty zaczniesz temat, hmm?
-Dobra. -lekko się uśmiechnęłam. -A więc zapytam o związki. Dużo miałeś dziewczyn? - wiem, tandetne, ale chciałam wiedzieć.
-Wiesz, były. Z jedną niedawno zerwałem. -mówił to tak na luzie, jakby mówił 'No dziś na obiad jest kurczak'.
-Oooo, przykro mi. Nie pasowaliście do siebie? - napiłam się większy łyk piwa.
-Nie, poprostu miała za duże cycki. - zakrztusiłam się ze śmiechu.
-Że...Jak?! - nie mogłam się opanować, myślałam że umrę ze śmiechu. -Myślałam, że faceci lubią duże cycki.
-No tak, ale tamta miała za duże. I do tego jej zwisały. Musiałem z nią zerwać. - jego opanowanie i spokój mnie przerażały, a  jednocześnie śmieszyły.
Oparłam głowę o stół. Czy ja coś brałam? Chyba nie, przynajmniej nie pamiętam. Za duże cycki, no nie...
-Alice, co się stało?
-Jebłam. - podniosłam się i poprosiłam o jeszcze 2 piwa.
-Dobra, ja już mówiłem. Teraz Twoja kolej. - no tak, to mnie nie ominie. W sumie, każdy powód jest dobry, żeby obrzucić gównem McKagana.
-A więc w gimnazjum chodziłam z Rudym. -teraz on się zakrztusił. No co za pech! -Ej, jeszcze nie skończyłam.
-Jak ty mogłaś z nim...? - zaśmiał się gardłowo. -Dobra, dobra. Kontynuuj.
-Potem wyjechałam do Seattle, i tam poznałam Duffa. - jego mina zrobiła się ciut poważniejsza.
-Więc czemu się tak żrecie ze sobą? Wy się za niedługo pozabijacie!
-Długa historia. Tak w skrócie, to mnie rozkochał, wydymał, zabrał kasę i spierdolił. - uśmiechnęłam się.
-Aa, teraz już rozumiem.Cały Duff. - pokiwał głową. -Ale ile można żyć w smutku? Nikt tak nie potrafi, zapytaj wszystkich swoich przyjaciół.*
-Łatwo Ci mówić. Wiesz, ja nigdy nie czułam się kochana. Nigdy...
-Nie przesadzaj..
-Nie przerywaj. - spojrzał na mnie z pod łba. -Ja nawet najprostsze zauroczenie traktuję jak wielką miłość. Bo nikt mnie nigdy nie kochał. Nawet nie chciał kochać. Jestem cholernie naiwna jeśli chodzi o związki. I boję się miłości, serio. Boję się, że znowu ktoś mnie wykorzysta i odejdzie. Nie wierzę w to, że ktoś może to zrobić szczerze..
-Nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości...- popatrzył na mnie Saul.
-Wiesz, napiję się za tych wszystkich frajerów. - uśmiechnęłam się.
-Niech wiedzą, co stracili! - krzyknął, wstał z krzesła, podszedł do baru i wrócił z 2 butelkami Danielsa.
-Za skurwysynów. - otworzyłam zębami butelkę
-Za skurwysynów. - powtórzył Slash i jednych tchem wypił prawie połowę Jack'a. Po chwili dodał -Ja jebię, idziemy do pracy. To jest chore.
-Też mi się jakoś nie uśmiecha robota, ale co poradzisz? Nie wątpię w to, że wydacie płytę. Tylko kiedy?
-W listopadzie.
-Teraz jest listopad geniuszu. - kolejny łyk trunku przepłynął przez moje gardło.
-Myślisz, że nie zbierzemy się do nagrania płyty w tym roku?
-Nie zbierzecie się. Macie materiały?
-Wiesz, mamy...Trochę...- podrapał się po głowie. - Jest "Welcome to the jungle", "It's so easy'' trzeba dopracować, jest "Think about you'', "You're crazy"  i....
-I tyle. Facet, to na EP-kę się nie zalicza. Ale myślałam, że praca którą dla ciebie znalazłam, jest ok...
-Bo jest. Jak usłyszałem węże to mi się spodobało! - uśmiechnął się Mulat.- Lubisz węże?
-Wiesz, takie skurczybyki w terrarium to mi się nawet podobają. Te skurwysyny jadowite na drogach już nie. - czy ja jestem już pijana? Jeszcze nie, więc idę po kolejnego Danielsa.
Do baru zaczęli się schodzić ludzie. Ktoś przysiadł się do Slasha, jakiś chłopak i 2 dziewczyny. Nosz w dupę jeża, teraz musiała mnie rozboleć głowa? Chłopak i jedna dziewczyna odeszli od gitarzysty. Chyba zaraz łeb odpadnie....wdech, wydech...Ok, mogę się ruszać, więc jest lepiej. Pierdolę, idę do domu, nie mam ochoty tu umierać.
-Slash..Ja wracam do ... - nie słyszy mnie. Czemu? Bo się liże z jakąś laską, super. Mam to gdzieś, wracam.
Szybko wyszłam z dusznego lokalu na słoneczne Sunset Strip. Każdy krok sprawiał mi trudności, pierdolony ból głowy... Po ciężkich 20 minutach dotarłam do mieszkania.
-Jest tu ktoooś? -zawyłam, zamykając drzwi.
-Steveeeeeen jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest! - krzyknął na cały głos.
-Ał..Stevie, nie krzycz błagam...- osunęłam się po ścianie, chowając głowę w dłoniach.
-Ej bejbe, co jest? - przybiegł do mnie w kasku z 2 uchwytami na puszki, trzymając słomki w buzi. -Źle się czujesz?
-Cholernie źle, łeb mi zaraz rozpierdoli... - chciałam wstać, ale niefortunnie uderzyłam zwłokami o podłogę.
-Daj, pomogę Ci wstać. - podał mi ręce.
-Stevie, nie wstanę, nie mam siły... - zamknęłam oczy i poczułam jak Adler mnie podnosi. -Co ty robisz?
-Zaniosę księżną do łóżka, zrobię herbaty i dam tabletki przeciwbólowe. - owinęłam się nogami w jego pasie i oparłam głowę o jego ramiona. Delikatnie położył mnie na łóżku. -Jaką chcesz herbatę?
-Jakąkolwiek. Dzięki Stevie. - wysiliłam się na uśmiech.
-Nie ma za co. - powiedział i wyszedł z pokoju.
Przymknęłam na chwilę oczy. Dosłownie na chwilę bo Popcorn się oparzył wodą i zaczął wrzeszczeć.
-Kurwa jebana. Co za chujnia, jaka ta woda gorąca! Pierdolę, będę miał bąble na palcach! Jak ja będę grał?! - słyszałam z kuchni. Co za ciota. Ale kochana. - Proszę bardzo, herbata i leki. Zażyj, napij się i śpij. Dobranoc! - podał mi kubek i zniknął. Zrobiłam co kazał, i poszłam spać...


