Jeśli ktoś lubi czytać z podkładem muzycznym, to tutaj jest świetna piosenka.
Albo tutaj.
Lub tu.
Pianino idealnie oddaje emocje. Przekazuje to, czego nie mogą przekazać słowa.
Mówiłam już, jak bardzo kocham Kraków? A więc bardzo kocham to miasto. Dzięki niemu powstał rozdział 31. Zapraszam do zakładki z kontaktem, a niebawem pojawią się bohaterowie ;)
* * *
Utrata przytomności.
Coś wspaniałego, czy okropnego?
Często się nad tym zastanawiam, ale w końcu dochodzę do wniosku, że to coś cudownego. Taki mały reset. Życie jest dużo przyjemniejsze, kiedy od czasu do czasu je resetujesz.
I czuć było tylko męski zapach, który był mieszanką ostrych perfum i papierosów. Czuło się czyjeś ramiona, które delikatnie Cię obejmowały. Klatka piersiowa, na której położyłaś ciężką głowę, spokojnie opada i się wznosi, kołysząc Cię do snu.
-Steven? - zapytałam, przecierając oczy, żeby lekko się przebudzić.
-Nie. - rudowłosy powiedział cicho, ale w jego głosie słychać było nutkę... Rozczarowania? Smutku? A może to było jakiegoś rodzaju upokorzenia? -To ja, Will... - odgarnął sobie włosy z twarzy.
-Pamiętam Twoje prawdziwe imię...- uśmiechnęłam się blado. Siedzieliśmy na kanapie w salonie sami. Było tak cicho, jakby ktoś wszystkich pozabijał. Wróć. Nie siedzieliśmy. On siedział, a ja wtulona w niego w pozycji embrionalnej, wisiałam na jego szyi.
-Dobrze, że poszedłem do Twojego pokoju... - pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
-O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam czoło i popatrzyłam w te jego szaro-zielone tęczówki.
-Gdybym przyszedł tam chwilę później, to Duff by Cię... No wiesz... - zawiesił mu się głos i nerwowo podrapał się po głowie.
-Przeleciał, zerżnął, zgwałcił? - rzuciłam tonem wypranym z uczuć. -O te słowa Ci chodziło?
-Tak... - pokręcił głową z dezaprobatą. -Ale wiesz... -podczas tej całkiem miłej i spokojnej rozmowy przez moją głową przebiegła migawka ubiegłego wieczoru. Karetka, deszcz, mgła...
-Steven jest w szpitalu. - powiedziałam, gwałtownie się podnosząc. Poprawiłam koszulkę i pobiegłam w stronę drzwi, mimo, że zakręciło mi się w głowie.
-Że co?! - krzyknął, a jego twarz przybrała ciemnoczerwony kolor. -W jakim szpitalu?!
-Karetka go wzięła, wczoraj. Wczoraj wieczorem... - powiedziałam ciszej, przerzucając włosy za plecy. W ekspresowym tempie zakładałam buty.
-No to czemu nic nie mówiłaś? - w jego głosie było słychać złość, ale i bezradność, strach.
-Bo... - zwiesiłam głowę i ukryłam twarz w dłoniach z zupełnej bezsilności.
-Nie, nie, nie... - podszedł do mnie i chwycił za ręce. -Nie płacz, proszę... Nie chciałem... - przytulił mnie do siebie, szepcząc 'spokojnie, powiedz mi, gdzie on jest'.
-Nie wiem. Widziałam tylko karetkę, która go zabierała. Był... Był nieprzytomny. - popatrzyłam w jego przerażone oczy. -Miał taką bladą twarz... - w głowie widziałam ten obraz chłopaka sprzed wieczoru. -Jego oczy, one... -zawiesiłam głos. Coraz ciężej było mi cokolwiek powiedzieć. Słowa raniły, jak igły wbijane w delikatną skórę dziecka.
-Jakie miał oczy? - zapytał spokojniej, choć w środku cały się trząsł.
-Mgliste. I otwarte. - przygryzłam lekko wargę. -A co jeśli on...
-Nawet o tym nie myśl.
-Ale...
-Słyszysz? - warknął na mnie. -Jedziemy do wszystkich szpitali w mieście. Najbliżej jest 8737 Medical Center, to na Melrose. - wziął kluczyki od vana Slasha i otworzył mi drzwi od mieszkania. Zbiegłam po schodach z prędkością światła, ale Axla jeszcze nie było. Obeszłam samochód kilka razy, po czym dopiero pojawił się Rudy.
-Dłużej się nie dało? - zapytałam, otwierając drzwi.
