Dobra, napisałam. Trochę długie, ale mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza ;) Nie wiem czy koniec jest dobry. W tym sensie, że nie wiem, jak zachowuje się organizm człowieka po czymś takim. Musicie wybaczyć, nie jestem lekarzem. I chciałam podziękować za prawie 6000 wyświetleń! Jesteście cudowni!
I nagle opuściły mnie wszystkie bóle, wszystkie lęki. Czułam się dobrze. Czułam się wspaniale. Nigdy nie byłam w takim stanie. Byłam taka lekka. Dryfowałam po morzu spokoju. Po chwili zaczęłam iść, choć wcale tego nie chciałam. Szłam kanałem, albo korytarzem. Nie wiem co to było. Coś nieokreślonego. Coś, czego nie pojmie ludzki umysł. Czułam przyjemne ciepło po lewej stronie klatki piersiowej. Szłam dalej, nie wiedząc, co na mnie czeka. Na ścianach korytarza, jeśli można było go tak nazwać, widziałam całe swoje życie. Obrazy z dzieciństwa. Widziałam, jak bawiłam się z tatą, kiedy odbierał mnie z przedszkola... Te chwile, kiedy jeszcze nie pił, kiedy cieszył się życiem. Potem widziałam obrazy, kiedy miałam 5 lat. Kiedy umarła babcia. To ten dzień, w którym ciocia mnie zabrała do swojego domu, kiedy siedziałam przed kanapą, na której leżał pijany ojciec. W tym dniu skończyło się moje beztroskie, spokojne i szczęśliwe dzieciństwo. W wieku 5 lat. Kiedy powinno być ono w rozkwicie. Chciałam się rozpłakać, ale nie mogłam. Było tam zbyt pięknie, żeby płakać. Łzy w Niebie, to przecież niemożliwe...
Potem były czasy, kiedy mieszkałam z ciocią. To też nie był szczęśliwy czas, chyba że na samym początku. Dopóki chodziłam do przedszkola, było w porządku. Jeździłam z ciocią Kathy na konkursy koni, choć za nimi nie przepadałam. Robiłyśmy ciasteczka, bawiłyśmy się... Wszystkie te sceny były pokazane na ścianach, tak jakbym oglądała telewizję. Potem był pokazany grób mamy, a nad nim, mój płaczący, pijany ojciec, ciocia i ja. Znowu chciałam płakać, ale nie umiałam... Następnie zobaczyłam swój pierwszy dzień w szkole.
Mała Alice w kucykach, sukience w kwiatki i czarnych lakierkach, siedziała sobie sama w ławce. Do klasy weszła, z małym opóźnieniem, czarnowłosa dziewczynka. Jej śliczne, niebieskie oczy przykuły uwagę Alice.
- Cześć. Czemu siedzisz sama? - uśmiechnęła się czarnowłosa.
-Wiesz, chyba temu, że nikt mnie nie lubi... -posmutniała i popatrzyła na stojącą przed ławką ośmiolatkę.
-No to ja Cię polubię! - uśmiechnęła się szeroko. - Nazywam się Patricia. Ale mów mi Pat, dobrze? - podała rękę Alice, którą niepewnie uścisnęła.
-Ja jestem Alice. Miło mi Cię poznać. - uśmiechnęła się. -Usiądziesz ze mną w ławce? - odsunęła jej krzesło.
-No pewnie, że tak! - mała Pat uśmiechnęła się szeroko, i przysiadła obok Alice. -Widziałaś tego rudego chłopaka z tyłu? - zachichotała
-Mówisz o tym, który siedzi razem z tym z czarnymi włosami? - popatrzyła przez ramię.
-Tak, o tego mi chodzi. Straszny dziwak. Cały czas siedzi w Kościele z rodzicami i rodzeństwem!
-Serio? - popatrzyła raz jeszcze na wystraszonego, chudego rudzielca. -A jak się nazywa?
-William. William Bailey.
-A ten obok? - Alice wzięła torbę do ręki i poczęstowała Pat ciasteczkami.
-To jest Jeffrey Isbell. On jest normalniejszy, tylko nikt się z nim nie zadaje. - wyciągnęła ciastko z opakowania, które trzymała Alice. -Dziękuję.
-Też jakiś dziwak?
