31 marca 2013

27. Here's my little hell...

Wesołych Świąt.


Moje ciało całe drżało. Strach? Nie, to nie był strach. To była pieprzona radość. Tak. W końcu.
        Jego ciepły, spokojny oddech na moich ramionach. Jego poplątane kudły na mojej twarzy. Jego duża, lekko szorstka dłoń na moim obolałym brzuchu. Tylko tyle potrzeba do szczęścia.
Jego zapach. Perfumy, przedwczorajsza wódka i papierosy.
        Zaczął się nerwowo wiercić, mamrotał coś pod nosem. Odwrócił się plecami do mnie i przeszukał ręką podłogę, zapewne mając nadzieję na znalezienie butelki wody.
-Cześć Stevie... - przejechałam dłonią po jego nagich plecach, i szybko się wzdrygnął, pewnie przez moją lodowatą, prawą dłoń. Tylko ona jest zimna. Lewa zawsze jest ciepła. Dziwne, nie?
-Mhm... - zmarszczył brwi, i zakrył się mocnej kołdrą. Zaczął szybciej oddychać, a jego czoło przykryły malutkie kropelki potu.
-Steven, co jest? - podniosłam się szybko na łokciach, patrząc na słabego chłopaka. Nie odpowiadał, tylko trząsł się jeszcze bardziej. Na chwilę się uspokoił, wziął kilka głębokich oddechów i powoli wstał z łóżka.
-Mhm... - ta sama, nic nie znacząca odpowiedź. Wyszedł z pokoju, trzaskając resztką drzwi. Przetarłam twarz dłońmi, chcąc lekko się obudzić. Wyjrzałam przez brudne okno, aby zobaczyć normalnych ludzi, którzy mają bardziej normalny dom niż ja. Którzy nie martwią się szkłem w przedpokoju i rozbitą głową Axla. Czy to aż tak dużo? Najwyraźniej tak.
            Wrócił po dłuższej chwili cały uśmiechnięty, zaspany i zaćpany. Na jego nosie zostało jeszcze trochę kokainy, której widocznie nie wciągnął do końca. Usiadł koło mnie, jakby nigdy nic.
-Co tam? - zamurowało mnie. Dom wygląda, jakby ktoś na niego napadł w środku nocy ze starą siekierą i piłą mechaniczną, ja wyglądam jak ostatnie nieszczęście, a ten się spytał 'Co tam?'.
-Źle. - popatrzył na mnie zdziwiony. -A tam? - jedyna sensowna deska uratowania tej nieszczęsnej rozmowy poszła się... Przejść na spacer po ciemnym lesie.
-Wspaniale. - opadł na łóżko, i zaczął się bawić moimi włosami. Siedziałam jak lalka ; zwyczajnie poczekam, aż skończy się bawić, i może zaśnie. Jak z przedszkolakiem ; nakarmić, zabawić, położyć spać. Przymknęłam oczy, kiedy przejechał ręką po mojej szyi. - Masz ciepłą szyję. - rzucił bez zastanowienia.
-Dzięki. Idę się wykąpać, dobrze? - wstałam, a on trzymał mnie za udo. -Steven, puścisz mnie?
-Tak, tak. Jasne. - uśmiechnął się i podszedł do gramofonu. Wychodząc słyszałam ciche, przerywane co chwilę dźwięki 'Whole Lotta Love'.
-Dam Ci moją miłość, cały ogrom miłości... - szepnęłam, i spojrzałam na Adlera, który nie mógł sobie założyć koszulki. -Chcę Ci dać moją miłość... - wyszłam w miarę cicho, nie przeszkadzając Stevenowi w tej jakże trudnej i poważnej sytuacji. Na korytarzu wciąż leżały odłamki szkła, ale na szczęście było ich dużo, dużo mniej niż w korytarzu. Skąd to cholerstwo się tutaj wzięło? Chyba wolę nie pytać. Żyć w słodkiej nieświadomości, oto rozwiązanie. Tylko długo się tak nie da.