-Musiałem coś jeszcze zrobić... -odburknął i wszedł do środka, po czym odpalił wóz. -Szpital jest niedaleko, będziemy tam za 15 minut. - zacisnęłam dłonie w pięści, aby opanować ich drżenie.
Miał rację, byliśmy tam w 15 minut, a nawet mniej. Z nerwów prawie przejechał jakąś staruszkę na Fairfax, i dzieciaka na rolkach na początku Melrose. Gdyby nie gówniana sytuacja, w której się znajdowaliśmy, śmiałabym się jak małe dziecko. Czy ja kiedykolwiek będę się szczerze śmiać?
Chłopak zaparkował na ogromnym parkingu i szybko wyszedł z vana. Nie mam pojęcia, kto dał mu prawo jazdy, ale na miejscu egzaminatora nigdy bym tego nie zrobiła. Jazda samochodem z panem Rose to życie na krawędzi, uwierzcie.
-Zaczekaj! - krzyknęłam trzaskając drzwiami. Na parkingu już go nie było, więc pewnie wbiegł do budynku. Usłyszałam jakieś krzyki i bardzo charakterystyczny skrzek, więc zerwałam się i kilka sekund później stałam przy wystraszonej pielęgniarce i wkurzonym chłopaku w recepcji. -Co jest? - zapytałam odsuwając Axla od młodej dziewczyny.
-Nie chce mnie wpuścić. - fuknął obrażony.
-Słuchaj... - popatrzyłam na nią; miała nie więcej, niż 25 lat. -Tam jest mój... - zawiesiłam głos, bo nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Bo zabolało.
-Nasz przyjaciel. - dokończył za mnie Rudy. -To znaczy, prawdopodobnie tam jest... - Axl zrobił krok do przodu, i chciał przejść do dalszej części korytarza, ale pielęgniarka zatrzymała go ręką.
-Nazwisko? - popatrzyła do zeszytu, oczekując odpowiedzi na pytanie.
-Adler. Steven Adler. - odpowiedziałam ze smutkiem w głosie.- Lat 22, błękitne oczy, blond włosy. Coś jeszcze? - zapytałam ironicznie, patrząc na nią przez łzy.
-Sala 27, pierwsze piętro. - rzuciła i odwróciła się na pięcie, odchodząc w swoją stronę. Ruszyliśmy z Axlem przed siebie, byle jak najszybciej być przy Stevenie.
-Axl, czekaj... - zatrzymałam się przed drzwiami.
-Will. - zmarszczyłam czoło. -Axl jest na scenie, dla kumpli. A dla Ciebie zawsze będę Willem. - uśmiechnął się blado. -Ale co chciałaś?
-A więc Will... - wymówienie jego prawdziwego imienia było takie... Dziwne. Przypominało mi te czasy, kiedy ze sobą chodziliśmy. -Ja się boję.
-Czego? - podszedł do mnie i złapał za ręce.
-No... Tego widoku. - odwróciłam głowę w drugą stronę, lekko wyrywając dłonie z uścisku chłopaka.
-Spokojnie. Duża z Ciebie dziewczynka. - powoli otworzył drzwi, i wpuścił mnie pierwszą.
"Requiem For A Dream" - osobiście, trochę przeraża mnie ta piosenka. Ale chyba pasuje do tej części.|
Biel, biel, biel. Znowu.
Pikające urządzenia. Znowu.
Żaluzje w kolorze mdłej mięty. Znowu.
Blada skóra. Znowu.
Spierzchnięte usta. Znowu.
Dwa, szpitalne łóżka. Znowu.
Tylko tym razem, to nie ja leżałam na niewygodnym materacu. To nie mnie podłączono do kroplówki. A czasem tak bardzo żałuję, że to nie ja.
-O Boże... - zakryłam usta dłonią. -Co ja zrobiłam... - słone łzy spłynęły po policzku, szczypiąc mnie lekko pod oczami. Za dużo płaczę, a to i tak nic nigdy nie daje.
-To nie Twoja wina. - Rudy pokiwał głową, siadając koło łóżka. -Wiesz, jak on reaguje na takie rzeczy... - zaczął gestykulować rękami, próbując coś pokazać.
-Na kłamstwa? - zapytałam, patrząc w zdezorientowane oczy chłopaka. -Myślisz, że ja go zdradziłam, prawda?
-Ja... - załamał mu się głos.