-Nie, on po prostu mieszka na drugim końcu Lafayette... -uśmiechnęła się czarnowłosa. Właśnie zadzwonił dzwonek na lekcję. -No to czas się uczyć.
Tak rozpoczęła się moja przyjaźń z Pat. Do niedawna wspominałyśmy te czekoladowe ciasteczka z orzechami... Potem widziałam scenę z gimnazjum, kiedy poznałam bliżej Willa. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Następnie widziałam nasz pierwszy pocałunek.
-Will! Czekaj! Nie dogonię Cię! - krzyknęła, biegnąc za rudowłosym chłopakiem przez boisko szkolne.
-No dawaj, jeszcze trochę! - zawołał, i skręcił w uliczkę prowadzącą do lasu. Dziewczyna dobiegła do rozstaju dróg, rozglądając się za Williamem. Nagle poczuła czyjeś ramiona na biodrach. Odwróciła się jak oparzona, karcąc wzrokiem Rudego.
-Zejdę na zawał, jeśli jeszcze raz tak zrobisz! - uderzyła go lekko w ramię, śmiejąc się.
-No dobrze, już, dobrze. Przepraszam. - wzruszył ramionami.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? - rozejrzała się dookoła ; drzewa, drzewa, krzaki i ścieżki. -Masz zamiar mnie zgwałcić?
-Nie, nie mam. - uśmiechnął się, i złapał dziewczynę za rękę. -Chodź... - skręcili w boczną dróżkę, ulubione miejsce chłopaków z klasy do zapalenia papierosa. Zatrzymali się przy pieńku, służącym głównie do gaszenia resztek petów.
-No, romantycznie tutaj, nie ma co. - Odłożyła na bok szklaną butelkę, która leżała na ów pieńku, i na nim usiadła, czekając, aż stojący przed nią chłopak coś powie. - Więc po co mnie tu przyprowadziłeś?
-To nie można przyjść sobie na spacer do lasu ze swoją dziewczyną? - uśmiechnął się blado.
-Słabo kłamiesz, panie Bailey. - zeszła z pieńka, podchodząc do Willa. -Więc...? - uwielbiała patrzeć się na jego zielono-szare oczy. On zaś, kochał patrzeć w jej zielono-brązowe tęczówki. Gdyby ta chwila mogła trwać wiecznie. Uśmiechnął się blado, i przejechał dłonią po jej ciemnych, lekko kręconych włosach. Wtuliła się w niego, bo jedyne szczęście, jakie ją ostatnio spotkało, to właśnie on. Znowu wymienili się spojrzeniami i wtedy dotknął jej ust. Delikatnie, jakby bał się, że ucieknie. Nie uciekła, tylko odwzajemniła pocałunek chłopaka. Wtedy usłyszeli kroki, i uciekli, nieromantycznie kończąc tą piękną chwilę.
Potem widziałam scenę, kiedy Will wyjeżdżał z Lafayette. Teraz znów bym się rozpłakała, ale nie potrafiłam.
Stali we dwoje na dworcu centralnym w Lafayette. On przytulał ciemnowłosą dziewczynę, gładząc ją po głowie. Obok nich stała stara walizka i plecak chłopaka, jego jedyny bagaż.
-Obiecaj, że wrócisz... -szlochała, mocząc jego koszulkę.
-Mała, ja... - zawiesił głos.
-Obiecaj mi. - popatrzyła przekrwionymi oczami na Williama. -Jeśli mnie kochasz, to mi to obiecaj.
-Obiecuję. -szepnął, i zobaczył, że jego autobus zatrzymuje się koło nich. -Muszę iść... -wtuliła się w niego mocniej, jakby chciała jakąś część jego zabrać na zapas.
-Nie jedź, proszę... - kierowca autobusu zatrąbił na rudego chłopaka.
-Kochanie, to było wspaniałe życie, dopóki byłaś przy moim boku. Ale muszę już iść. - pocałował ją w czoło i popatrzył na nią ostatni raz, mając łzy w oczach. -Wrócę, obiecuję... - pomachał jej, wchodząc do autobusu.
