28 listopada 2012

Kolejne informacje...

Mam nadzieję, że nie narobiłam nikomu nadziei na nowy rozdział. No niestety...
Chciałam napisać i jednocześnie zaprosić na nowego bloga, bo niestety mam irytująco małą liczbę wejść...
Do wszystkich, którzy czytali tego bloga ; Proszę w komentarzu napiszcie adresy swoich blogów ;)
A więc to  nowy blog, mam nadzieję że się spodoba :3



http://long-way-to-the-top.blogspot.com/





PS. Czy ktoś oprócz mnie wybiera się na Slasha? *.*

Całusy, Rocket Queen.

23 listopada 2012

14. I'm sorry, I'm sorry for you. + Informacja...

Przepraszam, przepraszam że tak długo czekaliście. Przepraszam, że taki krótki, ale jest powód.
Chodzi mi o to, że nie mam pomysłu. Przynajmniej teraz... Zakładam nowego bloga, współczesnego. Wiem, że owego chyba jeszcze nie było. Wiecie, marzenia nastolatki, Slash i Myles Kennedy, Los Angeles...
Mam nadzieję, że nowy blog będzie się Wam podobał, tak jak ten. Nie usuwam go, tylko zawieszam. Jeśli tylko mi coś przyjdzie do głowy, to napiszę, obiecuję. Jeszcze raz przepraszam...