-Nie miałabym serca. Słuchaj, to nie tak, jak Wam nagadali Duff i Michelle. - na sam dźwięk ich wypowiedzianych imion, skrzywiłam się lekko. -Byliśmy w Nowym Jorku. - otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko mu przerwałam. -Nie, nie żartuję. I musieliśmy jakoś wrócić, więc szanowny McKagan załatwił, że pojedziemy jakimś tirem do Dallas razem z jakimś Wietnamczykiem. - na samo to imię przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Łzy cisnęły się do oczu -I Duff powiedział, że muszę jakoś zapłacić za naszą podróż i... - nie mogłam wydusić z siebie słowa od płaczu. Zaczęło mnie boleć gardło i nie potrafiłam wydusić z siebie nic więcej.
-I on Cię...? - zapytał z zamkniętymi oczami, stukając palcami o stolik.
-Nie. -odsapnął z ulgą. -Nie, to nie on. To ten cały Chou. - popatrzył na mnie zdziwiony, a ja tylko odwróciłam głowę. -Pobił mnie, bo za długo się rozbierałam. - gdyby nie to, że byliśmy w szpitalu, to pewnie ułożyłby rozbudowaną wiązankę pod adresem Wietnamczyka, rozpieprzył pół pokoju ze złości, a potem obił mordę przypadkowemu człowiekowi.
-Zajebię go... - sapał, zaciskając ręce w pięść coraz mocniej. -Coś jeszcze Ci zrobił? - usiadłam na ziemi i podkurczyłam nogi, po czym objęłam je rękami, chowając twarz. -Alice... -pokiwałam głową twierdząco.
-Pobił mnie. Kilka razy. I dusił... -nagle drzwi delikatnie się otworzyły, a w progu stanęła pielęgniarka.
-Przepraszam, ale musicie państwo już iść. - uśmiechnęła się łagodnie, ale jej uśmiech szybko zniknął z twarzy, kiedy zobaczyła mnie, płaczącą pod ścianą. -Proszę się tak nie martwić wyjdzie z tego. - kucnęła obok mnie i poklepała po ramieniu. Szybko się wzdrygnęłam, bo bałam się dotyku obcej osoby.
-O Boże... - chłopak przetarł twarz dłońmi, głośno oddychając.
-Coś się tej pani stało? - zapytała, powoli wstając.
-Tak, stało się...-powiedział to tonem wypranym z uczuć, kiwając głową.
-Czy mógłby pan mi pomóc? - zapytała łagodnie, uśmiechając się do niego blado. -Położymy ją na łóżku obok. - kobieta odłożyła zeszyt na stolik i złapała mnie za ręce.
-Nie, proszę... - jęknęłam.
-Alice, mała... - Axl wziął mnie delikatnie na ręce. -Będzie dobrze, tylko musisz się położyć. - pocałował mnie lekko w czoło.
-Zostań tu, proszę... - szepnęłam, kiedy leżałam już na łóżku, a on kierował się do drzwi.
-Ech... - wziął głęboki oddech i odwrócił się w moją stronę. -Dobrze, zostanę. - usiadł obok mnie i podał mi szklankę wody.
-Nie chcę. - rzuciłam, kiedy podsunął mi ją pod nos.
-Zaraz wrócę. - wtrąciła pielęgniarka i szybko wyszła z sali, nieprzyjemnie tupiąc nogami o posadzkę.
Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam na leżącego obok, nieprzytomnego Stevena. To wszystko moja wina. To przeze mnie tutaj jest. To przeze mnie ma gips na ręce. To przeze mnie jest w śpiączce.
Boże, co ja najlepszego zrobiłam...
Ale się wszystko pokomplikowało...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej teraz Will ma jakieś pojęcie na temat tego co się działo. A ja naiwnie myślałam, że on już dawno jej uwierzył, tymczasem dopiero teraz, no cóż... tyle dobrze, że ją uratował chociaż tym razem. I dobrze, że jest obok Stevena. Najlepiej by było jakby Steven się obudził i jej wybaczył a raczej "zrozumiał zaistniałą sytuację" ale takich cudów nie wymagam :)
Napiszę do Ciebie maila, może nawet jutro. Rzeczy do zrobienia masa a doba ma tylko 24h i nie chce mieć więcej. Ale od miesiąca sobie obiecuję, że napiszę, więc to zrobię :)
Super miałam fajny komentarz, ale mi się internet rozłączył i wcięło dziada -.- Rozdział genialny. Podoba mi się Duff skurwiel, który kłamie i przed to Steven robi to, co robi. Lubię opiekuńczego Willa' któremu zależy na Alice. Chociaż on poznał prawdę i teraz będzie mógł ją bronić, a nie ukrywajmy, że ma nie lada charakterek i dar do przekonywania.
