Krótki rozdział dedykowany dla Orii, za pozytywne komentarze, za cierpliwość... Za wszystko.
Dla Erin Everly, która czyta zawsze. Z małym opóźnieniem, ale zawsze ;) Za jej komentarze, miłe słowa...Za wszystko.
Dla Duzzylasha. Za to, co zwykle.
Dla Pat, mojego silnika, który pomaga mi pisać. Bez Ciebie całe to opowiadanie by nie istniało.
Dla Ninde. Tak po prostu.
Biel. Biel. Biel. Biel. Tylko to widziałam. Sufit - biały. Pościel - Biała. Twoja skóra - praktycznie też biała. Meble - Białe. Wszystkie irytująco pikające urządzenia - białe. W całym tym śnieżnym pomieszczeniu zauważyłam ciemną plamę. Chyba powinnam jeszcze spać. Spora dawka insuliny w moich żyłach daje się we znaki. Ktoś chciał ze mną rozmawiać. Pewnie jakiś lekarz. Nie byłam w stanie. Jedyne co powiedziałam, to jakiś nieskładny bełkot. Wstrzyknijcie mu stówkę insuliny, to wtedy pogadamy.
Zgubiłam się na drodze do życia. Co
było wcześniej? Kawałek dzieciństwa, wolno – nie wolno, zakazy, nakazy. I
wielki bunt. I całkowita przegrana. A w końcu triumf dorosłych: „a nie
mówiłem?” Pozostał zapach sal szpitalnych, twarze chorych psychicznie i
nienawiść do świata, ludzi, życia. I chęć samounicestwienia.
Ale ja tak nie chcę. Chcę wrócić do... Do... Do kogo? Albo może do czego? Lek powoduje niesamowitą senność, ale ja teraz nie mogę zasnąć. A tak naprawdę, to się boję. Boję się spać. Takiego absurdu dawno nie słyszałam. Ale strach przed tym, że mogę się już nie obudzić jest ogromny. Co ja przeżyłam? Czym były te obrazy, te sceny? To tylko moja chora wyobraźnia? A może kokaina wciąż działała? Tyle pytań, ani jednej, sensownej odpowiedzi.
Chciałabym wiedzieć, który dziś jest dzień tygodnia, dzień miesiąca. Gdzie ja jestem? Gdzie są inni ludzie? Chyba się nie dowiem. Bezwładne ciało, senny umysł i ból. Czegóż chcieć więcej?
Oparłam ciężką głowę o poduszkę, oddychając głęboko. Bolały mnie ręce. Bolały mnie żebra. Nogi. Brzuch. Głowa. Obojczyki. Palce. Czemu? Kto chce tak bardzo mnie ukarać? Co ja złego zrobiłam? Zabiłam kogoś? Tylko w wyobraźni, ale to się nie liczy. Życzyłam komuś źle? Duff to nie człowiek, to skurwiel. On też się nie liczy.
Dlaczego?
Jedno, krótkie pytanie :
Dlaczego?
Znowu to irytujące pikanie. Nie mógłby ktoś tego wyłączyć? Albo wyłączyć mnie? Łapię głęboki oddech i czuję ból. Piekielny ból. Tak jakby ktoś przyłożył Ci kijem baseballowym w klatkę piersiową. Tylko od środka. Przytomności, gdzie jesteś?
-Pani Black pozostanie na obserwacji do końca tego tygodnia. Wymaga opieki.
-Ale pani nic nie rozumie, my musimy jechać, ona, ja, znaczy...
-Życie ludzkie jest najważniejsze. Dokąd się panu tak spieszy?
-No do... Domu.
-Do domu?
-Do Los Angeles.
-Wolne żarty. Skąd jedziecie?
-No z Nowego Jorku.
-I ona przez cały czas była w takim stanie?!
-No, ja nie wiem, bo ja...