Siedzieliśmy na piasku wtuleni w siebie. Nie obchodził mnie deszcz, nie obchodziło mnie zimno, nie obchodziło mnie to, że przyjaciele nas wołają. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze się czułam. Tak bezpiecznie...
-Alice...? - wyrwał mnie z myślenia chłopak.
-Hmm? -oparłam głowę o jego ramię.
-A co jak to spierdolę? - popatrzył na mnie poważnie niebieskimi oczami.
-Steve, przestań. Będzie dobrze. Nawet bardzo...- cmoknęłam go w usta. -Wracamy do nich?
-Do tej bandy zjebów? Dobra, wstawaj. - podniósł się z ziemi i podał mi ręce.
Powolnym krokiem szliśmy do 'bandy zjebów'. Poczułam jak Steven dotyka ręką mojej dłoni, odruchowo ją osunęłam.
-Przepraszam, nie powinienem...- podrapał się po głowie nerwowo.
-Nie o to chodzi, tylko...-popatrzyłam na niego, krople deszczu jeszcze delikatnie spadały. -Wytłumaczę Ci kiedyś...- podłamał mi się ton głosu, ale starałam się opanować. Złapałam perkusistę za rękę. -Idziemy.
Doczłapaliśmy się do naszego obozowiska, przy którym siedział cały zespół razem z Pat i Sue. Nikt nie był zdziwiony, że trzymamy się za ręce. Zaplanowali to! Niezręczna cisza...
-Nosz kurwa gratuluję! - rzuciła się na mnie Pat, walnęłyśmy zwłokami na ziemię.
-Dzięki... -podniosłam się z ziemi. Zobaczyłam jak wszyscy chłopcy rzucili się na Stevena. Wszyscy oprócz Duff'a.
-Zaraz, to wy ze sobą chodzicie? - zapytał zmieszany basista. Stevie złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Tak, chodzimy. Zazdrosny? - zapytałam.
-Nie. Życzę powodzenia. -popatrzył na mnie z pod łaba, sukinsyn. -Krzyżyk na drogę Stevie.
-Ej, Duff. Weź się uspokój. - wtrąciła się Sue. - Gratuluję Ali, dużo szczęścia! - przytuliła mnie, po czym zmierzyła wrednie Duffa. Dobrze mu tak!
-W takim razie - zaczął Sebastian - Mój najlepszy przyjaciel ma zajebistą dziewczynę, więc....
-Trzeba to opić! - krzyknął Slash i poszedł do Vana po Nightraina. -Dobra, łapcie! - rzucił nam po butelce, kolejny raz wrócił do auta, zabrał kolejną porcję i gitarę.
-A teraz po co Ci gitara? -  Izzy zapytał i odpalił papierosa.
-Bo będziemy kurwa jego mać komponować. - popatrzyliśmy się na niego. Plaża. Jeszcze trochę pada, a ten chce piosenki pisać. - W końcu coś trzeba mieć na płycie nie? - pokiwaliśmy głowami i zaczęliśmy myśleć nad słowami. W naszym przypadku pisanie słów wygląda tak : "Przynieś jeszcze Nightraina!"
-Axl? - zapytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy Izzy. - Pamiętasz Joan ze szkoły?
Rudy odrazu walnął śmiechem, po czym Pat zrobiła to samo. Joan, Joan...O matko ta Joan! Też leżałam na ziemi  i się śmiałam (czyt. dusiłam ze śmiechu a piasek wpadał mi do buzi) Sebastian, Steven, Duff, Slash i Sue byli mocno zdezorientowani, też bym była na ich miejscu.
-Powiecie o co chodzi? -zapytała Sue kiedy się już uspokoiliśmy.
-Izz, ty mów. - otworzyłam zębami kolejnego jabola.
-Ale czemu ja? Rudy, ty mów. - śmiał się rytmiczny.
-A więc to było tak...- nasza czwórka znów leży na ziemi i dusi się ze śmiechu. -Chodziliśmy z taką Joan to szkoły...Jej rodzice mieli pole kukurydzy...- kolejny atak śmiechu. -I ona często musiała łuskać kukurydzę...
-I co w tym śmiesznego? - zmierzył nas Duff.
-Jeszcze nie koniec...- zabrała głos Pat. -I miała tam jakiegoś chłoptasia... Anyway, te pola były wielkie, więc jak się przed kimś uciekało, to chowaliśmy się w tych polach.
-I teraz będzie najlepsze. - uprzedziłam słuchaczy.
-Właśnie. Pewnego dnia, kiedy w czwórkę zwiewaliśmy przed psami, spotkaliśmy Joan. I jej chłopaka. Który ją TAM jebał od tyłu. - Chyba zrozumieli, bo wszyscy się głośno śmiali.