Nie wrócił. Nie do mnie. Wrócił po Jeffa, przy okazji zabierając mi Pat. Ale to był piękny czas, kiedy chodziliśmy razem. Piękny, aż do tego momentu... Kilka scen po jego wyjeździe, potem moje życie w Seattle. Moment, w którym poznałam Duffa był mi tak obcy, że nie wierzyłam w to, co widziałam. Nasze spojrzenia pełne sympatii, szczere uśmiechy... To wszystko było takie... Nienaturalne. Z obecnego punktu widzenia, oczywiście. Albo z punktu widzenia, kiedy nie śnił mi się korytarz pełen zdjęć i wspomnień.
Ciepłe, majowe popołudnie Alice spędzała w pracy. Kochała ją z całego serca - w końcu otaczały ją sterty winyli, nowych i starych, dziesiątki najrozmaitszych naszywek, torb i koszulek, kilka akustyków, dwie elektryczne i pięć basowych gitar, dwa keyboardy, i cała perkusja. Nudne popołudnie umilała jej książka, kubek kawy i winyl Led Zeppelin. Szef nie pozwalał jej tego robić, ale pracując w muzycznym ciężko nie słuchać muzyki. A szczególnie geniuszu, jakim jest Led Zeppelin.
-You need cooling, baby I'm not fooling. I'm gonna send you back to schooling. - zanuciła pod nosem, przewracając stronę. -I'm gonna give you my love. Wanna whole lotta love... - przerwała, słysząc, że ktoś wchodzi do sklepu. Najbardziej obawiała się szefa. Miał wziąć urlop do czwartku, więc to nie powinien być on.
-Dzień dobry. - usłyszała nieznajomy, niski głos. Odetchnęła z ulgą, zobaczywszy wysokiego, tlenionego blondyna z czarnymi odrostami.
-Dzień dobry... - odłożyła książkę na bok, i uśmiechnęła się do klienta.' Byle by coś kupił, wyszedł i nie wracał, bo chcę trochę spokoju' - pomyślała Alice, patrząc na 191 cm punk rocka. -W czymś mogę pomóc? - odgarnęła włosy z twarzy i wzięła do ręki kubek z kawą i odłożyła go za siebie.
-Nie, tylko oglądam. - przeszedł się po sklepie, oglądając każdą gitarę z osobna. Alice zaczęło to doprowadzać do szału, bo wiedziała, że musi patrzeć na niego, czy czegoś nie weźmie. Nie lubiła z góry osądzać ludzi, że są złodziejami, ale takie było polecenie szefa. Co poradzisz? Usłyszała niskie dźwięki gitary z końca sklepu. Podeszła bliżej do źródła dźwięku, obserwując chłopaka. Kiedy on ją zauważył, automatycznie przestał, i odłożył gitarę na miejsce. -Przepraszam, nie wiedziałem, że nie wolno. - podrapał się nerwowo po głowie.
-Wolno, wolno. - uśmiechnęła się, a chłopak lekko się rozluźnił. -Zagrasz mi coś jeszcze?
-Czemu nie? - rzucił jej zawadiackie spojrzenie, a ona wybuchła śmiechem. -Jestem Duff. - podał jej rękę.
-Alice, miło mi. - uśmiechnęła się szeroko, słysząc znaną melodię. - We come from the land of the ice and snow, from the midnight sun where the hot springs blow.
-Znasz Zeppelinów? - popatrzył na dziewczynę, jak na niezwykły obraz w muzeum.
-Chcesz mnie obrazić? - zmarszczył brwi, próbując zinterpretować słowa dziewczyny. -No pewnie, że tak! Uwielbiam ich! - Duff odsapnął z ulgą, a ona wybuchła śmiechem. Dawno nie śmiała się tak szczerze przy obcym człowieku. Rozmawiali jeszcze długo, a gdyby mogli, to przegadaliby całą noc, ale musiała zamknąć sklep. Do tego odezwał się jej głodny żołądek.
-Jadłaś coś dzisiaj? - popatrzył na Alice, podając jej klucze od muzycznego.
-Coś tam jadłam... - przekręciła klucz w zamku i zarzuciła torbę na ramię.
-No to idziemy na kolację, bo zaraz zemdlejesz. - ruszył przed siebie, a ona stanęła przed nim, zatrzymując go.
-Zapraszasz mnie na randkę? - popatrzyła na niego niepoważnie.