           Wchodząc do drzwi łazienki (Uwaga, drzwi były całe.) znalazłam (Uwaga, uwaga, chwila napięcia...) Izzy'ego. Tego trupa wśród ludzi mniej, lub bardziej żywych. Jak zwykle blady, z podkrążonymi oczami i butelczyną wytwornego jabola marki Nightrain.
-No hej. - rzucił, blado się do mnie uśmiechając.
-Czy wy naprawdę nie widzicie, co się tu stało?! - krzyknęłam, rozglądając się po resztkach salonu.
-No impreza była. - wzruszył ramionami, i wyszedł z mieszkania.Czyli klasyczne zwątpienie w ich możliwości intelektualne.
Zamknęłam drzwi na klucz i stałam. Warga zaczęła drżeć. Boję się. Boję się, że to znów się powtórzy. Że ten psychopata znów przyjdzie. Że znowu mi to zrobi. Otarłam łzę z policzka i powoli ściągałam z siebie ubrania, oddychając nierównomiernie. Gdyby ktoś Ci kiedyś powiedział, że pewnego dnia będziesz bała się rozebrać, żeby pójść pod prysznic, uwierzyłbyś?
Bo ja nigdy.
Liczyłam na gorący strumień wody, a otrzymałam jedynie letni strumyczek pod słabym ciśnieniem. Ale i tak fajnie, że kabina prysznicowa była cała. I tak fajnie, że ludzie żyją. Że Steven żyje, i Pat, i Axl, Izzy... Brakuje tylko Slasha. Brzoskwiniowy żel pod prysznic w połączeniu z parą wodną przyjemnie otulał mnie świeżym zapachem. Po kilku minutach wyszłam z pod prysznica i owinęłam się leżącym obok, szorstkim ręcznikiem. Ach, ile książek się czytało, gdzie dziewczyna wychodzi spod prysznica i otula się miękkim, puchatym ręcznikiem, po czym wychodzi z łazienki, rzucając się w ramiona ukochanego.
To nie ta bajka kochanie.
        Lustro, które o dziwo ocalało podczas tej piekielnej imprezy, odbijało postać nędzy i rozpaczy.
Czyli mnie.
        Przejechałam dłonią po czerwonych śladach na żebrach, które wciąż mocno rzucały się w oczy. Rozcięcia na brzuchu nie pamiętam, ale było długie i bardzo wąskie, co oznaczało, że ktoś potraktował mnie żyletką. Dotknęłam podbrzusza, obolałego podbrzusza. Boże, co za wstyd. Największe upokorzenie dla kobiety...
Ślady duszenia wciąż widniały na szyi, co mnie lekko zdziwiło, bo minęło już kilka dni, od tego wszystkiego. Siniaki pod okiem i na czole już bladły i coraz ciężej było je zauważyć. Otworzyłam szufladę, chcąc znaleźć krem do twarzy. Jedno pudełko, drugie pudełko i... Coś, czego tutaj nie powinno być. A przynajmniej nie powinno się to znaleźć w moich rękach. Ten sam woreczek co w Hope. Ta sama, biała zawartość. Ta sama chęć szczęścia. Kokaina. Biłam się z własnymi myślami, ściskając foliowy woreczek coraz mocniej. Brać, czy nie? Teoretycznie po szpitalnym leczeniu nie miałam ochoty, a praktycznie cholernie mnie kusiło, żeby wziąć. Moje ręce stały się teraz jedynie trzęsącymi się kończynami, które za chwilę zabiją jakąś część mnie.
Od ściskania tego cholernego woreczka zaczynały mnie boleć ręce, na których uwydatniły się jasnoniebieskie żyły (Albo tętnice? Chyba tętnice, ale mówi się, że żyły. Chyba. Poprawcie mnie, jak coś. przyp. aut.). Nogi jak z waty i ręce trzęsące się jak słabe drzewa podczas huraganu odmawiały posługi. Nie chciałam kolejny raz tracić przytomności, nie tutaj, nie w domu, nie w moim małym niebie...