-Te, to jest dobre na piosenkę! - rzucił Saul.
-Umrę ze śmiechu, jeśli ja to będę musiał śpiewać! - zauważył Axl.
-To ja zaśpiewam, tylko słowa wymyślcie. -zaproponował Duff.
-She's a cornshucker , a real buttfucker ...-nucił Izzy.
-Dobre, dawaj dalej! - zachęcała Sue.
-Gotta wash my dick after she makes me buttfuck her? - rzucił Rudy i zapisał w jakimś zeszycie.
-I to możemy powtórzyć ze 2 razy. - podkreślił Steven.
-Ok, a co dalej? - zapytała Pat.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam nucić :
-Gimme a dime , gotta call my pimp. When I heard her ask it made me go limp. Two weeks later my sex life was drab. Instead of a wang all I had was a scab... - Adler patrzył się na mnie lekko zdziwiony. TAK, ZBOCZONE DZIEWCZYNY SĄ NAJLEPSZE!
-You better think I'm first, 'cause I've got a dick like liverwurs! - dokończył Axl. - Dobre! Ali, sama wymyśłiłaś tą zwrotkę?
-Tak, coś mi po głowie chodziło...-uśmiechnęłam się lekko. -Slash, wymyśliłeś jak to może brzmieć?
Nie czekałam długo na odpowiedź, Mulat zagrał wszystko prostymi akordami, brzmiało świetnie.
-Co dalej? - wtrącił się Sebastian.
-Powtarzajcie refren dopóki nie padniecie ze śmiechu. -rzuciła Pat.
-Dobra, próbujemy. Dziewczyny, liczcie ile damy radę. - Izzy poszedł po swoją gitarę. -Slash, jak to zagrałeś?
-Na początku masz E, potem G, potem dwa razy A. I tak cały czas. - Mulat podał rytmicznemu kostkę.
-Gram bez kostki, dzięki. A potem może być ... - Izzy wziął ołówek do ręki i coś napisał w zeszycie, potem to zagrał. - E, G, A , A , E,  G,  A, A, E, G , A. Przy tym, co wymyśliła Alice.
-Pasuje, no to chłopcy, śpiewajcie! - zachęciłam ich.
Wymienili spojrzenia i zaczęli. Axl po pierwszych słowach padł, więc śpiewał Duff. Spontaniczność rządzi ; śpiewając, dodali kilka tekstów w ich stylu " Ooh I like it! So tight! Kinda tongue in cheek, you know?"
-Brawo chłopcy, 24 razy był refren! - klaskała Sue.
-Not bad. - rzucił Adler. - Przestało padać, wracamy do wody? - popatrzył na mnie blondyn.
-Dzięki, ale jakoś nie mam ochoty...- powiedział Axl i przytulił Pat.
-Ja chyba nie skorzystam. - Slash odpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Reszta ludu nie miała ochoty na powrót do oceanu, więc poszłam tylko ze Steviem.
-Tylko proszę Cię, nie wrzucaj mnie do wody, ok?- zrobiłam słodkie oczka i zaplotłam dłonie na około jego szyi.
-Eh..No dobra. - położył mnie delikatnie na piasku, jakbym była z porcelany i zaczął całować mój brzuch. Automatycznie zaczęłam się śmiać, moja wina że łaskotało? - Kobieto, nawdychałaś się czegoś? - poparzył na mnie niebieskimi oczami.
-Nie, niczego. -uśmiechnęłam się i popatrzyłam w niebo. Chmury się rozeszły, a niebo zrobiło się obłędnie błękitne. Ciepłe promienie słoneczne ogrzewały nasze twarze, a fale rozbijające się o brzeg chłodziły stopy.


Steven:

Chyba jeszcze nie było tak dobrze. Nigdy. Kiedyś myślałem że tylko prochy dają szczęście, a jednak. Alice jest teraz moją kokainą. Kurwa, Adler co ty pierdolisz? Podoba Ci się, a ty już masz rozdwojenie jaźni...


5 listopada 2012

13. Happy fuckin' birthday, RocketQueen!

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 1000 WYŚWIETLEŃ, JESTEŚCIE CUDOWNI! Nie pomyślałabym, że ten chłam będzie ktoś czytał!
Baardzo krótki, urodzinowy rozdział. Dziękuję wszystkim za życzenia i te boskie rysunki od Sue i od Patrycji-Virginii. Steven i Slash już wiszą na ścianie! ;*
Przepraszam za błędy, bo pewnie są.