-W sumie, to tak. -położył dłoń na swoim biodrze. -Idziemy?
-Idziemy. - chwyciła go pod ramię, i ruszyli przed siebie, rozmawiając.
Potem widziałam ten moment, kiedy poznałam jego kumpli. Kiedy chodziliśmy razem na koncerty, kiedy codziennie przychodził do mnie, do pracy, przynosić mi kanapki i pogadać. A potem było już tylko gorzej...
Wyrzucenie z pracy, narkotyki i... I ta noc. Ostatnia noc Duffa w Seattle. Oglądałam to wszystko jak film, z tą różnicą, że nie mogłam go wyłączyć, czy zmienić kanał. Oglądałam film pod tytułem 'Życie Alice Black'. A ja wcale tego nie chciałam... Moment, kiedy zaciskam sobie pasek na ramieniu, żeby przygotować się do wstrzyknięcia heroiny. Moment złudnej radości, a potem moment głodu. Nie potrafiłam odwrócić głowy w drugą stronę, chciałam iść dalej, ale nie mogłam. Miałam patrzeć na to, co się akurat działo. Powrót do Lafayette, pierwsze spotkanie z Pat. Pogrzeb jej rodziców. Wyjazd Willa, Jeffa i mojej przyjaciółki do Los Angeles. Moja samotność. Depresja. Próba samobójcza. List z Miasta Aniołów. Wyjazd. Pierwszy dzień poszukiwań Pat. Nocowanie na ławce. Koncert. Wyjaśnienie spraw (od teraz) z Axlem. Poznanie Guns N' Roses. Spotkanie z Duffem. Niewyobrażalny haj. Nienawiść do McKagana. Imprezy. Imprezy. Moje urodziny na plaży. I wtedy w moim życiu pojawił się on - Steven. Chciałabym go mieć przy sobie, choćby na chwilę... Potem widziałam słup ciepłego światła, które mówiło 'Chodź, tu jest bezpiecznie'. Zamknęłam oczy, idąc w stronę światła, ale ono się oddalało. Robiło mi się chłodniej, nie czułam już ciepła w sercu. Przebrnęłam przez całe moje życie wspak, jakby ktoś nacisnął przycisk 'przewiń'.
Spokojnie oddychałam. Leżałam na miękkim łóżku. Gdyby nie to irytujące pikanie, pomyślałabym, że jestem w domu. Otworzyłam oczy, i oślepiła mnie biel, bijąca z każdego miejsca w pokoju. Trafiłam do szpitala? Chyba tak, nie znam innej sensownej odpowiedzi. Byłam podłączona do kroplówki, widocznie przedawkowałam. Ale gdybym przedawkowała, to...
-Alice! - krzyknął Duff, wbiegając do sali. Jego całe ciało się trzęsło. -Dobrze się czujesz? -spytał drżącym głosem. Nie mogłam się odezwać i wskazałam palcem na butelkę wody, leżącą obok. Wszystko było takie ciężkie ; ręce, powieki, butelka... Powrócił ból w żebrach. Nie byłam w stanie odkręcić wody, więc Duff zrobił to za mnie. Pomógł mi podnieść butelkę do ust i zaczęłam powoli pić, czując jak chłodna woda nawilża moje gardło. On wpatrywał się we mnie jak w obrazek. O co mu chodzi? Teraz nagle będzie miły? Po moim trupie. Odchrząknęłam.
-Dlaczego się na mnie tak patrzysz, skoro tak mnie nienawidzisz? - popatrzyłam na niego, resztkami sił.
-Słucham? - jego głos się podłamał, i przejechał swoją dłonią po moim ramieniu.
-Nie dotykaj mnie. - syknęłam, i opadłam na łóżko. -Wyjdź.
-Ale...
-Wyjdź! - krzyknęłam, ale to nie był dobry pomysł. Poczułam, jak zaczyna mnie boleć gardło, i po chwili do sali wpadła pielęgniarka.
-Co się tu dzieje? Dlaczego pan mnie nie zawołał? Pacjentka się obudziła, a pan nic?! - młoda dziewczyna krzyknęła na Duffa. -Przecież ją trzeba na badania wziąć! Wynoś się, już! - basista jeszcze raz na mnie spojrzał, jakby upewniał się, czy nic mi nie jest. Odpowiedziałam mu spojrzeniem pełnym nienawiści. Wyszedł.