-Jest pan najbardziej nieodpowiedzialnym człowiekiem, jakiego poznałam. No chyba że ta dziewczyna, która chciała sobie włożyć słoik do... Nieważne. Jeśli panu się spieszy, to...
-Pani nic nie rozumie! Nie może tutaj zostać! Nie!
-Jeśli pani Alice nie odpocznie kilku dni, może się to dla niej bardzo źle skończyć.
-Nie przesadzajmy...
-Organizm był tak wycieńczony, że ciężko było ją odratować. To tego głód narkotykowy... Ona musi tutaj zostać. Chyba, że woli pan dowieść trupa do Los Angeles.
-...
-Do widzenia, panie McKagan.
Cholerne pikanie. Chciałam poruszyć ręką. Nie miałam siły. Jakaś durna rurka przyczepiona do przedramienia powodowała ból kolejnej części ciała. Zamknięte oczy. Nigdy nie pomyślałabym, że coś tak banalnego, jak przymknięte powieki mogą spowodować taką dawkę błogości. Słyszałam czyiś szybki, nerwowy oddech. Czułam go na dłoni. Ciepły oddech. Niechętnie otworzyłam oczy. Kogo zobaczyłam? Kogoś, kogo nie miałam zamiaru widzieć do końca życia. Duffa.
-Jak się czujesz? Przynieść Ci wody? Boli Cię głowa? Zawołać pielęgniarkę? - potok słów zmieszał się w mojej głowie, i zrozumiałam tylko nieskładny bełkot. Mówił szybko. Jakby się bał. Ale czego? Może, że mnie straci? HAHA. Zabawne.
-Źle. Tak. Tak. Nie. - zachrypiałam, patrząc w sufit. Czułam się jak jakaś durna roślinka. Nie mogłam się ruszyć. Sufit okazał się być niezmiernie ciekawy i gapiłam się w niego cały czas. Cały, czyli dopóki on się nie odezwał.
-Jesteś głodna? - zapytał niepewnie, lekko łapiąc moją dłoń.
-Gdzie ja jestem? - wyrwałam rękę z jego uścisku, co mnie nieźle zdziwiło. Jakieś siły się we mnie kumulują, jest lepiej.
-Jesteśmy w Phoenix. - podkreślił mocniej pierwsze słowo, przypominając mi, że nie jestem w tym piekle sama. Ale co oni mogą wiedzieć... -Końcem tygodnia będziemy w domu. - nie odezwałam się słowem, chłopak podał mi jedynie szklankę wody, którą z trudem złapałam. Napiłam się powoli, łagodząc ból gardła. Czy istnieje część ciała, która mnie nie boli?
-Końcem? - zmarszczyłam czoło, patrząc się w przeciwległą ścianę. Wyglądało to tak, jakbym gadała z nią, a nie z jakimś nazbyt wyrośniętym człowiekiem.
-Dziś jest wtorek. W czwartek powinni Cię wypisać. A w piątek w nocy będziemy w Los Angeles. - uśmiechnął się do mnie, ale ja wciąż wpatrywałam się w ścianę.
-Aha. A co z Chou? - podniosłam się na łokciach, wyczyn ostatnich 10 lat dla ofiary losu, zwanej Alice.
-Aresztowany.
-Że...Co? - poczułam lekką ulgę słysząc, że ten zboczeniec siedzi za kratkami. A nawet nie lekką, co ogromną.
-Mieliśmy kontrolę celną, wiesz, taką rutynową. Okazało się, że nie przewoził wietnamskich makaronów, sosów sojowych i marynowanego bambusa, tylko spore ilości hery i trawki. Michelle i mnie też przesłuchali, ale byliśmy czyści. - starałam się ogarnąć te wszystkie informacje, ale było ciężko. Odsapnęłam z ulgą. Jedna, dobra informacja. -Za chwilę wezmą Cię na badania. - Chłopak wstał, i przeszedł się po klatce, zwanej pokojem szpitalnym. Otworzył okno i ponownie usiadł koło mnie. -Wiesz, chciałem... - zaczął, ale trzask otwieranych drzwi mu przerwał.