Przetarłam oczy. Co się wczoraj działo? Pamiętam tylko urywki, migawki. Była impreza, to jeszcze kojarzę. Potem w cholerę wódki, Danielsa i Nightraina. Prochy też były. I tamta orgietka. Osz kurwa, orgietka. Obok mnie leżała Pat, Dave, Slash i Sebastian. Ten ostatni był wtulony we mnie. ON BYŁ WE MNIE WTULONY, JEBAŁAM SIĘ Z BACHEM! Moje powieki były tak cholernie ciężkie, zasnę jeszcze na chwilę.
Obudziły mnie jakieś szarpnięcia. Ktoś zaczął mi związywać nogi i ręce.
-Ej kurwa co...-nie dokończyłam, bo zawiązano mi buzię. Oczy też zostały przykryte. Zaczęłam się rzucać i kopać, więc dostałam od kogoś w tyłek. Zajebioza. Jeżeli się nie mylę, to podniosły mnie 2 osoby i zniosły na dół. Wrzucili mnie chyba do samochodu i zaczęliśmy jechać. Matko, czy te prochy jeszcze działają? Słyszałam tylko stłumione krzyki typu "W lewo skręć chuju" , "Weź kurwa tą gitarę!" ...
Po kilku godzinach osóbki-porywacze raczyli wyciągnąć mnie z auta w którym waliło szczurem na ciepły piasek. Odwiązali mnie ze wszystkich szmatek i zaczęli się szczerzyć. Wszyscy po kolei : Pat, Axl, Steven, Duff (On się do mnie uśmiechał, noł łej!), Slash, Izzy ,Sebastiani Sue.
-Mogę wiedzieć co my robimy na...plaży? - rozejrzałam się. -W listopadzie?
-WSZYSTKIEGO KURWA NAJLEPSZEGO ALICEEE! -krzyknęli chórem.
O fuck, 5 listopada, urodzinki moje.
-O jejku, dzięki Wam. -wstałam i przytuliłam wszystkich. McKagana też, naciągało mnie, ale się poświęciłam. -Ale musieliście mnie tu wywieść? W domu też by było ok....
-Ale w domu nie zjadłabyś tortu na plaży! -uśmiechał się szeroko Adler.
-Stevie, musiałeś wygadać o torcie? -Popatrzyła na niego Pat. -A więc mamy zajebisty tort, ale musimy go zjeść szybko, bo zaraz się rozpłynie. -dziewczyna popatrzyła na turlających się po piasku Slasha i Axla..-I będzie cały w piasku.
-Dobra! To co, jemy fuckers? -zapytałam z bananem na twarzy.
-Jemy jemy. Głodny jestem. - odpowiedział Sebastian.
-Pat czekaj. Wszystko pięknie, ładnie, ale ja nie mam stroju ani nic...
-Dlatego ciocia Pat się tym zajęła. Wskakuj w ten kostium bejb. - rzuciła mi bikini. Czy ta dziewczyna nie jest boska?
-Dziękuję. Za wszystko. -uśmiechnęłam się. -Pat?
-Hmm? - zaczęła kroić torcik w Vanie.
-Pamiętasz co się wczoraj działo?
-Hhaha, tak mniej-więcej. -popatrzyłam na nią. -A więc była niezła orgia...
-To wiem, ale możesz mi powiedzieć z kim się jebałam? -mówiłam cicho, żeby nikt po za nią nie usłyszał.
-Z Popcornem. - rzuciła.
-Serio? - usiadłam na piachu. Ale kurwa jazda.
-Serio serio. - podała mi kawałek tortu. -Wcześniej prawie z Bachem, ale biedaczek nie miał siły. Potem do Ciebie przyszedł i wtulił się w naszą Alice.
-Skąd Ty to wszystko wiesz, hmm? - zjadłam pierwszy kawałek ciasta.
-Wiesz, pijana byłam, ale tableteczek tak dużo nie wzięłam. -uśmiechnęła się do mnie. -Chłopaki, ruszyć dupska na ciastoooo! -krzyknęła. Natychmiastowo pojawili się rockmani.
-Ja chcę największy! -przepychał się Axl.
-No chyba cię synek pojebało, ja chcę największy! - wrzeszczał do ucha Axla Duff.
-Cipy, weźcie się uspokójcie.- warknął Slash. -Ja dostanę największy!
-Pat, pokroisz to w tym roku? - pytał niecierpliwie Izzy.
-No już już! Proszę, kawałek dla Stevena, dla Slasha, dla Duffa, dla Izzy'ego -podawała każdemu papierowy talerzyk z dużym kawałem ciasta. -Dla Sue, dla Sebastiana, dla Axla i dla mnie.
Kiedy ja ostatnio obchodziłam tak miło urodziny? Pamiętam moje 10, ciocia upiekła dla mnie tęczowy torcik, fajny był. Przyjaciele to wielki skarb. Kiedy zjedliśmy, przebrałam się w Vanie w strój kąpielowy razem z Sue i Pat.
-Idziemy do wody? -zapytała Sue.
-Czemu nie? Za to właśnie kocham L.A.; w listopadzie możesz śmiało kąpać się w ocenie! -uśmiechnęła się Pat. -Widzę że chłopcy są już w wodzie, idziemy! -zaczęła biec przez plażę do wody i zanurkowała w oceanie. -Kurwa ale zimna! -wrzasnęła -Ale zajebista! Chodźcie!
Wymieniłyśmy spojrzenia z Sue - biegniemy! Zanurkowałyśmy w chłodnej wodzie.
-Nie przesadzaj, nie jest taka zimna! -ochlapałam dziewczyny. Poczułam jak coś łapie mnie za kostki i ciągnie mnie w dół. Pod wodą otworzyłam oczy i zobaczyłam nurkującego Izzy'ego który chwycił mnie za kostki, Axla wciągającego Pat i Duffa który podpływał do Sue. Zaraz wszyscy byliśmy pod wodą. Wypłynęłam na powierzchnię z braku tlenu.