* * *
PS. Nie spodziewajcie się czegokolwiek pozytywnego przez najbliższe kilka rozdziałów.
Nareszcie ! Już myślałam, że Alice umarła, tu taki suprises ŻYJE! Nie rozumiem zachowanie Duff'a, może wódka mu wypłukałam mózg? Ale rozdział bardzo fajny, może trochę smutny, ale w końcu spotka się z Pat i Steven i będzie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńZa długie? ;____;
OdpowiedzUsuńMożesz pisać rozdziały na kilometr, a zawsze dla mnie będą za krótkie! Ale podoba mi się. Taka... odmiana? Duff zachowuje się inaczej. Pogodzą się? W sumie, to Alice będzie teraz trudno mu wybaczyć. Po tym co jej zrobił... Też bym nie była w stanie uwierzyć w taką nagłą zmianę podejścia.
Koniec podróży? A...a...ale wietnamczyk miał przelecieć Duff'a! No chyba że Duff go do siebie zaprosi. To czekam na ten moment. :PP
No i na kolejne rozdziały też czekam, czekam bardzo.
Informuj mnie o kolejnych. Postaram się wszystkie komentować. ;)
Jak się nie mamy spodziewać niczego pozytywnego, skoro wiemy, że Alice żyje. Cały czas nie potrafię rozkminić Duffa. Co ty kombinujesz, hę? :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że długie. Jak dla mnie i tak za krótkie ;_;
Za każdym razem czuję lekki niedosyt, bo piszesz naprawdę bardzo realistycznie. To wciąga. Serio ;)
nie myśl sobie, że nie czytam, po prostu jestem leniem, który ma zapierdol xd
OdpowiedzUsuńpowiem ci, że zrobiłaś z Duffa takiego chuja jak nigdzie indziej. choć teraz dajesz mu jakieś ludzkie odruchy. może sie opamiętał bo skurwielem był niezłym.
bardzo mi żal Alice, bo to, co robił jej ten jebany kierowca, to, co wygadywał Duff, to jak przyjaciółka sie od niej odsuwała, to musiało być cholernie ciężkie. I teraz jebut. Mogła umrzeć, ale w Duffie odezwał się człowiek.
Nadal mnie zastanawia, czemu on jej tak nienawidzi.
btw. Dziękuję za komentarz na blogu, ale żeby czapki z głów? Nie, nie, nie moja droga. Tobie powinnyśmy dziękować, za twoje opowiadanie.
Jedyne co mi się nie podobało to to, że za krótkie. Wydaję mi się, że... dobra nic mi się nie wydaję. Zajebiste i czekam na kolejny. A wgl to myślę sobie, że Duff ją kocha, wiem dziwne, ale tak mi się wydaje O.o A nienawidził jej tak bo on nadal coś do niej czuł, a jak się spotkali po raz pierwszy po tym całym gównie w Seattle to ona się na niego wkurzyła, a on nie chciał urazić swojej męskiej dumy, a teraz jak "umierała" zdał sobie sprawę, że nadal coś do niej czuje. Ale to tylko moje przemyślenia. Czekam niecierpliwie na następny :D Zaaaajebiste*.*
OdpowiedzUsuńNo nareszcie coś do poczytania! Już się zdążyłam stęsknić za twoim opowiadaniem. Boshe kamień spadł mi z serca. Już myślałam, że ją zabijesz czy coś, tego bym Ci nie wybaczyła. Tak, tak głupia Draconis, przecież nie uśmierciłabyś głównej bohaterki! Ale co ja poradzę na to, że czytając twoje dzieło przychodzą do mnie same czarne myśli. Duff, Duff, Duff, nadal uważam go za skurwiela, ale teraz jakoś mi się go żal zrobiło. Najadł się strachu, szczególnie, że widać, że Alice nie jest mu tak zupełnie obojętna. No i ta pierwsza część rozdziału z wspomnieniami Black - to było takie smutne ;_; Generalnie strasznie jej to życie utrudniasz. Ale teraz mam nadzieję, że będzie coraz pogodniej. No, bo w końcu wiecznie w depresje nas chyba nie bd wpędzać. Ciesze się, że powróciłaś wreszcie. Jak zwykle czekam na nowy.