Głosy z oddali krzyczały, jakby były wrzucone do ognia piekielnego. Ciepła dłoń błądziła po policzku i czole, uspakajając mnie. Ale czy to mnie trzeba było uspokoić?
        -A co jeśli ona nie żyje? - ktoś zawył, chodząc nerwowo po ziemi.
-Żyje, tylko zemdlała. I weź uspokój swój rudy, niedojebany łeb. - warknęła moja cudowna, żyjąca Pat. Ten głos poznasz  nawet wśród stada dzikich bawołów, bo jest tak charakterystyczny.
-Wjebać Ci? - Rudy wkurzył się lekko, tupiąc w kafelki.
-Jeśli mnie uderzysz, to robię dwutygodniowy post od seksu.
-Że jak?!
-I śpię w piżamie. - Odgarnęła włosy z mojej twarzy i uśmiechnęła się lekko. - No dzień dobry, zjechała nam pani. - uśmiechnęła się szeroko, poprawiając swój stanik.
-Wy nic nie zauważyliście? - zapytałam, zakrywając brzuch koszulką, wciąż patrząc martwo w sufit.
-Czego? - zapytała, podając mi butelkę wody.
-Szkła w przedpokoju. Tego że nie było nas ponad tydzień. Całego tego syfu, który teraz nazywamy 'mieszkaniem'. Że Axl ma rozbity łeb. - kiwałam głową, zastanawiając się, czy oni tego nie widzą, czy nie chcą widzieć?
-Jak to rozbitą głowę? O czym Ty mówisz? - zapytał zdziwiony Rose kucając koło mnie. Wskazałam palcem na jego lewą skroń. Przejechał po niej dłonią, klnąc pod nosem. -Kurwa, faktycznie... - wstał i przemył twarz wodą.
-Nie widzicie tego? - spojrzałam w zdziwione oczy Pat. - Ogarnijcie się w końcu... - położyłam się na boku i chwilę później wstałam, chcąc porozmawiać ze Stevenem. Chwiejnym krokiem przeszłam do sypialni, gdzie o dziwo, blondyna nie było. Wzruszyłam ramionami i szybko się przebrałam. Luźna koszulka KISS przesiąknięta zapachem Steviego idealnie ukrywała ślady na brzuchu i żebrach. Ze spokojem ubrałam szorty, bo na nogach nie miałam żadnych niepokojących ran. Kudły same szybko wyschły, układając się w lekkie loki. Całkiem spora ilość włosów zakrywała twarz, więc musiałam zrobić tylko lekki makijaż, żeby ukryć siniaki.
W sumie, to nie musiałabym się ukrywać, tylko powiedzieć im prawdę, ale... Myślicie że łatwo jest powiedzieć 'Hej, słuchajcie, zostałam zgwałcona i pobita kilka razy!' ? Że łatwo się przyznać, że jesteś uzależniona od dragów? Że nie jest trudno spojrzeć w oczy przyjaciołom i powiedzieć 'Jestem narkomanką' ? Że łatwo jest powiedzieć swojemu chłopakowi, że nie wie, czy coś się do niego czuje?
To wcale nie jest takie proste.
        Ku mojemu zdumieniu, szanowny pan Rose podnosił większe kawałki szkła z podłogi i wrzucał je do worków. Zaskoczona, patrzyłam się na niego, upewniając się, czy dobrze widzę.
-Pomóc Ci? - rzuciłam po chwili.