OdpowiedzUsuńSuper, ubóstwiam to opowiadanie, to co się tu dzieje. Masz dar do pisania :D Jestem ciekawa dalszego ciągu, więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńcudne. jak zwykle. <3
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej teraz nie jest już tak jakby sama, jest Will.
OdpowiedzUsuńKocham jak piszesz <3
jesteś świetna
"Requiem For A Dream" - tak coś w tym jest, ten utwór zwłaszcza po obejrzeniu tego filmu jest powalający.
Chciałabym pisać tak samo jak Ty. Zazdroszczę Ci. <3 Mam wrażenie, że piszesz jakąś książkę czy coś w tym rodzaju. Z niecierpliwością czekam na dalsze części.:) M.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Wreszcie ktoś zna prawdę. Już nie mogłam wytrzymać i mialam ochotę krzyczeć do Alice: powiedz to wreszcie komuś! I ma uwierzyć! Mam nadzieję, że Steven wróci szybko do zdrowia. Dowie się jak było i jej wybaczy. Musi.
OdpowiedzUsuńWbijam sobie spokojnie na pulpit nawigacyjny patrze a tam nowy rozdział u RocketQueen. Moja reakcja?
OdpowiedzUsuńa) wielki banan na ryju
b) skakałam po całym moim małym acz gustownym pokoiku
c) o mało nie rozpierdoliłam mojej najświętrzej gitarry
d) wszystkie odp są prawidłowe
Oczywiście odp d oł jea +10 do inteligencji! (wybacz muszę się dowartościowywać) Do rzeczy. Po wykonaniu wszystkich wymienionych wyżej czynności... czytam. Czytam i nie mogę ogarnąć zajebistości tego rozdziału. Tego, tego całego przekazu. Ja pierdole no jak ja bym chciała umieć tak pisać! Żaden nawet najlepszy komentotwórca nie odzwierciedli moich uczuć! Z utęsknieniem czekam na kolejny. (wcale nie jestem uzależniona, wcale) Pisz! Pisz! Pisz! Pisz! Bo chce cztać! Czytać! Czytać! Czytaaaaaaaaaaać! Dziękuję uwagę.
GENIALNE!!!! Bo inaczej się nie da tego określić. Niczego tutaj nie brakowało, a to co było to po prostu kwintesencja Twojego talentu. Nic dodać nic ująć, zazdroszczę że potrafisz tak pisać. Mam nadzieję, że Steven z tego wyjdzie i wszystko się ułoży powoli ;)
OdpowiedzUsuńKobieto jakie to było świetne!!!!!! Dobrze, że Axl wszedł wtedy do tego pokoju i Duff nie zdążył jej tego zrobić...ciekawa jestem czy ma jakiś uszczerbek na zdrowiu :D bo wiadomo jaki jest Will. Tak swoją drogą to słodkie, że tylko dla niej jest Willem, a dla reszty Axlem Rose ;) No i biedny Steven....ma się wybudzić i poznać całą prawdę tak jak Axl, a Duff niech zginie z rąk tych dwóch facetów i będzie święty spokój :D
OdpowiedzUsuńSUUUUUUUUPER!!!! Ja chcę więcej ;)
Po prostu uwielbiam to opowiadanie!! :) Czytałam je bez przerwy od popołudnia. Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny .Co ja więcej mogę powiedzieć masz talent i to duży . Ciesze się też ,że Axl dowiedział się jak było naprawdę i mam nadzieje ,że Steven też będzie o tym wiedział . Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie.... biedna Alice, biedny Steven... mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży i będą jakieś szczęśliwe chwilę ... ty masz dar do pisania dramatów i pełnych smutku chwil, które doprowadzają czytelnika do łez i kieruja do przemyśleń....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny...
Ejj.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. W szkole. To chore.
Piszesz najlepiej na świecie. Kiedy czytam, czuję to samo, co Alice. Dokładnie. Jakbym wchodziła w jej postać i była nią.
To niesamowite.
Nie poddawaj się.
Pisz do końca świata.
A ja będę czytać.
Zawsze.
Rozumiesz?
Comfortably Numb... Jeden z najlepszych utworów Floydów.
„Is there anybody out there?!”
Właśnie poraz... Nie mam pojęcia który przeczytałam całego tego bloga bloga jak za każdym razem twierdze że nie ogarniam twojego geniuszu przed aż kolejny już nie mg się doczekać :*
OdpowiedzUsuń