Halo, halo, dzień dobry. Wróciłam.
Miesięczna przerwa od pisania była czymś strasznym. Dosłownie. Ale jestem, mam trochę pomysłów i nieco więcej wolnego czasu. Czy ktoś się cieszy? Mam nadzieję.
A więc dołowanie czytelników przez RocketQueen uważam za rozpoczęte. Miłej lektury.
Wchodząc do mieszkania... Zaraz, zaraz. Czy sposób, w jaki się poruszałam, można nazwać chodzeniem? A może raczej człapaniem? Albo coś po środku szurania nogami o ziemię, i bolesnym, przykurczonym krokiem? Tak... Coś w tym stylu.
Cisza. Ten obcy dźwięk królował w całym mieszkaniu, porażając umysły nas wszystkich. Słychać było jedynie przyspieszone bicie mojego serca, i nasze wspólne, przerażone oddechy.
Siedział przy stoliku w ciszy, opróżniając już kolejną butelkę wódki. Która to już była? Trzecia, może czwarta? Dla tego chłopaka nic się nie liczy, tylko ona. Butelka ruskiej wódy za niecałe 12$ w monopolowym na rogu. Żyj szybko, umieraj młodo.
Siedziała przy nim chuda, wystraszona, wyprostowana dziewczyna. Z twarzą kamienną i nic nie wyrażającą. Chyba że nieumiejętne ogarnięcie całego tego syfu. Czarne włosy opadały na jej bladą twarz, nieprzyjemnie z nią kontrastując. Kiedy bardzo się boi, na jej lewej skroni uwydatnia się błękitna, malutka żyła. Teraz była ogromna.
Obok czarnowłosej, siedział Hudson. Trzęsące się ręce, które przed chwilą trzymały marną podróbę Les Paula i kostkę do gitary, zaplątane były w burzy loków. Trzęsła mu się warga. Bał się.
Obok niego, stał wychudzony, zmarnowany Stradlin. Odpalał właśnie papierosa, gdy ten spadł mu na ziemię. Przeklął cicho pod nosem, podnosząc go z delikatnością i uczuciem. Co jak co, ale zwykłą prostytutkę traktował gorzej, niż tego szluga.
Obok mnie stał on. Trzymał kurtkę w ręce, ściskając ją tym mocniej, im dłużej trwało milczenie. Patrzył martwo w szybę, gdzie ogromne krople deszczu dzieliły się na mniejsze, i mniejsze, aż w końcu łączyły się w jeden strumyk, który powoli spływał w dół.
Budzącą trwogę ciszę przerwał Axl, który mocno rzucił o ziemię kurtkę. Z jej kieszeni wypadły klucze i trochę miedziaków, które odbijając się od podłogi powodowały głuche echo. Przerażające, mrożące krew w żyłach echo. Każdy wzdrygnął się lekko, patrząc w stronę, skąd dochodził hałas. Cera Axla przybrała żywo czerwony kolor, a jego charakterystyczna żyła uwydatniła się na szyi. Gdyby tylko mógł, to otworzył by sobie czaszkę, z której buchnąłby wielki obłok dymu. Był wściekły.
Weszłam cicho do kuchni, jeżdżąc po blatach opuszkami palców. Kiedy moja dłoń natknęła się na srebrne ostrze, chwyciłam je pewnie. Powolutku, praktycznie niezauważona weszłam do salonu. Na kanapie siedział w ciszy Duff, bawiąc się nerwowo kosmykami włosów. Na mojej twarzy pojawił się błogi uśmiech, podobnie jak w Hope.
-To przez Ciebie... - wyciągnęłam ostrze przed siebie i dotknęłam chłopaka lekko w szyje zakończeniem noża. -To Ty zniszczyłeś mi życie... Nienawidzę Cię. - Jak obudzeni z transu, wszyscy rzucili się w moją stronę, byle tylko wyrwać mi nóż z ręki. -Pierdolony egoisto! Nienawidzę Cię! - Duff runął na ziemię, a centymetry od jego głowy spadł nóż.
-Alice! Boże Drogi, co Ty wyprawiasz?! - Pat złapała mnie za ręce, patrząc mi w oczy.
-Odsuń się. - zdziwiona,świdrowała mnie wzrokiem.
-Ale...
-Odsuń się! - warknęłam i popchnęłam ją. Upadła na ziemię, i wciąż na niej siedząc wymieniała spojrzenia z Axlem. Była przerażona, cała się trzęsła.
Z podłogi powoli wstawał McKagan. Ciężko to było nazwać wstawaniem, a raczej chwiejnym podnoszeniem zwłok. Zmierzył mnie pijacko i podszedł do mnie, z zaciśniętą pięścią w powietrzu.
-Ty... Może zrobisz sobie coś n-na... - pokręcił palcem obok swojej skroni, patrząc na mnie z góry. Gdyby nie to, że Izzy i Axl mnie złapali, prawdopodobnie okładałbym Żyrafę pięściami. A przynajmniej bym chciała.
-Nienawidzę Cię... - oddychałam ciężko, a każda wypowiedziana obelga pod adresem Duffa przynosiła mi ulgę na duszy. -Mam nadzieję, że zginiesz... Okrutną śmiercią... - zaśmiał się cicho pod nosem. -Zabiję Cię...
-Z-zabawna jesteś. - zabawna, to była ta jego obrzydliwa, pijacka czkawka.