-Nie, nie trzeba. Połóż się. - uśmiechnął się ciepło, i wskazał na rozwaloną kanapę pokrytą puszkami. -Dobra, może nie tutaj... - podrapał się po głowie i sprzątnął śmieci z sofy, rozłożył na niej koc i ruchem ręki kazał mi usiąść.
-To co, teraz nagle się ocknęliście i sprzątacie? - chwyciłam karton soku pomarańczowego, odkręciłam go i szybko odłożyłam na miejsce. Przewidywalna data terminu spożycia minęła jakieś... 2 miesiące temu?. Idealny projekt na biologię.
-O matko, to tylko szkło. - uśmiechnął się, kontynuując swoją pracę. Zdumiewa mnie jego ciągły optymizm. Albo głupota.  - A Wy gdzie tak długo byliście?
-No właśnie... - słowa stanęły mi w gardle, jak zawsze, kiedy muszę coś ważnego powiedzieć. Jąkałam się chwilę, po czym rozluźniłam się i zaczęłam mówić. -Miałam Wam to wszystko... - drzwi otworzyły się z hukiem i poleciała z nich farba. Śpiewy i gardłowy śmiech przerywany kilkoma łykami wódki. Przyszedł szanowny pan McKagan. -No nie, tylko nie on... - zakryłam oczy dłonią, zsuwając się po kanapie, żeby tylko się jakoś ukryć.
-Dzień d-d-dobry. - obrzydliwa, pijacka czkawka. -Zastałem A-Alice? - dla Ciebie pani Black, fiucie.
-Witamy w urzędzie skarbowym. Okradniemy Cię i zostawimy na pastwę losu. - Rose pokiwał głową i podniósł lekko moje nogi, pod którymi leżała butelka. Nigdy nie zrozumiem jego 'inteligentnych' odpowiedzi.
-Nie ma mnie, wyparowałam. - wymieniłam spojrzenia z Michelle, stojącą obok Duffa. Ta mała jędza przemieszcza się jak wąż po lesie. Już wiem, czemu Hudson ją tak lubi.
-A-ale szkoda! - przybliżył szyjkę butelki do ust, upijając połowę jej zawartości. -Wódeczki? - zapytał z pijackim uśmiechem.
-Nie, dzięki. - rzuciłam z odrazą. Chelle tylko mnie zmierzyła i pokiwała głową z dezaprobatą. Po chwili w salonie pojawiło się więcej ludzi, pewnie smród wódki Duffa ich tu ściągnął. Był też zdezorientowany Steven. Błądził wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu usiadł koło mnie, uśmiechając się szeroko. Czułam się jak małe dziecko, które dostało ze sprawdzianu z matematyki jedynkę i teraz musi powiedzieć o tym rodzicom.
McKagan tańczył, śpiewał, pił kolejne litry alkoholu. I nikt niczego nie widzi, wszystko wolno.
-To co - Michelle przekrzyczała śpiewającego 'Home Sweet Home' Duffa. Nie wiedziałam, że tak lubi Motley Crue. -Alice, opowiesz nam wszystkim, co się wydarzyło? - oparła ręce na biodrach i gapiła się we mnie jak na winowajcę całego zła na świecie. Czy mogę jej obić tą śliczną mordkę?
-N-no Ali... Opowiedz! - czknął i zatoczył się.
-Ale... - zwiesiłam się.
-No, powiedz, powiedz jak zdradziłaś Stevena. - po słowach pijanego McKagana poczułam jak zbiera się we mnie złość. Zobaczyłam Pat, która mówiła wzrokiem 'Co Ty do cholery zrobiłaś?'. Michelle zadowolona z siebie stała w tym samym miejscu, z tym samym wyrazem twarzy.