Duff :

Ja jebię, kto mi kazał iść z tymi śliniącymi się małpami (czyt. z Axlem i Pat) do sklepu?
W sumie to nie musiałem, ale kurwa...Alice strasznie mi działa na nerwy. Chcę się jakoś pogodzić, to nie! Trzeba kurwa grać zimną sukę i udawać że jest obojętna. Jak ty grasz ciula przed nią, to się obraża. Weź człowieku zrozum kobiety! Dobra, keep calm McKagan. Dzisiaj jest impreza, wyluzuj. Mam nadzieję, że wpadną jakieś groopies, trzeba jakoś wyładować kolegę.  Jebnę zaraz, jebnę kurwa na ryj. Nie mogę ich słuchać!
"A co powiesz na bla bla bla? Oh skarbie, genialny jesteś! A może do tego bla bla bla? Słodka dziecino, dla ciebie wszystko" BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ! Fuj, małpeczki się całują.
-Dobra, wiecie ja będę spierdalał...- podrapałem się po głowie. -Słyszycie?!
-Yhy..Idź. - Pat raczyła oderwać się od Rudego na 5 sekund. -Weź te torby, ok?
-Weźcie się kurwa nie połknijcie..- rzuciłem z odrazą, wziąłem torby i kierowałem się do domu.
Po drodze jakaś laska się do mnie przyczepiła.
-Ej żyrafa, masz poczęstować papierosem? - zapytała mnie niebieskowłosa dziewczyna, znam ją chyba...
-Ee..Tak mam, - położyłem siatki na ziemi i zacząłem grzebać w kieszeni. -Wydaje mi się, czy gdzieś się już spotkaliśmy? - znalazłem paczkę fajek i przyglądałem się jej.
-Brawo. Zmień człowieku kolor włosów i cię lud nie pozna. - ten zachrypnięty głos...-Nie poznajesz organizatorki waszego ostatniego koncertu?
-Sue, kurwa to Ty! - krzynkąłem.- Po chuja zmieniałaś te włosy?
-Bo mi się znudziły, ile można mieć brązowe? A co - popatrzyła na mnie ciemnymi oczami - Źle wyglądam?
-Wyróżniasz się z tłumu. A ten kolor Ci pasuje, serio. Sam miałem czerwone, czarne, zielone końcówki, a teraz blond z czarnymi odrostami.
-Duffy is a punk rocker, Duffy is...- zaśpiewała piosenkę Ramonesów zmieniając Sheena na Duffy. - Hah, chciałabym to zobaczyć. -uśmiechnęła się Sue
-Właśnie, wpadnij dzisiaj wieczorem do nas. Robimy drobną imprezę.
-Drobna w waszym języku, haha. Ok, wpadnę z miłą chęcią. Adres? - odpaliła papierosa i dmuchnęła dymem w jakiegoś kinder-metala.
Wytłumaczyłem jej jak przyjść do domu Pat i pożegnaliśmy się. Spoko laska, tyłek ma niezły. Oddychać też ma czym. Charakterek ma. Not bad!

