21 czerwca 2013

32. How I became comfortably numb part II...

Bardzo Wam dziękuję, za każdy pozostawiony komentarz. Bardzo!
Trzecioklasiści, jak wyniki? ;)   

*                                                   *                                              *                                              *
     Po kilku chwilach w pokoju zebrało się więcej ludzi. Podniosłam się z ziemi, i po cichu wstałam, poprawiając podwiniętą bluzkę. Pat stała oparta o parapet, stukając w niego nerwowo palcami. Patrzyła z niedowierzaniem na mnie, to na Stevena, na Axla. W pokoju na szczęście nie było tego 2-metrowego stworu niszczącego moje życie. Miałam tego wszystkiego dość - osoby, które są dla mnie najważniejsze, są ściśle związane z osobą, której nienawidzę. O ironio.
-Gdzie Duff? - Axl szepnął do Pat, budząc ją jednocześnie z jakiegoś dziwnego transu.
-Na izbie wytrzeźwień... - mruknęła, spuszczając głowę. -Za kilka godzin mamy go odebrać, ale potrzebuję kasy. - stanęła przed nim, patrząc w podłogę.
-Spokojnie, coś się wymyśli... -podrapał się nerwowo po głowie. -Ile to może kosztować? -kontynuował półszeptem.
-Dwie i pół stówy... - otworzył szerzej oczy i pokręcił głową. -Wiem, to dużo.
-To nie mogliście go jakoś inaczej uspokoić? - warknął na nią.
-A jak inaczej? Widziałeś, co się z nim działo. Nie było innego rozwiązania. - fuknęła na niego, zakładając ręce na piersiach. To się Rudemu najwyraźniej spodobało, bo uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna szybko poprawiła za duży dekolt, uśmiechając się ironicznie. -Zapomnij.
-Możecie się bezsensownie kłócić gdzie indziej? - zapytał wkurzony Izzy, odpalając papierosa.
-Nie możesz tu palić. - odburknął mu Axl. Rytmiczny przeklął pod nosem i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Gdyby oni wszyscy mogli się na chwilę zamknąć...
-To co robimy? - zapytała Pat, opierając się o parapet.
-Ech... -Rudy oparł ręce koło bioder czarnowłosej, spuszczając głowę. -Nie wiem. Idź do domu. W barku jest taka mała, srebrna puszka. Tam coś powinno być. - bez słowa wyszła z pokoju. Został tylko Slash, Axl i ja.
-Idę się przejść... - wychrypiałam po chwili,
-To idę z Tobą. - Rudy przeszedł dwa kroki, ale go zatrzymałam.
-Nie. Chcę być sama. - odpowiedziałam półszeptem, spoglądając na bladą twarz blondyna leżącego na łóżku.
-Jak chcesz... - odparł niezadowolony, i usiadł koło Mulata. Ten zaś, cały czas miał schowaną twarz w swoich dużych dłoniach, a burza loków zasłaniała wszystkie jego emocje. Chyba wypróbuję taki patent.
    
         Tyle ludzi. Tyle uśmiechniętych, radosnych ludzi. Wszyscy zabiegani, ale wciąż szczęśliwi. Matki z dziećmi, grupki roześmianych nastolatków, tulące się do siebie pary, dumni ojcowe uczący swoje dzieci jazdy na rowerze. Śmiech, radość, beztroska. A kiedy moja kolej?
           Usiadłam na krawężniku, i zaczęłam bawić się sznurówkami. Co dziwne, nie płakałam. Limit łez mi się wykończył. A może jednak nie? Nie, mam jeszcze pełno łez. Szczęśliwi ludzie nawet nie raczyli na mnie spojrzeć. No pewnie, nie zakłócajcie sobie cudownego życia jakąś tam zapłakaną ćpunką.
-Kokaina... - szepnęłam do siebie, przypominając sobie, jak cudownie działała. -Kokaina... -śmiałam się do siebie mimowolnie. -Moja miłość... - wstałam bardzo szybko, i pobiegłam w stronę domu. Leciałam na złamanie karku między przecznicami, mijając różne twory Los Angeles. Mniej więcej w połowie drogi zauważyłam znaną mi postać. Pat zatrzymała mnie na chodniku.
-Możesz mi powiedzieć, gdzie Ci się tak spieszy? - zapytała, trzymając mnie za ramiona.
-Yy... -zwiesiłam się. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że mam ochotę sponiewierać się koką. -Po dokumenty... -skłamałam szybko, nie myśląc nad sensem wypowiedzi.
-Czyje dokumenty? - zmarszczyła brwi.
-No... Stevena. - uśmiechnęłam się nieznacznie.
-A mamy takie? - akurat wtedy miała ochotę na zadawanie durnych pytań, no cudownie.
-No najwyraźniej tak. - już otworzyła usta, żeby coś mi powiedzieć, ale minęłam ją szybko i pobiegłam. Usłyszałam za sobą tylko 'Alice! Wracaj do cholery!'. Pieprz się. Pieprzcie się wszyscy.