-O, widzę że pani Black czuje się już lepiej? - pielęgniarka w średnim wieku podeszła do mnie i miło się uśmiechnęła. Zanotowała coś na kartce, poprawiła coś przy kroplówce i wyszła.
-Alice, bo ja... - kontynuował po chwili
-No dobrze, więc jedziemy! - pielęgniarka znowu weszła, przerywając chłopakowi. Tym razem przyjechała z wózkiem inwalidzkim. Przeraziłam się na jego widok, a jedyną myślą, która przebiegła przez moją głowę, była myśl, że tak właśnie będzie wyglądała moja przyszłość. -Niech się pani nie boi! Jest pani jeszcze zbyt słaba, żeby iść samej. Dlatego mam ten wózek. - uśmiechnęła się ciepło, jakby przeczytała mi w myślach. Odetchnęłam, i usiadłam na brzegu łóżka, czekając, aż jakimś magicznym sposobem znajdę się na wózku. Kobieta pomogła mi wstać, bo moje nogi odmawiały posługi. Jakbym mięśnie miała z waty, a kości z plastikowych rurek. Duff dalej siedział w tym samym miejscu, nie ruszył się nawet o centymetr. Nie chciałam go dłużej oglądać, tylko jechać już na te cholerne badania. Na korytarzu spotkałam tą małą, naiwną blondynkę, która uważała się za moją przyjaciółkę.
-Czy możemy szybciej? - zapytałam pielęgniarki, widząc, że Michi wstaje z plastikowego, pomarańczowego krzesła i biegnie w moją stronę.
-Oczywiście. - przyspieszyła kroku, i spojrzała na blondynkę. -Proszę ją zostawić w spokoju. - rzuciła w stronę Chelle, i wjechała do pokoju. Mdła, miętowa zieleń była wszędzie, nawet na kozetce. Niedobrze mi od zapachu szpitala, i jego ohydnych kolorków. Przy białym biurku siedział lekarz, zapisujący coś na kartach i w aktach. Kiedy nas zobaczył, przerwał robotę i szepnął coś na ucho kobiecie, która od razu się zarumieniła.No i się zaczęło ; dziesiątki pytań, co mnie boli, co pamiętam, co mi się stało, skąd jestem, najbliższa rodzina, gdzie mieszkam...
-Czyli została pani zgwałcona? - zapytał, notując wszystko w zeszycie.
-Mówię panu 3 raz, że tak. -wzięłam szklankę wody do ręki, która leżała na biurku.
-Wracają pani siły. - uśmiechnął się blado.
-Mam nadzieję... - rzuciłam, przecierając oczy dłonią.
-Czy pan McKagan wie o tym, co się pani stało? - zastanowiłam się chwilę, szukając odpowiedzi.
-Nie, nie wie. I proszę mu nie mówić, dowie się w swoim czasie. - doktor zmarszczył czoło, ale po chwili pokiwał głową, i znowu notował. Kolejne pytania. Mam ich już dosyć, mam dość tego wszystkiego... Niech się to już wreszcie skończy. Pielęgniarka wróciła, zabrała mnie do pokoju, pomogła położyć się na łóżku i wyszła. Nikogo nie było. Tylko ja i moje lęki. Tylko ja, i mój ból.
Tak już ma być zawsze? Poranek, gdy nie chce się wstawać, zmierzch,
kiedy nie chce się jeszcze umierać, wieczór pełen obaw, niekończące się
noce udręk. Już nie potrafię płakać, chyba nie potrafię. A kochać? Gdzie
podziało się moje uczucie miłości? Boże, co ja z sobą zrobiłam...