-Łosz kurwa, który mnie podtopił?! - zapytała Sue z niebieskimi kudłami na twarzy.
-Ja to zrobiłem. -uśmiechnął się Duff i lekko odklejał kosmyki włosów Sue od jej twarzy.
-Dupek. - odgarnęła włosy z twarzy i popchnęła McKagana do wody. Niestety, mierzącego 190 cm Duffa nie da się tak łatwo przewrócić, więc pomogliśmy dziewczynie. Chwilę potem basista leżał w wodzie.
-Ludzieee!! AAAAAA! - wrzeszczał Steven. -Pomocy!!
-Matko, Stevie co się stało? - wychodziłam z wody na plażę, gdzie leżał 'poszkodowany'.
-Meduza mnie jebła w nogę! Boliii, auuuu! - krzyczał.
-Ej, spokojnie. Pokaż tą nogę. - chwyciłam za jego łydkę.
-Ałaaaaaaa! -zawył. Matko boska, ledwo go dotknęłam!
-Stevie, coś ty do chuja pana zrobił? -wyszedł z wody Axl. - Znowu udajesz?
-Nie udaje, pedale jeden. -warknął na niego. Ooo, robi się ciekawie! -Alice, czy ja kurwa będę żył? -złapał mnie za ramiona i lekko potrząsł nimi.
-Tak, będziesz żył. -zaśmiałam się cicho. - Axl, w vanie może być jakiś bandaż albo maść na oparzenia?
-Bandaż tak, ale maść raczej nie...-podrapał się po głowie. -Pójdę poszukać. - Wiewiórka podeszła do auta i zaczęła grzebać w schowkach. Sue i Pat się opalały a chłopcy byli w wodzie.
-Chodź. - Adlerek cudownie wyzdrowiał i złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. -No proszę, wytłumaczę Ci. Chodź, póki Rudy nie widzi.
Złapał mnie za rękę i przebiegliśmy kawałek plaży koło klifu.
-Możesz mi wytłumaczyć, co to miało być? Martwiłam się. - trochę mnie wkurzył, przyznaję.
-Przepraszam. Ale chciałem Ci coś dać. -prezent. Kurwa kocham prezenty! Pobiegł  z powrotem do Vana i zabrał jakąś czerwoną kulę.
-Co to? -zapytałam kiedy był już koło mnie.
-Róże. - uśmiechnął się. -Nie wiem, czy jesteś daltonistką, ale są czerwone.
-Stevie, widzę że są czerwone. Dziękuję Ci. -przytuliłam się do niego i złapałam bukiet w ręce. - Nie musiałeś.
-Ale to nie wszystko. - nie odrywał się ode mnie. Podejrzewam o co chodzi. -Kurwa..E..ładnie..pachniesz.
Geniusz, Stevie geniusz.
-Nie pierdol, mów o co chodzi. -uśmiechnęłam się.
-Podobasz mi się. -wiedziałam. Wiedziałam wiedziałam, wiedziałam. -Ale ja coś pewnie spierdolę. Więc...Czy Ty  Alice..Kurwa, to jest całkiem trudne..-podrapał się po głowie nerwowo.
-Tak Stevie, chcę z Tobą chodzić. - powiedziałam, o dziwo szczerze. Wiem, brzmi to wszystko cholernie sztucznie i szczeniacko, ale co ja poradzę?
Popcorn wpił się w moje usta, szybki jest. Położył ręce na mojej talii i wciąż muskając wargi kierował w stronę morza. Upuściłam kwiaty na ziemię i zatrzymałam chłopaka.
-Za szybko? Kurwa, wiedziałem. Wiedziałem że coś spierdolę, przepraszam Alice...-odwrócił się zły na siebie i kierował się w stronę Vana.
-Stev! Czekaj, ej! - krzyknęłam. Ja jebię, a to podobno kobiety mają humorki! Pobiegłam za nim i wskoczyłam mu na plecy. Niefortunnie pierdolnęliśmy zwłokami o piasek. -Nie  było za szybko. Wcale. - popatrzyłam na niego, ale odwrócił wzrok. -Kurwa, Adler! Po prostu myślałam, że chcesz mnie wrzucić do wody, temu Cię zatrzymałam. Przesadziłeś. -przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Od razu się uśmiechnął. -Nie licz na to na pierwszej randce,  bejbe. -uśmiechnęłam się i zaczęłam go łaskotać. To zawsze działa. Stevie zaczął się rzucać, kopać i chichrać. Przewrócił mnie i teraz on zaczął mnie łaskotać, jak małe dzieci, wiem. Ale jakoś mi tego brakowało. Słońce zaszło za chmurami i zrobiło się ciemniej.
-Idę po róże, szkoda ich. - wstałam z piasku i powolnym krokiem, szłam brzegiem morza. Poczułam delikatne krople na twarzy, zaczęło padać. Podeszłam po róże i tym samym, wolnym krokiem szłam w stronę Stevena. Rozpadało się na dobre. Mój chłopak od 5 minut siedział jak wryty na piasku. Podeszłam do niego i kucnęłam.
-Delikatne, różane płatki pokropione listopadowym deszczem. - patrzył na mnie i mówił ciepłym tonem.
Pokiwałam głową i przytuliłam się do niego. Zimne krople obijały się o nasze rozgrzane ciała, przyjemnie je chłodząc.