          Trzęsącymi rękami otworzyłam drzwi, które jak zwykle były niezamknięte. Wpadłam do przedpokoju, i energicznie otworzyłam szafki w półce. Na tyle energicznie, że je wyrwałam. Mnóstwo kartek leżało na ziemi, a ja szukałam mojego białego woreczka.
-Kurwa... -zaklęłam pod nosem, kiedy przejechałam niechcący po nożu, który znajdował się w jednej z szuflad. Ciemnoczerwona krew wypłynęła powoli z mojej bladej dłoni. Nie bolało. Czułam ulgę. Cholerną ulgę. Chwyciłam za nóż jeszcze raz ; tym razem nacięłam skórę na nadgarstku mocniej, a rubinowa ciecz pokryła go w kilka sekund. Pamiętam mój błogi uśmiech na twarzy.
Krew z ręki kapała lekko na podłogę, a ja szłam w stronę łazienki. To tam ostatnio znalazłam mój skarb. Chyba że Izzy ją sprzedał... Przegrzebałam wszystkie zakątki w łazience, ale kokainy nigdzie nie było.
-Cholera... - ukryłam twarz w dłoniach. -Gdzie jesteś...? - zapytałam. Ale kogo? Kokę? Siebie? Szczęście?

O kochana radości!
Kiedy będziesz już blisko, to daj mi znać.
Zaparzę wcześniej herbaty i posprzątam na stoliku w salonie.
Tylko powiedz, kiedy będziesz.
Proszę.
Odezwiesz się...
Prawda?

26 komentarzy:

  1. O JEZUSKU, DAJĘ PIERWSZY KOMENTARZ! TAK BARDZO SZCZĘŚCIE. CO TO TAKIE KRÓTKIE, LENIUCHU?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z przedmócą: Co takie krótkie kurwa? Do lenistwa się nie przypierdalam, bo sama nie jestem lepsza... Kurczaki skończ już tą całą porytą sytuację ze szpitalem. Ja chce zdrowego Stevena!!!! Zdrowego Stevena, który po poznaniu całej historii podróży, rozszarpuje Duffa. O taaaak milutka wizja. Pisz dalej!!!! Już nie mogę się doczekać następnego. Jak zwykle zresztą @____@

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Zajebisty rozdział! Naprawdę świetny! Kurwa, Duffa to nich wsadzą do pierdla najlepiej! Cholera, biedna Alice... niszczy się coraz bardziej :C teraz jeszcze przypomniała sobie o narkotykach. Ale kurde, kocham to opowiadanie za cały ten ból i smutek <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ejj a gdzie się podziała Michelle? Chyba mnie coś ominęło... Mój ukochany Stevie nadal umiera ;C A Alice wariuje... No popatrz, popatrz. Rozdział fajny. Ten Rose to jakiś dziwny jest. Może mu jeszcze nie przeszła tak całkowicie ta miłość do Alice? Pożyjemy zobaczymy. A niech kurde tego Duffa na odwyku zgwałci jakiś gruby, owłosiony narkoman to może wtedy się ogarnie, a nie zachowuje się jak świnia...
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak długo mnie tu nie było... Nadrobiłam wszystko i muszę się jakoś zrekompensować za tą moją nieobecność. Może to będzie długo komentarz. W każdym razie jeden z dłuższych i pewnie bardziej oparty na przemyśleniach niż na samym bezsensownym pierdoleniu.
    Alice stała się w tym opowiadaniu taką panią smutków... Kurdę, kojarzy mi się to z tytułem jednej piosenki "Our Lady Of Sorrows", co znaczy "Nasza Matka Bolesna" (http://www.youtube.com/watch?v=hXmEB_N_T0I). I właśnie to mi się podoba, że jest ktoś, kto odważył się napisać opowiadanie w którym nie ma samych motylków i zakochanych par rzygających szczęściem i wymieniających ślinę w każdym odcinku. To nie na tym wszystko polega, żeby się w kółko cieszyć. Umiesz ukazać też smutną rzeczywistość, czyli tą częstszą i prawdziwszą.
    Niesamowicie podobają mi się te urwane zdania na końcu. To bardzo ciekawie oddaje klimat sytuacji. Muszę też przyznać, że popchnęłaś mnie do myślenia tym rozdziałem (uwaga, zachodzi u mnie właśnie rzadki proces myślenia...). Jak bardzo załamany człowiek potrafi spieprzyć sobie życie, próbując je ratować... Alice szuka narkotyków, robi wszystko żeby uciec, ale podświadomie chce się ratować. To prawda, narkotyki odbierają przecież silną wolę. Jak się spróbuje, to potem nie można już sobie odmówić, można tylko przymykać oczy na niszczenie siebie. Wynagrodzisz to jej kiedyś? Nie chcę domagać się wielkiej litości dla niej, po prostu się zastanawiam, jakby mogło wyglądać jej życie takie normalnie. Szczęśliwa Alice ze swoim Stevenem, która wygrała walkę z nałogiem i tym wszystkim co ją spotkało, z poniżeniem i odrzuceniem. Tylko wtedy wszystko straciłoby sens.
    Chyba wystarczy moich przemyśleń. Słusznie, powinnam mieć na kolejne imię Arystoteles. "Julia Heaven Frank Arystoteles", brzmi jak całe zdanie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie opowiadanie. To wszystko bardzo mnie zaciekawiło, to co dzieje się tutaj jest .. niesamowite. Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się potoczy. Czekam ( myślę że nie tylko ja ) na kolejny rozdział z niecierpliwością ; D