Alice :
Obudziłam się po 3 godzinach. Terapia Doktora Adlera zadziałała, głowa mnie już nie boli! Poszłam do kuchni zrobić sobie jeszcze jedną herbatę. Włączyłam wodę, usiadłam w salonie i włączyłam telewizję.
Jakieś zabójstwo w Nowym Jorku, zgwałcono dziewczynę i zabito ją na obrzeżach Los Angeles, polityka, polityka, żony polityków wprowadzają jakieś naklejki na płyty rockowe 'Gorsząca treść'. Co one myślą, że dzieciaki przestaną kupować te płyty? Tym bardziej je kupią, taka jest gówniarska natura. Drzwi gwałtownie otworzyły się. Podskoczyłam z wrażenia. Kto stał w drzwiach? Slash. Z dziwką na rękach. Liżących się.
Saul pod wpływem pewnie dziesiątej  butelki Danielsa ledwo trzymał się na nogach. Runął z dziewczyną na stolik, przy którym siedziałam, przy okazji rozwalili mi moją książkę. Dosyć tego.
-Slash! Co to kurwa ma być?! Powiedziałam żadnych dziwek w tym domu!
-Aly, to nie jest dziwka...To jest
Virginia...- jego pijany wzrok błądził po moim dekolcie.
-Yhyyymmm....- owa 'Virginia' wtuliła się do Mulata. - Slashie, idziemy do sypialni? - jej głos był tak cholernie sztuczny, że aż wkurwiający.
-Oczywiście złotko..- powiedział i poszedł do mojego pokoju. NO KURWA NO NIE.
-Slash, wypierdalaj z mojej sypialni w trybie noooow! - krzyknęłam i podeszłam do drzwi.
-Przepraszam Alice, myślałem że to mój...Hah, zerżnę Cię Virginia u Rudego na łóżku, ok?
-Oczywiście.- pisknęła sztucznie.
-Dobra, idźcie już. Do pokoju Pat. - pokazałam im drzwi.
Wróciłam do kuchni, zalałam kubek wrzącą wodą. Owocowa herbata, mniam.
Chwila spokoju.
Chwila.
-Czy ktoś mi kurwa pomoże z tymi siatkami? - wrzasnął Duff.
-Idę, już Ci pomogę. - wstałam z kanapy i podeszłam do basisty.
-Masz gorączkę? - pokazałam głową że nie. -Co taka nagła zmiana nastroju? - był wyraźnie zszokowany.
-Po prostu potraktowałam Cię z tą pracą trochę niefajnie. Sorrki. - unikałam jego spojrzenia.
-Aa, ok. - aa ok? Kpisz sobie McKagan? -Wpadnie dziś wieczorem Sue, masz coś przeciwko?
-Pewnie, niech przyjdzie. Chłopaki ze Skid row też wpadną.
-Fajnie. To ja..Już może pójdę. Mogę iść do pokoju Pat?
-Wiesz lepiej...- pomyślałam, co właśnie dzieje się w jej pokoju. - Tak, pewnie. Idź. -uśmiechnęłam się.
Basista popatrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem wzruszył ramionami. Pewnym krokiem poszedł pod drzwi i otworzył je. Czekałam na jego reakcję, po tym, co zobaczy.
-Kurwa Alice! Czemu mi nie powiedziałaś że Slash tam jebie jakąś pannę?
-Serio? To ktoś tam był? - zajęcia teatralne bardzo przydają się w życiu!
-Gratuluję Einsteinie. Mogłaś mi darować, Slash właśnie dochodził...- ukrył głowę w dłoniach.
-Naprawdę bardzo mi przykro. -rzuciłam i poszłam do siebie.