OdpowiedzUsuń~ Draconis
I nie to nie jest obelga, a raczej pochwała. Trudno jest innych wzruszyć, a dużo łatwiej kogoś zanudzić wewnętrznymi rozterkami bohaterów i innymi takimi pierdołami. A więc brawo.
OdpowiedzUsuńStevie, kocham Cię za te niepozytywne rozdziały. Przynajmniej nie jest pięknie, cudownie i kolorowo, kwiatki rosną, motylki latają, ptaszki rzygają i tak daaaalej.
OdpowiedzUsuńWięc. Ogarniałam Smoleńską Katastrofę, ale ogarnęłam, że o rodzice Pat c;
Alice była z Axlem, hał słit, nie lubię Axla.
Duff jednak dobry? Szkodaa, pan Chou był chętny...
Lubię tunele. Nie lubię wspomnień. Wspomnienia czasem są dobre, ale nie zawsze, wspomnienia bolą. Zresztą... Wszystko boli. Jebane planowanie przyszłości, marzenia.
Ten człowiek, spod Biedronki. Jakie on miał marzenia? Ciekawe, czy je spełnił. Ciekawe, czy mnie pamięta.
Ludzie nie są tacy, jacy myślimy, że są. Ty chcesz im pomóc, a oni wykorzystają każdy moment na zadanie bólu. Żebyś cierpiał. Żebyś miał gorzej, niż oni mają. A Duff chujem zostanie i pan Chou czeka... Wilki przyjaciółmi, razem przeciwstawmy się człowiekowi na Autostradzie Łez. To moje miejsce. To miejsce ludzi takich jak ja.
Ale i tak wszyscy umrzemy.
liczyłam na coś pozytywnego teraz ;__:
OdpowiedzUsuńdobra, pisz szybko ;3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDo jasnej dópki, cóż za wspaniałe opowiadanie! Napisałabym coś więcej, ale nie mam takiego talentu jak ty ;c.
OdpowiedzUsuńWcale nie długie, właśnie za krótkie, ale dobrze, że akurat w tym momencie zakończyłaś. W poprzednim rozdziale napisałaś troche o Duffie, jak się przejął gdy odkrył, że ona nie oddycha, czy co jej tam było. W tym momencie zaczął panikować u chyba też dostał objawienia, co widać tutaj. Moze dostał poczucia winy, że spowodował u kogoś taki stan, albo zrozumiał, że Alice nie jest mu wcale taka obojętna. Ale jeśli już tyle zrozumiał to połowa sukcesu, teraz powinien ja przeprosić i wyjaśnić wszystko błagając o wybaczenie, a co za tym idzie, bronić, osłaniać perzed złem.
OdpowiedzUsuńJej reakcja była przesadzona, po przedawkowaniu ludzie są bardzo osłabieni, skoro nie była w stanie sama odkręcić butelki to tym bardziej krzyczeć. Osłabienie jest nue tylko fizyczne, ale i psychiczne, dlatego myślę, że w tej sytuacji powinnaś była zrobić z niej raczej ofiarę, sierotkę marysie, która moze tylko powiedzieć, ze chce być sama i sie rozpłakać, a nie ironizować, ale poza tym szczegółem, wszystko zajebiste.
Bardzo oryginalny pomysł, połączyłaś światełko w tunelu z oglądaniem swojego życia, świetny pomysł.
I wgl. cały blog robi sie coraz bardziej oryginalny, bo czym ciekawsze masz pomysły i lepszy styl, tym wiecej osób to czyta. A styl to masz coraz lepszy, odpłynęłam.
I mała sugestia. Niech lekarze powiedzą Chell i Duffowi, że Alice ma liczne siniaki i obrażenia na ciele i prawdopodobnie została zgwałcona i mocno pobita, niech Michy też zacznie myśleć.
No nie powiem.. postarałaś się .. Podoba mi się, nawet bardzo . ;)
OdpowiedzUsuńTakie to pięknie napisane...
OdpowiedzUsuńOna go nie nienawidzi a on ją znowu kocha.
Pewnie Steven już sobie kimś zajął jej miejsce w jego sercu więc jak wróci znowu poczuje się skrzywdzona. Może w tedy na tyle zaufa McKaganowi żeby pozwolić sobie pomóc.