* * *
Mogłam napisać to lepiej. Nie jestem całkiem zadowolona, i mogłam jeszcze poczekać z publikacją, ale coś mnie korciło, żeby dodać to dziś. Wychodzi mi to coraz dziwniejsze, przepraszam. Chyba nie umiem pisać o radości i szczęściu. Umiem za to użalać się nad sobą.
ja to mam szczęście. Weszłam akurat, jak dodałaś rozdział. Dziękuję, naprawde.
OdpowiedzUsuńWiesz, że świetnie piszesz, nie? Tego Ci chyba nie trzeba mówić. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Pisz kolejny, a ja jak tylko będę mogła, będę czytać. Rodziców nie ma na chwilę, to weszłam. Żeby sprawdzić pieprzonego bloga, czy CZASAMI czegoś nie dodałaś. Chyba to wina krwi.
Duff ją kocha, ale Chou go nie zgwałcił, więc smutam. Jest zajedwabiście, ale tak jest zawsze, więc nie wiem, po co to piszę. Zresztą i tak wszyscy kiedyś umrzemy, i tak o nas zapomną, i tak będzie ból, cierpienie i smutek. Dziękuję, że jesteś. Dziękuję za moje imię tam, wyżej. Dziękuję za wszystko.
Mam nadzieję, że chociaż trochę radości Ci tym komentarzem sprawiłam. Ale znów mnie ogarnia pustka, jak wtedy. Nie czuję nic. Znowu. Kolejny raz wszystko się powtarza. Życie to jedno wielnie, błędne koło.
ALE I TAK WSZYSCY UMRZEMY.
Żegnaj, Stevie, do zobaczeniea w piekle....
to znaczy w poniedziałek.
Mi tam sie podoba chociaż mógłby być trochę dłuższy i oczywiście czekam na nastpny .
OdpowiedzUsuńWeszłam, przeczytałam i jestem zachwycona. Jak zwykle zresztą. Świetnie, że Chou został aresztowany, wredny chujek no kurde no. Czemu Alice musi się męczyć z takimi wkurzającymi ludźmi jak Duff? O Mich nawet nie wspomne. A co z Steviem, Izzym, Axlem i resztą? Jakoś strasznie długo nie ma naszej 3 w L.A a jakoś nikt ich nie szuka ani nic... To jest takie smutne ;__; No i ciekawi mnie co Alice im powie na temat podróży i tych wydarzeń. Mam nadzieję, że wszystko zrelacjonuje Steviemu, a on skopie dupę McSkurwysynowi. Ech psiocze na niego strasznie, ale i tak go kocham. Niech sb odpuści Alice i zajmie się lepiej Sue. No i te dziwne obrażenia panny Black, była w ciąży? Nie pamiętam czy może wspominałaś co tam jej się stało o czym Duffowi nie chce powiedzieć. No cóz, krótko, ale za to jak zajebiście :) I tylko małe odwołanie do wcześniejszego rozdziału: kocham Clapton'a :D Takie tam. Tradycyjnie czekam na nowy.
OdpowiedzUsuń~ Draconis
Chwila... Stop! On ją nadal kocha! :o Nieogar Draconis wreszcie coś ogarnęła, co z tego, że po 24 rozdziałach, ważne, że w ogóle. Ty okrytna ty, jak mogłaś! Ja teraz smutam przez ciebie ;___________; Moja krucha psychika posypała się jak domek z kart. Taki kochany skurwiel z niego, no ja nie wyrabiam. Okej już się zamykam, bo zaczynam świrować. I nie czekaj on nie jest kochany tylko ta opowieść jest bardzo wzruszająca i doprowadza mnie do łez i jak ja teraz nowy rozdział napiszę w takim stanie? Nie dobra to już ostatecznie koniec, bo jeszcze mnie zabijesz albo, co gorsza, przestaniesz mnie informować o nowych rozdziałach. A tg bym nie przeżyał ;______;
Usuń~ Znowu ta głupia, smutna Draconis
Ja nie jestem dobra w komentowaniu ;_; Napiszę tyle że ZAAAAJEBIIISSSTEEE. Aż cię walnęłam w polecanych na Sweet Child's World. Mam wrażenie, że jak się to czyta to w ogóle caly świat znika i się tylko o tym opowiadaniu myśli ;_; ZAJEBIISTE, CZEKAM NA NOWY!!