Co on sobie myślał? pogodziliśmy się? Po kurwa moim trupie! Pierdolę, za kilka godzin zbierze się tu niezła ekipa, idę pod prysznic. Kocham to uczucie, kiedy gorąca woda spływa po twoim ciele. Mogłabym tam siedzieć godzinami, niestety ktoś mi się dobijał do drzwi. Powolnym ruchem otworzyłam szampon i delikatnie wmasowałam go we włosy. Hmm, Pat kupiła jakiś wynalazek. Co to ma być? Aa, jakiś peeling. Kurwa, czekoladowy! No nie, po prostu no nie! Pachniał przecudownie, chuj z tym że zużyłam jej pół opakowania!
Mozolnie wygramoliłam się z pod kabiny, ktoś cały czas dobijał się do drzwi.
-Chwila! Nie mogę mieć odrobiny spokoju?! - krzyknęłam.
Zero odpowiedzi ; normalka. Otuliłam ciało miękkim ręcznikiem, włosy owinęłam drugim. Dobra, jeszcze jakiś balsam do ciała Pat i mogę iść.
-Co jest? Pali się czy jak? - spojrzałam na Stevena który nieustannie pukał w drzwi podczas mojej kąpieli.
-Alice, jaja mi zaraz wyrwie! Odsuń się! - wbiegł do łazienki, po czym jebnął na ziemię. -Kurwa jebana!
-Steven, podłoga jest mokra. - zaczęłam się śmiać.
-Gdyby nie to, że zaraz się zleję, to bym się wkurwił. Aly, wyyyyyyjdźź! - zawył Stevie.
Alice.
-Już idę, idę! - zamknęłam drzwi od łazienki i poszłam do siebie.
Trzeba się ubrać, o matko...Gdybym mogła to chodziłabym nago all day all night. Niestety, teraz mam w domu 5 niewyżytych rockmanów, więc ciut mi się to nie uśmiecha. Wyciągnę cokolwiek, i tak pewnie się nawalę, że obojętne mi będzie to, jak wyglądam. Włączyłam płytę Aerosmith i kołysałam się do rytmów 'Toys in the attic'. Stanęłam przed szafą. Eh..Być kobietą. Luźna koszulka, czarne dżinsy wystarczą. Ubrana, położyłam się na super wygodnym łóżku. Po raz kolejny przymknęłam oczy. Nie Alice, nie możesz...Ile można spać przez dzień? W moim przypadku dużo, nawet bardzo. Do snu ukołysała mnie ''Cryin' "
-Aliceeeee! Chodź, goście przyszliii! - darł się Popcorn.
-Eh..Już idę...- zaspana poszłam do salonu.
-Cześć Ali! - uśmiechnął się do mnie Sebastian.
-Hej chłopaki. Jak leci? - starałam się żeby wszystko brzmiało naturalnie. W głębi duszy myślałam że mnie z butów wyrwie!
-W porządku. To jest Dave i Scotti, nasi gitarzyści.-przedstawił ich Sebastian.
-Cześć miło mi. -podałam im ręce i uśmiechnęłam się jak dzieciak.
-Rachel gra na basie, to jest Alice. -basista podał mi rękę. - Rob jest perkusistą. A mnie znasz.
-Tak. Siadajcie, reszta powinna być za chwilę. - popatrzyłam na zegar, było już po 19. Gdzie te dupki są?-Nightraina? -zapytałam podnosząc kilka butelek.
-Pewnie, słyszałem że można się tym nieźle schlać. - powiedział Rob.
-Proszę. Ja przygotuję coś do jedzenia. - oddaliłam się do kuchni.
Gdzie oni są? Steven i Duff przyszli do salonu, Slasha, Pat i Axla nie ma. Izzy'ego też nie. Psia krew!
Po chwili drzwi otworzyły się, mają szczęście że przyszli.
-Cześć, sorrki za spóźnienie. Siła wyższa. - Axl spojrzał na Pat. - Izzy jeszcze poszedł coś załatwić.
-Ok, siadajcie. Picie jest już na stole, baby have fun! - krzyknęłam.
Chłopaki ze Skid Row zaczęli rozmawiać z lekko zdekompletowanymi Guns n' Roses.