-Że co? - Steven oprzytomniał i popatrzył na mnie. Czy kiedykolwiek widzieliście tego Popcorna smutnego? Czy kiedykolwiek widzieliście, że jego zaćpane, radosne oczy lśnią od łez? Że jego warga, zawsze rozciągnięta od ucha do ucha, drży ze smutku? Że promienna twarz przybiera grymas bólu? Nie? To wiedzcie, że to najgorszy widok na świecie. -Dlaczego mi to zrobiłaś? - serce złamało się na tysiące kawałków. -Byłem aż taki zły?
-Steven, nie, nie... - zaczęłam płakać, bo widziałam, jak z każdą sekundą go tracę. -Daj mi się wytłumaczyć, proszę... - spojrzałam na basistę, który oglądał całą tą scenę jak w teatrze. Wyrwałam kolejną butelkę ruskiej wódki z jego ręki, i roztrzaskałam ją na jego głowie. A przynajmniej chciałam, bo trafiłam w ścianę.
-Tobie się już we łbie popierdoliło?! - chwycił mnie za nadgarstki i ścisnął je mocno.
-Nienawidzę Cię... - wysyczałam mu w twarz. -Nienawidzę Cię! - zaczęłam się wyrywać, ale on tylko śmiał się. Zbliżył swoją zapitą twarz niebezpiecznie blisko do mojej. Uśmiechał się triumfalnie. Ale nie tym razem. Ślina spłynęła po jego policzku. Oplułam go.
-Ty suko! - zamknęłam oczy i liczyłam, że zaraz poczuję jego pięść na twarzy, ale tak się nie stało. Izzy i Slash okładali go pięściami na ziemi. Pat patrzyła to w moją stronę, to w stronę bijących się chłopaków, starając się ogarnąć tą całą akcję. Michelle stała z boku, przypatrując się jak Slash obija mordę Duffowi.
-Chodź... - Axl złapał mnie za rękę i zaprowadził do sypialni. Usiadłam na brzegu łóżka, cała roztrzęsiona. Przybliżyłam kolana do klatki piersiowej i zaczęłam się lekko kiwać, tak jak w dzieciństwie, kiedy bardzo się bałam. -Co się stało? - zapytał spokojnie, ciepłym głosem. Tak jak sprzed lat.
-B-bo ja, i tir... I... - jąkałam się coraz bardziej, starając się złapać powietrze. Rose złapał mnie lekko w talii i chciał przytulić, ale zaczęłam się wyrywać. -Nie, nie... Proszę, nie rób mi tego...
-Jezu, Alice. Spokojnie. - wiłam się dalej, bo przypomniała mi się scena w motelu... Wszystko tak podobnie wyglądało.
-Zostaw, zostaw mnie... - wyłam, kiedy mnie dotykał. Złapał moją twarz w dłonie i spojrzał mi w oczy. Oddychałam spokojniej, mniej się bałam.
-Już? Co się stało? - wtuliłam się w niego, dalej lekko się trzęsąc. -Mała, co... - odkryłam mój brzuch i żebra. Wyglądał, jakby miał zabić tego, kto mi to zrobił. Poczerwieniał ze złości, odwrócił się i przeszedł po pokoju. -Kurwa, kto Ci to zrobił?! - podszedł do mnie, po czym przyglądał się moim żebrom.