OdpowiedzUsuńMały spam- Na SCW nie ma nowego rozdziału, ale zaczęłam pisać drugie opowiadanie, mam nadzieję że się spodoba http://idealnykryminal.blogspot.com/
Przygnębiający rozdział... ostatnio nic nie umiem skomentować... zastanawiam się tylko, dlaczego żadne z nich nie wpadło na pomysł, żeby zadzwonić do domu. Oni się tam muszą strasznie martwić... no mniejsza.. stylistycznie, jest to na prawdę dobre, jeśli chodzi o treść to też... no i w simie yo tyle. Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńświetne, świetne, świetne. mimo że trochę smutny wspaniale napisany! podoba mi się, zastanawiam się co dalej...
OdpowiedzUsuńTak jak Clarissę zastanawia mnie, dlaczego nikt nie zadźzwonił do Gunsów?
OdpowiedzUsuńSteven i Alice w końcu byli razem, co nie? I on się nie martwi? Nie odchodzi od zmysłów? Nie zadaje sobie pytania gdzie jest jego ukochana?
Duff chciał przeprosić? A czy zwykłe przepraszam zmniejszy jego winę? Zagłuszy jej poczucie? Sprawi, że mu wybaczy?
Dużo pytań nasunęło mi się w trakcie czytania, nie pozostaje mi jednak nic innego, jak czekanie na kolejny rozdział.
Jeśli możesz, informacje o nowych wpisuj do zakładki powiadomienia :)
Moim zdaniem wyszło Ci bardzo dobrze. Umiesz opisywać te wszystkie stany umysłu i ciała, gdy jest się chorym i cierpiącym. Chyba Duffy naprawdę poszedł nagle po rozum do głowy i ruszyło go sumienie. Dopiero kiedy zobaczył, że może ją stracić to dotarło do niego, że nadal coś do niej czuje. No i dobrze, że ten zboczeniec został aresztowany...wogóle to powinna mu grozić kara śmierci za to co zrobił...nie dziwię się, że Alice nie chce rozmawiać z Michelle, bo zawiodła się na niej w najważniejszych dla siebie chwilach, a przyjaciółki nie zawodzą...
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba to co piszesz, ale mam nadzieję, że nie będzie cały czas tak przygnębiająco i za jakiś czas będzie już coraz lepiej ;)
Czyżby w Duffie rodziły się jakieś ludzkie odruchy? Mam nadzieję, że tak i, że potem przeprosi Alice i ona kiedyś mu wybaczy. Myślę, że jak Al rozstanie się ze Steviem to będzie albo ze Slashem albo z Duffem, bo niby go nienawidzi, ale jednak coś jeszcze do niego czuje. Tak jak pisałaś w poprzednim rozdziale nie jest zbyt optymistycznie, ale Alice żyje i to się liczy. Mam nadzieję, że jej nie uśmiercisz i w końcu wrócą do LA. Ogólnie całe opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i jest fantastyczne. Jeśli masz czas to zapraszam do siebie:http://its-so-easy-problem-child.blogspot.com/. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo się powtórzę, jeśli napiszę, że pięknie piszesz?
OdpowiedzUsuńDelikatnie, z wyczuciem. Dziękuje za dedykację :)
Mała, zadziwiająca obserwacja - tak jak bohaterka, żywię niczym nieuzasadnioną awersje do koloru białego.
Mam wrażenie, że Alice ma jakiś plan i w jakimś momencie wszystko wytknie Duff'owi. Kwestia czy tym samym nie skrzywdzi samej siebie, bo jego na pewno to ruszy. To, że ma duszę da się już zauważyć.