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski rozdział , opowiadanie zajebiste.Powiem ci ,że zaczyna mnie to wszystko jeszcze bardziej wciągać i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajefajny.... Boski... Tak wiele określeń ..... podoba mi się ten ból, te inne spojrzenie na świat... Spojrzenie na świat z perspektywy ludzi skrzywdzonych, uzaleznionych... choć mogło by być. trochę szczęścia bo od tego smutku i bólu w każdym rozdziale aż się w głowie kręci ... choć Alice która ma bardzo popieprzone życie nadaje niepowtarzalny charakter temu opowiadaniu... uwielbiam to opowiadanie... pozdrawiam -Lexsax28 ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie morduj! Miałam skomentować i przez te wszystkie zaliczenia na śmierć zapomniałam!
    Cholera, trudno mi coś napisać na temat tego rozdziału. To raczej jest ten typ literatury, który najlepiej przeżywa się we własnym wnętrzu. Pięknie to napisałaś, refleksyjnie, ból i tęsknota wyziera z każdego wyrazu. Alice... czy kiedykolwiek zdoła opanować łkanie własnej duszy? Bo mam wrażenie, że z każdym dniem i każdym momentem spędzonym w towarzystwie Duffa czy nieprzytomnego Stevena jej umysł zawodzi, wręcz wyje z rozpaczy.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zwykle boski rozdział :) Axl nawet w takich momentach ma brudne myśli :D cały Rudzielec...no i ucieczka w kokainę...mam nadzieję, że jej nie znajdzie bo to i tak nie pomoże. Co tu dużo pisać, jesteś świetna ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie muszę nic mówić.
    Jestem Alice.
    Tak realistycznie...

    Kap, kap...

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialnie. Cudownie opisujesz emocje, wszystko jest takie realistyczne. Bardzo mi się podoba.
    Chciałabym żeby w końcu było dobrze. Chciałabym się także dowiedzieć jak trafili z L.A no Nowego Jorku... Och, i ta nieszczęsna kokaina. :c
    Mogłoby się ułożyć i być dobrze. Musi przyjść kiedyś czas szczęścia Alice.
    Kocham Ciebie i Twoje opowiadanie :-)) Czekam na ciąg dalszy, oby radosny :3

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne opowiadanie. W opowiadaniu chodzi o to aby czytelnik mógł się wczuć w opowieść. Ty podjęłaś się tej próby i wygrałaś. Pozdrawiam i gratuluję, mnie przekonałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy następny rozdział.? :3

    OdpowiedzUsuń
  15. No jak zwykle siedzę i aż mnie serce boli gdy myślę o Alice. Biedna... Jak ja jej współczuję... Jednak samo okaleczanie się nie jest dobrym wyjściem z tej sytuacji. Na prawdę, wiem co mówię, powinna olać McKagana, Axl nie zostawi jej z nim samą już nigdy, mam nadzieję... I w zasadzie nie wiem co jeszcze napisać. Czekam aż Adler się ocknie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zajebiste! Nic dodać, nic ująć. *.*

    OdpowiedzUsuń
  17. http://through-the-fire-and-flames.blogspot.com/ zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Genialny rozdział ;) Tak sobie go czytałam słuchając She's gone od Black Sabbath. xD

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy następny rozdział.?

    OdpowiedzUsuń
  20. HEHEHHEHEHE! A u nas nowy xD (http://gnr-oom-nom-nom.blogspot.com/)
    ~Draconis xD

    OdpowiedzUsuń
  21. Nooooooooooooowy

    http://nothing-to-kill-or-die-for.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Nowy rozdział na jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com :D
    Jeśli czegoś nie nadrobiłam, to przepraszam, postaram się w najbliższym czasie..;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurwa, kurwa, kurwa! Zabij mnie! Skomentuje Ci jutro, a jak nie to mi nakop do dupy, może wtedy ją ruszę. ;)
      Zapraszam na rozdział 17 na jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com :)

      Usuń
  23. Nowy u mnie :) Będę wdzięczna za komentarz

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy będzie ten cholerny nowy, no?!?
    Bo się doczekać nie mogę xP

    OdpowiedzUsuń