3 listopada 2012

12. Sex, drugs and rock n' roll!

Końcowy bonusik ;) W poniedziałek z okazji moich urodzin, będzie rozdział  urodzinowy! ;*



Nie Alice, nie możesz, przestań...
Poczułam jak łza spływa po moim rozgrzanym policzku. Szybko ją wytarłam, nie chciałam, żeby Slash widział mnie taką rozklejoną.
-Alice, przepraszam. Nie wiedziałem, ja..-zaczął się drapać po głowie. -Musiałem coś spierdolić, przepraszam. Nie płacz już, ej mała. - spojrzał na mnie czekoladowymi oczami.
-Nie Twoja wina...-wydukałam i starałam się uspokoić.
-Przepraszam. Ok, to może teraz Ty zaczniesz temat, hmm?
-Dobra. -lekko się uśmiechnęłam. -A więc zapytam o związki. Dużo miałeś dziewczyn? - wiem, tandetne, ale chciałam wiedzieć.
-Wiesz, były. Z jedną niedawno zerwałem. -mówił to tak na luzie, jakby mówił 'No dziś na obiad jest kurczak'.
-Oooo, przykro mi. Nie pasowaliście do siebie? - napiłam się większy łyk piwa.
-Nie, poprostu miała za duże cycki. - zakrztusiłam się ze śmiechu.
-Że...Jak?! - nie mogłam się opanować, myślałam że umrę ze śmiechu. -Myślałam, że faceci lubią duże cycki.
-No tak, ale tamta miała za duże. I do tego jej zwisały. Musiałem z nią zerwać. - jego opanowanie i spokój mnie przerażały, a  jednocześnie śmieszyły.
Oparłam głowę o stół. Czy ja coś brałam? Chyba nie, przynajmniej nie pamiętam. Za duże cycki, no nie...
-Alice, co się stało?
-Jebłam. - podniosłam się i poprosiłam o jeszcze 2 piwa.
-Dobra, ja już mówiłem. Teraz Twoja kolej. - no tak, to mnie nie ominie. W sumie, każdy powód jest dobry, żeby obrzucić gównem McKagana.
-A więc w gimnazjum chodziłam z Rudym. -teraz on się zakrztusił. No co za pech! -Ej, jeszcze nie skończyłam.
-Jak ty mogłaś z nim...? - zaśmiał się gardłowo. -Dobra, dobra. Kontynuuj.
-Potem wyjechałam do Seattle, i tam poznałam Duffa. - jego mina zrobiła się ciut poważniejsza.
-Więc czemu się tak żrecie ze sobą? Wy się za niedługo pozabijacie!
-Długa historia. Tak w skrócie, to mnie rozkochał, wydymał, zabrał kasę i spierdolił. - uśmiechnęłam się.
-Aa, teraz już rozumiem.Cały Duff. - pokiwał głową. -Ale ile można żyć w smutku? Nikt tak nie potrafi, zapytaj wszystkich swoich przyjaciół.*
-Łatwo Ci mówić. Wiesz, ja nigdy nie czułam się kochana. Nigdy...
-Nie przesadzaj..
-Nie przerywaj. - spojrzał na mnie z pod łba. -Ja nawet najprostsze zauroczenie traktuję jak wielką miłość. Bo nikt mnie nigdy nie kochał. Nawet nie chciał kochać. Jestem cholernie naiwna jeśli chodzi o związki. I boję się miłości, serio. Boję się, że znowu ktoś mnie wykorzysta i odejdzie. Nie wierzę w to, że ktoś może to zrobić szczerze..
-Nikt tak pięknie nie mówił, że boi się miłości...- popatrzył na mnie Saul.
-Wiesz, napiję się za tych wszystkich frajerów. - uśmiechnęłam się.
-Niech wiedzą, co stracili! - krzyknął, wstał z krzesła, podszedł do baru i wrócił z 2 butelkami Danielsa.
-Za skurwysynów. - otworzyłam zębami butelkę
-Za skurwysynów. - powtórzył Slash i jednych tchem wypił prawie połowę Jack'a. Po chwili dodał -Ja jebię, idziemy do pracy. To jest chore.
-Też mi się jakoś nie uśmiecha robota, ale co poradzisz? Nie wątpię w to, że wydacie płytę. Tylko kiedy?
-W listopadzie.
-Teraz jest listopad geniuszu. - kolejny łyk trunku przepłynął przez moje gardło.
-Myślisz, że nie zbierzemy się do nagrania płyty w tym roku?
-Nie zbierzecie się. Macie materiały?
-Wiesz, mamy...Trochę...- podrapał się po głowie. - Jest "Welcome to the jungle", "It's so easy'' trzeba dopracować, jest "Think about you'', "You're crazy"  i....
-I tyle. Facet, to na EP-kę się nie zalicza. Ale myślałam, że praca którą dla ciebie znalazłam, jest ok...
-Bo jest. Jak usłyszałem węże to mi się spodobało! - uśmiechnął się Mulat.- Lubisz węże?
-Wiesz, takie skurczybyki w terrarium to mi się nawet podobają. Te skurwysyny jadowite na drogach już nie. - czy ja jestem już pijana? Jeszcze nie, więc idę po kolejnego Danielsa.
Do baru zaczęli się schodzić ludzie. Ktoś przysiadł się do Slasha, jakiś chłopak i 2 dziewczyny. Nosz w dupę jeża, teraz musiała mnie rozboleć głowa? Chłopak i jedna dziewczyna odeszli od gitarzysty. Chyba zaraz łeb odpadnie....wdech, wydech...Ok, mogę się ruszać, więc jest lepiej. Pierdolę, idę do domu, nie mam ochoty tu umierać.
-Slash..Ja wracam do ... - nie słyszy mnie. Czemu? Bo się liże z jakąś laską, super. Mam to gdzieś, wracam.
Szybko wyszłam z dusznego lokalu na słoneczne Sunset Strip. Każdy krok sprawiał mi trudności, pierdolony ból głowy... Po ciężkich 20 minutach dotarłam do mieszkania.
-Jest tu ktoooś? -zawyłam, zamykając drzwi.
-Steveeeeeen jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest! - krzyknął na cały głos.
-Ał..Stevie, nie krzycz błagam...- osunęłam się po ścianie, chowając głowę w dłoniach.
-Ej bejbe, co jest? - przybiegł do mnie w kasku z 2 uchwytami na puszki, trzymając słomki w buzi. -Źle się czujesz?
-Cholernie źle, łeb mi zaraz rozpierdoli... - chciałam wstać, ale niefortunnie uderzyłam zwłokami o podłogę.
-Daj, pomogę Ci wstać. - podał mi ręce.
-Stevie, nie wstanę, nie mam siły... - zamknęłam oczy i poczułam jak Adler mnie podnosi. -Co ty robisz?
-Zaniosę księżną do łóżka, zrobię herbaty i dam tabletki przeciwbólowe. - owinęłam się nogami w jego pasie i oparłam głowę o jego ramiona. Delikatnie położył mnie na łóżku. -Jaką chcesz herbatę?
-Jakąkolwiek. Dzięki Stevie. - wysiliłam się na uśmiech.
-Nie ma za co. - powiedział i wyszedł z pokoju.
Przymknęłam na chwilę oczy. Dosłownie na chwilę bo Popcorn się oparzył wodą i zaczął wrzeszczeć.
-Kurwa jebana. Co za chujnia, jaka ta woda gorąca! Pierdolę, będę miał bąble na palcach! Jak ja będę grał?! - słyszałam z kuchni. Co za ciota. Ale kochana. - Proszę bardzo, herbata i leki. Zażyj, napij się i śpij. Dobranoc! - podał mi kubek i zniknął. Zrobiłam co kazał, i poszłam spać...


Duff :