Cieszę się, że już wracają do tego upragnionego domu a jednak powroty zawsze są trudne. Nie wiadomo co się zastanie.
Pośmiałam się przy kwestii ze słoikiem - śliczna metafora ;)
Ale Alice wraca do sił skoro zdążyła się zirytować przy lekarzu. I dobrze, może złość napędzi ją żeby stanąć na nogi po tym wszystkim.
Myślę, że chyba należy się jej porządna rozmowa z Duff'em w cztery oczy. Wszystko w rękach litościwej (albo i nie) Autorki :)
Wiesz, że czytasz mi w myślach?
UsuńMam dokładnie tak samo. Trudno wyrwać się z tej pustki, jak raz do niej trafisz to zawsze wracasz. Masochistycznie. I można tylko czekać słuchając ciszy. To wraca każdej nocy, nie miałam pojęcia, że nie tylko ja tak mam :)
Nie przepraszaj za spam, bo nie spamujesz.
Cieszę się, że napisałaś. Rzadko mam okazję z kimś pogadać.
Jak chcesz się jeszcze pouwewnętrzniać to u mnie znajdziesz maila na bocznym pasku.
Świetnie rozumiem, że nie jesteś w stanie pisać, mglista depresja też nie pomaga. Ale z utęsknieniem wyczekuję na każdy post :)
"Mogłam napisać to lepiej. Nie jestem całkiem zadowolona" A weź ty sie jebnij w łeb. Ja to loffciam. Masz talenta, jeżeli chodzi o pisanie ;*. Zu.
OdpowiedzUsuńTak, tak.. Dobrze widzisz. To tylko ja, Erin, miszcz w czytaniu z opóźnieniem, ale zawsze..xD Btw. dzięki za dedykacje..;D
OdpowiedzUsuńA teraz proszę, bądźmy poważni.. No nie no, tak się nie da..xD W ogóle nawet nie wiesz jaki mam fun z pisania tego komentarza.. I ogólnie z wszystkiego..xD
Dobra! Rozdział.. Nie lubię budzić się w szpitalu (co prawda miałam tak tylko 2 razy, ale i tak nie lubię).. Nie lubię siedzieć/leżeć/przebywać w szpitalu.. W ogóle kurwa nie lubię szpitali! Są do dupy.. No ale okay.. Alice już się obudziła w tym (tego możesz nie czytać *pierdolonymkurwajegomaciwszyscyswieci*) szpitalu. Znów rozmyślania.. Lubię te jej rozmyślania, Ya know.? Tak się je fajnie czyta... McKagan, Duff, Duffie, Duffiasty (facepalm).. Cóż to chce jej powiedzieć.? Że wcale tego nie chciał.? Że to nie tak miało być.? Że to nie jego wina.? Well, well, well, well, well.. Tak czy inaczej nie zmieni to tego, co zrobił. I musi kurwa odpokutować, bo nie ma to tamto.. Na pohybel skurwysynom! Ojjj, pan Chou zgnije w więzieniu, a potem.. Nie, w piekle nie, nie chcę go widywac.. A myślałam, że przeleci Duffa..;c Dobra tam, wkurwiające te badania w szpitalach są (jak wszystko w szpitalach).. Ehh.. Już niedługo będą w LA..:D Będą, prawda??..;)
Pozdrawiam (z opóźnieniem, ale zawsze..xD)..;*
Nowy na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNowy u mnie i proszę o komentarz ;)
OdpowiedzUsuńMam print scrin'a jak jestem 6669 odwiedzającym :D
OdpowiedzUsuńUfff... Niech Ci Janis Joplin błogosławi! Ja przegapiłam ;__;
UsuńAle bardzo, bardzo dziękuję! Możesz mi przesłać na e-maila?
starlightadler@wp.pl
Keep on rockin'
spoko :D
Usuń