Wrzeszczałam. Zaczęłam krzyczeć, jakby ktoś obdzierał mnie ze skóry, jednocześnie płakałam, i... I czułam ulgę. W końcu to, co trzymałam w środku wyszło na zewnątrz. Cały ból wyparowywał ze mnie z każdym krzyknięciem, każdą łzą, każdym ich przerażonym spojrzeniem...
wiesz, że nie umiem komentować?
OdpowiedzUsuńchyba każdy to wie, ale ok.
każde słowo, które zapisujesz, zawiera w sobie taką skarbnicę emocji, jest wręcz nimi naszpikowane.
Niby wiele się nie dzieje, ale wszystko jest powalające. Duff w twoim opowiadaniu jest tak wredną i dwulicową osobą, że aż ciężko ogarnąć to rozumem.
Muszę ci powiedzieć ,że aż mi trudno skomentować . Podoba mi się oczywiście , zgadzam się też z komentarzem powyżej a konkretniej opinią co do Duff'a . Poza tym każde słowo , które napisałaś miało w sobie tyle emocji ,że aż mi to trudno określić . I czekam na następny .
OdpowiedzUsuńCzytam to szósty raz.
OdpowiedzUsuńNie umiem.
Po prostu nie umiem.. Zatkało mnie.
Wiesz, że piszesz zajebiście. Wiesz, że Cię kocham.
Biedny Steven...
Ostatni... akapit. To ja. To ja dzisiaj. To ja codziennie. To ja każdej nocy. Kiedy wstaję, nie mogąc spać. Kiedy budzę się z potdm na czole. Kiedy leżę na ziemi i wiem, że nie wstanę. Że już nigdy nie wstanę. Nigdy... To takie śmieszne słowo.
Boli.. Cierpię.
Mam dość.
Nie wiem, co tu napisać.
Zbyt genialne.
Zbyt prawdziwe.
Kap... Kap...
Ta historia jest przerażająca, w ogóle jakiś Duff - Mściciel
OdpowiedzUsuńale ogólnie to świetnie wciągnęło mnie
No w końcu!!!! Ile można na Ciebie czekać:) bardzo się cieszę, że do nas wróciłaś i to z tak świetnym rozdziałem. Niby nic się nie działo, ale był naszpikowany emocjami wszelkiego rodzaju, ale głownie złością. I ta akcja z Alice i Duffem....mistrzostwo :D Nie dziwię się, że chce go zabić bo po tym co jej zrobił powinien dawno gnić w więzieniu...Cudowny klimat, którego mi brakowało :)
OdpowiedzUsuńTy moja artystko! Jesteś urodzoną dżej kej korczak. PROPSY MOJA BYCZ.
OdpowiedzUsuńOd miesiąca zbierałam się żeby sprawdzić czy żyjesz a tu proszę, byłaś szybsza xD
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział z pięknie ujętą emocjonalnością.
Niemalże psychopatyczna Alice i nawalony, chamski Duff.
O ile pod względem piśmienniczym jestem wniebowzięta ;) o tyle pod moralnym szkoda mi Alice. Było nie było spaprał jej psychikę raz na zawsze. Już nigdy nie spojrzy na swoje ciało tak jak kiedyś.
I co ze Stevenem?
Cieszę się, że wróciłaś :)
God, czytam czytam i naczytac się nie mogę ;) Trafiłam na Twój blog i jestem z tego powodu szczęśliwa ;P Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńnowy u mnie :)
OdpowiedzUsuńnowy u mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-flames-burned-out.blogspot.com/2013/06/rozdzia-21.html
BORZE NAJLEPSZE O TYM NOŻU XDD
OdpowiedzUsuńznam blog od dawna, ale jakoś teraz mi przyszło komencić :D
GENIALNE :D
No nareszcie jesteś, już się zdążyłam stęsknić. Kurde jak na tak dłuuuugą przerwę to jakieś krótkie to to... ale świetne oczywiście, inne przecież byc nie mogło, prawda? Ale ze mnie pieprzona hipokrytka - sama nie piszę, a jak już to nie dość, że marnie to jeszcze krócej. Wstydzę się za siebie. No, ale wracając do nowego rozdziału. Nie pamiętam w ogóle o co tu chodziło w tym twoim opowiadaniu :P A nie, stop, już chyba, powoli, ogarniam co i jak. To ona miała na imię Alice?! Wow, moja pamięć ssie :( Nie nawidzę cię za to, że prawie mi zabiłaś Stevenka , ale kocham za to, że jest to jedyny blog, gdzie mogę sobie coś smutnego poczytać. POdoba mi się, ja jak zwykle elokwentna i oryginalna. Wybacz ;____; Izz ze szlugiem - co za uroczy człowieczyna xD Jako, że nie do końca pamiętam o co tu czołga (dziękuję ci Klaro, nie pamiętam twego nicku, ale chyba Jupiter Stradlin, ale jak to nie ty to wybacz, za to boskie powiedzonko. Jaram się nim.), więc nie będę się więcej wypowiadać. Kochamy cię i czekamy na więcej. W poniedziałek odzyskam telefon, więc będę miała wieeeele czasu na czytanie. Zapamiętaj to sobie! Idę obejrzeć Bordziów jak to Żulek mówi. Ale po co ja ci o tym wspominam? :O Okej, udaj, że tego komentarza tu nie ma. Jaki wstyd ;___;
OdpowiedzUsuń~ zupełnie normalna Draconis, która w pełni panuje nad tym co pisze i mówi