Slash:
Leżałem na łóżku Pat, jakaś dziewczyna wtulona we mnie spała.
 -Oh Slashie...-wzdychała sztucznie.

-Dobra skończyłaś? Wypierdalaj. - odpaliłem papierosa.
-Ale Slashie, było nam tak dobrze ze sobą! - pisnęła owa Virginia. Według mnie jej imię nie jest adekwatne do jej obecnego stanu.
-Powiedziałem, że dobrze obciągasz, a nie że Cię kocham. -rzuciłem oschle. 

-Ale...
-Ale są dwie, wypierdalaj. - zrobiła co kaz
ałem. Cisza...


Alice:
 Jakaś dziwka przebiegła z płaczem przez całe mieszkanie i wyszła z hukiem. What the fuck? 

 -Ee..Przepraszam, mogę wejść? -zapytała niebieskowłosa dziewczyna.
-Wchodź Sue, nie krępuj się. - powiedział z uśmiechem Duff.
-Sue? - powiedzieliśmy chórem.
-No tak, kolor włosów tylko zmieniłam, nie przesadzajcie! - popatrzyła na naszą zszokowaną grupę.
-W sumie, to zajebiście w nich wyglądasz. -stwierdziła Pat.
-Dziękuję. Mogę się przysiąść, Dave? -zapytała Sue.
-Siadaj. - odpowiedział i upił łyk wina. -Kurwa, wam to smakuje? -rzucił z odrazą.
-Musi. - odpowiedział Duff.

Po chwili przyszedł Slash, lekko zmulony.
-Dajcie mi Danielsaa...-jęknął.

-Masz. -podałam mu butelkę. Mulat opadł padnięty na kanapę. -Ej, co jest? Czyżby Virginia była tak wymagająca? - wszyscy oprócz Slasha zareagowali śmiechem.
-Niee, właśnie w tym problem że nie...Macie Browstona?

 Jak na zawołanie pojawił się Izzy z towarem. Wszyscy bez skrupułów wciągnęli, wstrzyknęli, zażyli bla bla bla... Kolejny Daniels, kolejny Nightrain, muzyka, śmiech, papierosy, kolejna dawka hery...Żyć nie umierać.