-Bo Duff, on chciał, żebyśmy... I do domu, i....- nie skończyłam, bo wziął mnie za rękę i wbiegł ze mną do salonu. Basista leżał na sofie, masując policzek. Gitarzyści siedzieli w resztach kuchni, przykładając sobie lód pod oczy. Pat dyskutowała z Michelle, ale po jej wyrazie twarzy była mocno zszokowana.
-Kto jej to zrobił?!- krzyknął Axl, pokazując mój brzuch. Czarnowłosa zakryła twarz dłonią, to samo uczyniła Michelle. -No co, teraz Ci gnoju języka w gębie zabrakło?! - rzucił się na wstającego McKagana. Tym razem dostał od Rose'a kilka mocniejszych ciosów. Pat podbiegła do mnie, mówiąc jakieś strzępki zdań, jak to jej jest przykro. Ale to najmniej mnie teraz obchodziło. Wszystko działo się w jakby zwolnionym tempie, chorym przedstawieniu, a my jesteśmy marionetkami.
        Drzwi wyjściowe były uchylone, a leżące obok buty porozrzucane. Brakowało jednej pary białych trampków.
-Jasna cholera. - zaklęłam pod nosem, zarzucając ramoneskę Izzy'ego. Szybko wybiegłam z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami. W głowie miałam same czarne scenariusze. Niby wszyscy uważają go za uroczego, dziecinnego głupka, ale kiedy jest wściekły... A do tego przygrzany... Otrząsnęłam się z tych myśli, biegnąc przez zatłoczone Sunset Strip. Pytałam przypadkowych ludzi, czy nie widzieli blondyna, ale jak zwykle nikt nikogo nie widział. Norma w tym kurewskim mieście Aniołów, gdzie bawią się Diabły.
Przebiegłam przez Wallnut Street i zatrzymałam się na rogu Fairfax i Melrose. Moje serce biło w zabójczym tempie, jakby za chwilę miało eksplodować. Gdyby nie adrenalina, leżałabym martwa w połowie drogi do The Troubadour. Nigdzie go nie było. Byłam w klubach, w ulubionych zaułkach jego dilerów. Przy nocnych klubach i burdelach. Przy monopolowych i spożywczych. Nigdzie. Ani śladu żywej duszy.
        Popołudniowe niebo zakryło się ciemnymi chmurami. Zaczęła się niesamowita ulewa - nie było nic widać na odległość 3 metrów. Wszystkie stojące na chodniku dziewczyny na jedną noc skryły się w klubach, a inni ludzie po prostu wyparowali. Ściągnęłam kurtkę Izzy'ego i włóczyłam nią po ziemi.
Wszystko znowu się spieprzyło. Bo czemu miałoby być dobrze?
W oddali zauważyłam karetkę pogotowia i wypadających z niej sanitariuszy. Pewnie znowu jakiś żul się nawalił, i nie może oddychać. Podeszłam bliżej, chcąc zobaczyć kolejną ofiarę Miejskiej Dżungli. Lekarz powoli zamykał karetkę, w której leżał nieprzytomny, blady... Steven.
-Zaraz, czekajcie! - krzyknęłam, widząc otwarte, ale mgliste oczy chłopaka. -Nie, zaraz! - zawołałam za nimi, ale widziałam tylko, jak czerwono-niebieskie światło znika w oddali, topiąc się w strugach deszczu i mgle.