Jeszcze należało by uświadomić tego kretyna w kwestii wietnamczyka ale czym jest jego urok osobisty wobec kilku pielęgniarek?
Nie spodziewam się niczego pozytywnego bo piszesz o życiu a życie jest trudne. Mam natomiast nadzieję, że nowy rozdział ukaże się jak najszybciej :)
Rozdział mi się podoba i najchęniej czytałabym więcej i więcej.To dobrze ,że Alice żyje,nie ogarniam Duff'a ale to się pewnie jeszcze wyjaśni i jak najszybciej pisz noowy
OdpowiedzUsuńhttp://dreams-with-wings.blogspot.com/2013/03/the-past-is-gone-5.html
OdpowiedzUsuńRozdział 5. Czwarty też był. Ale napisałam ci na GG. ;_______;
Fajny pomysł z tym cofnięciem się w czasie i poznaniem trochę jej wcześniejszego życia. Ciekawe czy naprawdę, jak człowiek umiera to widzi takie sceny...ale bardzo przyjemnie to opisałaś i wiemy teraz coś więcej o głównej bohaterce ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Duffy się teraz już zmienił i prędzej czy później wszystko się ułoży :D no i gdzie jest Stevenek ? :P
Nam się podobało i to bardzo :) nowe fakty z przeszłości i już wiemy więcej na temat bohaterki. Jestem ciekawa jak się sytuacja rozwinie z Duffem, który teraz zmienił chyba do niej podejście...no zobaczymy, na pewno nie będzie łatwo i kolorowo
OdpowiedzUsuńHeloł. Prosisz - masz. Wbijam z komentarzem. Chociaż robię to zawsze. Z lekkim opóźnieniem, ale zawsze..;D
OdpowiedzUsuńO KURWA, WSPOMNIENIA.! *-* <-- tak zareagowałam. Ja uwielbiam wspomnienia. No nie wiem kurde czemu, ale to jest coś, co mogę czytać i czytać i mi się nigdy nie znudzi. A jeszcze w tym przypadku zostały zajebiscie opisane, więc już w ogóle cud, miód i orzeszki, jak to mawiają ludzie na wschodzie.x)
ALE KUZWA, NIE UMARŁA, ŻYJE I TO SIĘ LICZY.:D
Duff coś się zrobił podejrzanie miły. Jestem ciekawa, co Ty kurde kombinujesz, hmm.? Mój iście niepsychologiczny umysł (i tak chce studiować psychologię, psychol najlepiej się sprawdzi w roli psychologa..xD) mówi mi, że pewnie był zazdrosny o Stevenka i odczuł to jako zdradę, to się wkurwil, a teraz się przestraszył, że mógł jej coś zrobić i stał się człowiekiem (ukrzyżowan, umarł i pogrzebion).. Ale zobaczymy, zobaczymy..
A w ogóle to.. Co ze Stevenkiem.?..;c Tęsknię razem z Al..
Rozdział iście zajebisty, czekam z niecierpliwością na kolejny i pozdrawiam..;*
Kurwa, przeczytałaś..:D
OdpowiedzUsuńHahhaha, ktoś tu jest nimfomanką i to nie jestem.. Dobra, ja też jestem..xD Hah, nie spodziewałam sie, że aż tak Ci się spodoba..:) JAsne, będę informować.;) A ten.. No ja też go widziałam na żywo, a ostatnio moja głupia my mother wysłała mu z mojego profilu zaproszenie na fb..xDD Facepalm....xD I ten.. Wielbię go..*-*
;_; Uwielbiam, uwielbiam.
OdpowiedzUsuńMam się nie spodziewać niczego pozytywnego? .-. Ale ja jestem głupia i dalej sobie robię nadzieję że McKagan nie będzie takim skurwielem, no...
Chociaż ja sama nie wiem czego chcę .-.
Zapraszam na nowy http://swiaterin.blogspot.com/2013/03/pseudo-rozdzia-szesc-i-po-mozna-nazwac.html
U nas nareszcie nowy na: gnr-oom-nom-nom.blogspot.com
OdpowiedzUsuń~Draconis
Nowy u mnie...zapraszam serdecznie
OdpowiedzUsuń