Chyba było po północy. Leżałam na ziemi. Moje uda były cholernie lepkie i mokre.
Otworzyłam oczy. Obraz był cholernie zamazany. Widziałam tylko niewyraźne kształty. Spojrzałam między nogi. Ktoś dosłownie lizał moje uda. Po moich dwóch stronach ktoś siedział. Chyba mężczyźni. Jeden złapał mnie za piersi i zaczął całować. Ten z lewej zdejmował ze mnie ubrania. Nie mogłam odmówić. Zaczęło mi się podobać. To chyba przez te tabletki, bo raczej nie zdecydowałabym się na trójkącik... zaraz, zaraz! Trójkącik? Poczułam obecność jeszcze 4 osoby i przypomniałam sobie o kimś liżącym moje uda. Już miałam coś powiedzieć kiedy ktoś zdjął mi spodnie, szybkim, zwinnym ruchem. Zaraz po tym rozerwał koronkowe majtki. Szkoda, nawet lubiłam tą koronkę... 'Co jest kurwa?' pomyślałam. Nie zdążyłam zareagować a już jakieś dwie osóbki pieściły mój brzuch. Zagryzłam wargę i dałam się ponieść emocjom. Chwyciłam twarz pierwszej lepszej osoby, zaczęłam namiętnie całować. Cały czas próbowałam wyostrzyć wzrok. Jebane prochy, prawie nic nie widziałam, tylko kształty. Tajemnicza ręka towarzysza wędrowała coraz niżej i niżej... Gdy napotkał moją kobiecość lekko jęknęłam, wbijając paznokcie w jego plecy. Z tyłu poczułam drugą osobę, cholernie dziwne i podniecające. Nieznajomy z tyłu, chuchał na moją szyje ciepłym powietrzem, przechodziły mnie dreszcze. Obok słyszałam krzyki i głośne jęki, chyba reszta towarzystwa robiła sobie dobrze. Jęki wydawały skobiece... Jezu, pierwszy raz uczestniczyłam w orgii. Poczułam jeszcze drugą dłoń tam 'na dole'. Zrobiło mi się gorąco, bardzo. Po chwili postanowiłam przejąć dowodzenie. Przeszłam do pozycji siedzącej. Przysunęłam się do  mężczyzny. Usiadłam na nim okrakiem. Podgryzałam jego płatek uszu. Przy czym śmiałam się jak debilka bo jego włosy łaskotały mnie w nos. Chyba powoli nie wytrzymywał, złapał mnie za biodra,  całując łapczywie, rzucił mnie na łóżko, rozchylił nogi. Przejechał palcem po moim skarbie by za chwile wejść we mnie i kochać się dziko. Tymczasem ktoś z boku to obserwował, podał mi i facetowi który mnie pierdolił Danielsa. Bez żadnych przeszkód piliśmy ruchając się. Osoba która nam to wręczyła pocałowała mnie delikatnie. Postanowiłam się wczuć jeszcze bardziej. Zwinnie z butelką Jack'a przeskoczyłam na górę. Dobrze operowałam ruchami swoich bioder, chyba bardzo dobrze bo nieznajomy złapał mnie za nie i dociskał jeszcze mocniej. Rzuciłam pustą butelkę w kąt. Poruszałam się jeszcze szybciej, czułam że niedługo dojdę, towarzysz chyba też. Nie miałam co oszczędzać. Zaczęłam jęczeć, krzyczeć i co się jeszcze tylko dało żeby to było niezapomniane. Facet cały czas mnie trzymając stanął na kolanach. Fala orgazmu nadeszła. Wygięłam się w łuk, mężczyzna mnie puścił i opadłam na łóżko. Co się działo potem pamiętam jak przez mgłę. Była gra w butelkę, ktoś napierdalał na gitarze, chyba brałam prysznic z dziewczyną, było dużo alkoholu, duuuużoo. Narkotyków od cholery. Prawdziwa rockowa impreza.




Sue (;
 
 








Jeszcze w miarę trzeźwi xd

Stevie i Slash dorwali się do moich koronkowych bluzek T__T

Pat ;)