*                                                                               *                                                             *
Ostatnio było za słodko, więc to dla równowagi.

20 komentarzy:

  1. Pieprzony McKagan! Pierdolony dupek! Jak można... I Alice... I teraz Steven... Kurwa, nie ogarniam! I jeszcze na kilka tych słów, połowa to przekleństwa. Fuck -.-

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty, moja droga Rocket, masz niesamowity talent do doprowadzania czytelników do białej gorączki (w pozytywnym sensie). Steviego chcesz uśmiercić? Miękką, uroczą kaczuszkę do przytulania i głaskania? To nieludzkie. Nieludzki jest też ten idiota McKagan. Że niby ona zdradziła? Pff, niech on sam znajdzie się na chwilę w jej skórze. Na szczęście istnieje jeszcze rycerz w lśniącej zbroi, który może pomóc biednej księżniczce. Nie rób krzywdy Adlerowi, dobrze? o.O
    A tak poza tym to świetnie się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja żesz w mordę, dajesz czadu, kobieto. Zaraz zaraz... Post w piżamce... Hmmm. Prawa autorskie xd
    żarcik.
    Jest źle, ale to dobrze. Na dobro zawsze znajdzie się zło, częściej jest źle, niż dobrze. Czyli zło jest dobre, a dobro złe na pewien, rozumiany przez niewielu i zupełnie irracjonalny sposób. Wyczuwam odwyk. Bądź szpital psychiatryczny. Duff to kutasisko, mówiłaaaaam. Lubię wizję domu w szkle. Tak btw. Mam fajny fragment rozbitego wazonu.
    Podoba mi się porównanie ludzi do marionetek, bo właściwie... To tak jest. Nie żeby coś, ale nikt nie jest wolny. Jakbym była wolna, to mogłabym zabijać dzieci. Nie mogę. Kłamcy. Wszędzie. Nienawidzę świata. Kocham Steviego. Ale i tak wszyscy umrzemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurwa... poryczałam się. ryczę jak bóbr, jakbym to ja nią była... Axl... Boże jaki on kochamy. i jak Michell śmiała wgl. coś takiego powiedzeń? Jest zwykłą idiotką, czy McKagan jej wyprał mózg? Boże, cała sie trzęsę... zaskakujesz mnie w każdym rozdziale... aż brzuch mnie rozbolał... Jestem ciekawa jak oni się w tego wytumaczą... Chodzi mi o państwo głupia i głupszy. Bo chyba Pat, Axl i Izzy uwierzą raczej Alice niż temu martwemu płodowi, co nie? Myślę, że Alice powinna spokojnie usiąść, wszyscy się zamknąć, a ona powinna im opowiedzieć. ze szczegółami. jak broniła tej niepełnoletniej szmaty Mich i wgl. jak Duffowi nagle włączył się instynkt samozachowawczy gdy przyćpała. Albo chociaż Axl'owi powiedzieć, skoro zareagował w taki sposób... JEBAĆ DWU METROWE BLOND ŻYRAFY!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam, siedzę wgapiona w monitor i nie wiem co mam napisać.
    Bo napisałaś to po prostu zajebiście.
    Wymyślasz świetną fabułę, a emocje jakie opisujesz są tak wyraźne, że prawie zaczynam czuć to samo razem z bohaterami - wszystkimi i każdym z osobna.
    Cholera, dalej siedzę i nie mam bladego pojęcia co napisać.
    Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że Steven nie zaćpał się w trupa (dosłownie...), a Alice nie załamie się jeszcze bardziej.
    /Av.
    PS Prosiłaś, żebym informowała o nowych rozdziałach na Perfect Strangers. Tak więc jakąs godzinę temu pojawił się drugi. To tak jakby co.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze...nie wiem co napisać :D
    Gunsi jak to Gunsi, nie ogarniają że cały ich dom jest rozwalony :D była impreza i tyle...taaa
    Biedny Steven..tak mi go szkoda. Duff to totalny dupek, że to powiedział. Należało mu się od chłopaków. Widok smutnego Popcorna to musi być coś dołującego...gdyby tylko wiedział, co wydarzyło się naprawdę. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało...pisz szybciutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. największy plus dostaje ode mnie Axl. Zachował się tak, jakbym spodziewała się tego tylko po Izzy'm, więc pozytywnie mnie zaskoczył. Alice żyje w piekle, Duff to chuj a Michelle nie jest lepsza.
    Piszesz to naprawdę tak, jakbyś to przeżyła, a ja czytając czuję się tak, jakbym to przeżywała. Jesteś niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  8. U nas nowy na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Komentarze mile widziane ;)
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. McKagan to z*eb delikatnie mówiąc. Tak samo okropna jest Michelle. I jeszcze próbuje wmawiać niestworzone rzeczy Pat. Axl za to okazał się być naprawdę dobrym przyjacielem, przejął się bardzo ranami Alice. Steven nie może zginąć. Przecież to taki misiaczek - przytulaczek <3. (ćpający :c) Żeby tylko sie wszystko wyjaśniło... Ale musisz fundować Ally takie piekło ?! Nosz ja już tu dłużej psychicznie nie wytrzymam... Przeczytalam wszystkie rozdzialy w kilka godzin i jestem wstrząśnieta ostawa Duffa, Michelle, a nawet Pat przez moment. Czekam na kolejy rozdzial ze zniecierpliwieniem, a nuż zabije jesli zawiesisz bloga ! / Juliette [nie mam konta google+]