Ja jebię, kto mi kazał iść z tymi śliniącymi się małpami (czyt. z Axlem i Pat) do sklepu?
W sumie to nie musiałem, ale kurwa...Alice strasznie mi działa na nerwy. Chcę się jakoś pogodzić, to nie! Trzeba kurwa grać zimną sukę i udawać że jest obojętna. Jak ty grasz ciula przed nią, to się obraża. Weź człowieku zrozum kobiety! Dobra, keep calm McKagan. Dzisiaj jest impreza, wyluzuj. Mam nadzieję, że wpadną jakieś groopies, trzeba jakoś wyładować kolegę.  Jebnę zaraz, jebnę kurwa na ryj. Nie mogę ich słuchać!
"A co powiesz na bla bla bla? Oh skarbie, genialny jesteś! A może do tego bla bla bla? Słodka dziecino, dla ciebie wszystko" BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ BĘDĘ RZYGAŁ! Fuj, małpeczki się całują.
-Dobra, wiecie ja będę spierdalał...- podrapałem się po głowie. -Słyszycie?!
-Yhy..Idź. - Pat raczyła oderwać się od Rudego na 5 sekund. -Weź te torby, ok?
-Weźcie się kurwa nie połknijcie..- rzuciłem z odrazą, wziąłem torby i kierowałem się do domu.
Po drodze jakaś laska się do mnie przyczepiła.
-Ej żyrafa, masz poczęstować papierosem? - zapytała mnie niebieskowłosa dziewczyna, znam ją chyba...
-Ee..Tak mam, - położyłem siatki na ziemi i zacząłem grzebać w kieszeni. -Wydaje mi się, czy gdzieś się już spotkaliśmy? - znalazłem paczkę fajek i przyglądałem się jej.
-Brawo. Zmień człowieku kolor włosów i cię lud nie pozna. - ten zachrypnięty głos...-Nie poznajesz organizatorki waszego ostatniego koncertu?
-Sue, kurwa to Ty! - krzynkąłem.- Po chuja zmieniałaś te włosy?
-Bo mi się znudziły, ile można mieć brązowe? A co - popatrzyła na mnie ciemnymi oczami - Źle wyglądam?
-Wyróżniasz się z tłumu. A ten kolor Ci pasuje, serio. Sam miałem czerwone, czarne, zielone końcówki, a teraz blond z czarnymi odrostami.
-Duffy is a punk rocker, Duffy is...- zaśpiewała piosenkę Ramonesów zmieniając Sheena na Duffy. - Hah, chciałabym to zobaczyć. -uśmiechnęła się Sue
-Właśnie, wpadnij dzisiaj wieczorem do nas. Robimy drobną imprezę.
-Drobna w waszym języku, haha. Ok, wpadnę z miłą chęcią. Adres? - odpaliła papierosa i dmuchnęła dymem w jakiegoś kinder-metala.
Wytłumaczyłem jej jak przyjść do domu Pat i pożegnaliśmy się. Spoko laska, tyłek ma niezły. Oddychać też ma czym. Charakterek ma. Not bad!