    OdpowiedzUsuń
  11. DROGA ROCKET QUEEN. PISZE DO CB WIELKIMI LITERAMI ŻEBYŚ PRZYPADKIEM NIE PRZEOCZYŁA MOJEGO KOMENTARZA. DOSZŁY MNIE SŁUCHY, ŻE CHCESZ ZAWIESIEĆ BLOGA Z POWODU MAŁEJ FREKWENCJI. CO TY KURWA ODWALASZ JA SIĘ PYTAM?! :OO WIEDZ, ŻE JA NAPRAWDĘ, NAPRAWDĘ KOCHAM TWEGO BLOGA, A TO NIELADA SUKCES, BO JA MAŁO CO LUBIĘ. PISZESZ NAPRAWDĘ DOBRZE I NAWET LEPIEJ NIŻ PARĘ ZNANYCH I LUBIANYCH NIE WIEM CZEMU BLOGEREK, KTÓRE MAJĄ WIELE KOMENTARZY POMIMO KIEPSKICH ZDOLNOŚCI. NIE ZAŁAMUJ SIĘ, BO I JA I KUPA INNYCH LASEK, KTÓRYCH JEST WIELE, A JAK NIE TO BĘDZIE, CIĘ KOCHAMY NIE PRZEŻYJEMY TWEGO NIC NIEDODAWANIA. EJ CHEER UP! BYŁAŚ PIERWSZĄ OSOBĄ, KTÓRA SKOMENTOWAŁA MOJEGO BLOGA I DLATEGO NIE MYŚL SOBIE, ŻE CIĘ TAK ŁATWO WYPUSZCZE Z MOICH LEPKICH PALUSZKÓW ;D NIECH MOC, WENA I RICHARDS BĘDZIE Z TOBĄ KRÓLOWO DOŁUJĄCYCH MOMENTÓW! NIE SZALEJ TYLKO PISZ. KOCHAMY CIĘ, NIE ZAPOMINAJ O TYM. KONIEC WIADOMOŚCI.
    ~ BARDZO, BARDZO, BARDZO, BARDZO... SMUTNA DRACONIS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli rozłąka ma trwać tydzień to my i tak pogrążamy się w żałobie ;__;

      Usuń
  12. No więc tak.
    Czytam to. Kocham to. To jest zajebiste. Masz to pisać! Świetnie to wszystko opisujesz, no i wgl.
    Kurde, jak ja bym była tą Alice to bym już... dobra, nie zabiłabym się, nie myśl, ale byłabym załamana a ona jakoś się trzyma. Jakoś.

    Bardzo dobrze piszesz, nie myśl nawet o zawieszaniu!

    OdpowiedzUsuń
  13. http://nothing-to-kill-or-die-for.blogspot.com/
    to ten tego nowy rozdział, bohaterowie i ogólnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie tam smutne informacje na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com :C
    ~ Draconis

    OdpowiedzUsuń
  15. Nowy u mnie :) zapraszam i mile widziany komentarz

    OdpowiedzUsuń
  16. POPIERAM DRACONIS !
    będę smutać ;c

    OdpowiedzUsuń
  17. zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award
    Tu ------> http://nothing-to-kill-or-die-for.blogspot.com/
    masz coś tam nieumiejętnie wytłumaczone ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award przez nas. Więcej inf. na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com. Informacja byłaby wcześniej, ale mój tel. nie chciał mi jej opublikować :C
    ~ Draconis

    OdpowiedzUsuń
  19. Kurwa, co za mindfuck! zajebiste opowiadanie, i pamiętaj, że praktyka czyni mistrza, więc za niedługo opowiadanie będzie jeszcze bardziej zajebiste :D

    Gal Anonim

    OdpowiedzUsuń