Alice :
Obudziłam się po 3 godzinach. Terapia Doktora Adlera zadziałała, głowa mnie już nie boli! Poszłam do kuchni zrobić sobie jeszcze jedną herbatę. Włączyłam wodę, usiadłam w salonie i włączyłam telewizję.
Jakieś zabójstwo w Nowym Jorku, zgwałcono dziewczynę i zabito ją na obrzeżach Los Angeles, polityka, polityka, żony polityków wprowadzają jakieś naklejki na płyty rockowe 'Gorsząca treść'. Co one myślą, że dzieciaki przestaną kupować te płyty? Tym bardziej je kupią, taka jest gówniarska natura. Drzwi gwałtownie otworzyły się. Podskoczyłam z wrażenia. Kto stał w drzwiach? Slash. Z dziwką na rękach. Liżących się.
Saul pod wpływem pewnie dziesiątej  butelki Danielsa ledwo trzymał się na nogach. Runął z dziewczyną na stolik, przy którym siedziałam, przy okazji rozwalili mi moją książkę. Dosyć tego.
-Slash! Co to kurwa ma być?! Powiedziałam żadnych dziwek w tym domu!
-Aly, to nie jest dziwka...To jest
Virginia...- jego pijany wzrok błądził po moim dekolcie.
-Yhyyymmm....- owa 'Virginia' wtuliła się do Mulata. - Slashie, idziemy do sypialni? - jej głos był tak cholernie sztuczny, że aż wkurwiający.
-Oczywiście złotko..- powiedział i poszedł do mojego pokoju. NO KURWA NO NIE.
-Slash, wypierdalaj z mojej sypialni w trybie noooow! - krzyknęłam i podeszłam do drzwi.
-Przepraszam Alice, myślałem że to mój...Hah, zerżnę Cię Virginia u Rudego na łóżku, ok?
-Oczywiście.- pisknęła sztucznie.
-Dobra, idźcie już. Do pokoju Pat. - pokazałam im drzwi.
Wróciłam do kuchni, zalałam kubek wrzącą wodą. Owocowa herbata, mniam.
Chwila spokoju.
Chwila.
-Czy ktoś mi kurwa pomoże z tymi siatkami? - wrzasnął Duff.
-Idę, już Ci pomogę. - wstałam z kanapy i podeszłam do basisty.
-Masz gorączkę? - pokazałam głową że nie. -Co taka nagła zmiana nastroju? - był wyraźnie zszokowany.
-Po prostu potraktowałam Cię z tą pracą trochę niefajnie. Sorrki. - unikałam jego spojrzenia.
-Aa, ok. - aa ok? Kpisz sobie McKagan? -Wpadnie dziś wieczorem Sue, masz coś przeciwko?
-Pewnie, niech przyjdzie. Chłopaki ze Skid row też wpadną.
-Fajnie. To ja..Już może pójdę. Mogę iść do pokoju Pat?
-Wiesz lepiej...- pomyślałam, co właśnie dzieje się w jej pokoju. - Tak, pewnie. Idź. -uśmiechnęłam się.
Basista popatrzył na mnie jeszcze chwilę, a potem wzruszył ramionami. Pewnym krokiem poszedł pod drzwi i otworzył je. Czekałam na jego reakcję, po tym, co zobaczy.
-Kurwa Alice! Czemu mi nie powiedziałaś że Slash tam jebie jakąś pannę?
-Serio? To ktoś tam był? - zajęcia teatralne bardzo przydają się w życiu!
-Gratuluję Einsteinie. Mogłaś mi darować, Slash właśnie dochodził...- ukrył głowę w dłoniach.
-Naprawdę bardzo mi przykro. -rzuciłam i poszłam do siebie.
Co on sobie myślał? pogodziliśmy się? Po kurwa moim trupie! Pierdolę, za kilka godzin zbierze się tu niezła ekipa, idę pod prysznic. Kocham to uczucie, kiedy gorąca woda spływa po twoim ciele. Mogłabym tam siedzieć godzinami, niestety ktoś mi się dobijał do drzwi. Powolnym ruchem otworzyłam szampon i delikatnie wmasowałam go we włosy. Hmm, Pat kupiła jakiś wynalazek. Co to ma być? Aa, jakiś peeling. Kurwa, czekoladowy! No nie, po prostu no nie! Pachniał przecudownie, chuj z tym że zużyłam jej pół opakowania!
Mozolnie wygramoliłam się z pod kabiny, ktoś cały czas dobijał się do drzwi.
-Chwila! Nie mogę mieć odrobiny spokoju?! - krzyknęłam.
Zero odpowiedzi ; normalka. Otuliłam ciało miękkim ręcznikiem, włosy owinęłam drugim. Dobra, jeszcze jakiś balsam do ciała Pat i mogę iść.
-Co jest? Pali się czy jak? - spojrzałam na Stevena który nieustannie pukał w drzwi podczas mojej kąpieli.
-Alice, jaja mi zaraz wyrwie! Odsuń się! - wbiegł do łazienki, po czym jebnął na ziemię. -Kurwa jebana!
-Steven, podłoga jest mokra. - zaczęłam się śmiać.
-Gdyby nie to, że zaraz się zleję, to bym się wkurwił. Aly, wyyyyyyjdźź! - zawył Stevie.
Alice.
-Już idę, idę! - zamknęłam drzwi od łazienki i poszłam do siebie.
Trzeba się ubrać, o matko...Gdybym mogła to chodziłabym nago all day all night. Niestety, teraz mam w domu 5 niewyżytych rockmanów, więc ciut mi się to nie uśmiecha. Wyciągnę cokolwiek, i tak pewnie się nawalę, że obojętne mi będzie to, jak wyglądam. Włączyłam płytę Aerosmith i kołysałam się do rytmów 'Toys in the attic'. Stanęłam przed szafą. Eh..Być kobietą. Luźna koszulka, czarne dżinsy wystarczą. Ubrana, położyłam się na super wygodnym łóżku. Po raz kolejny przymknęłam oczy. Nie Alice, nie możesz...Ile można spać przez dzień? W moim przypadku dużo, nawet bardzo. Do snu ukołysała mnie ''Cryin' "
-Aliceeeee! Chodź, goście przyszliii! - darł się Popcorn.
-Eh..Już idę...- zaspana poszłam do salonu.
-Cześć Ali! - uśmiechnął się do mnie Sebastian.
-Hej chłopaki. Jak leci? - starałam się żeby wszystko brzmiało naturalnie. W głębi duszy myślałam że mnie z butów wyrwie!
-W porządku. To jest Dave i Scotti, nasi gitarzyści.-przedstawił ich Sebastian.
-Cześć miło mi. -podałam im ręce i uśmiechnęłam się jak dzieciak.
-Rachel gra na basie, to jest Alice. -basista podał mi rękę. - Rob jest perkusistą. A mnie znasz.
-Tak. Siadajcie, reszta powinna być za chwilę. - popatrzyłam na zegar, było już po 19. Gdzie te dupki są?-Nightraina? -zapytałam podnosząc kilka butelek.
-Pewnie, słyszałem że można się tym nieźle schlać. - powiedział Rob.
-Proszę. Ja przygotuję coś do jedzenia. - oddaliłam się do kuchni.
Gdzie oni są? Steven i Duff przyszli do salonu, Slasha, Pat i Axla nie ma. Izzy'ego też nie. Psia krew!
Po chwili drzwi otworzyły się, mają szczęście że przyszli.
-Cześć, sorrki za spóźnienie. Siła wyższa. - Axl spojrzał na Pat. - Izzy jeszcze poszedł coś załatwić.
-Ok, siadajcie. Picie jest już na stole, baby have fun! - krzyknęłam.
Chłopaki ze Skid Row zaczęli rozmawiać z lekko zdekompletowanymi Guns n' Roses.

Slash:
Leżałem na łóżku Pat, jakaś dziewczyna wtulona we mnie spała.
 -Oh Slashie...-wzdychała sztucznie.

-Dobra skończyłaś? Wypierdalaj. - odpaliłem papierosa.
-Ale Slashie, było nam tak dobrze ze sobą! - pisnęła owa Virginia. Według mnie jej imię nie jest adekwatne do jej obecnego stanu.
-Powiedziałem, że dobrze obciągasz, a nie że Cię kocham. -rzuciłem oschle. 

-Ale...
-Ale są dwie, wypierdalaj. - zrobiła co kaz
ałem. Cisza...


Alice:
 Jakaś dziwka przebiegła z płaczem przez całe mieszkanie i wyszła z hukiem. What the fuck? 

 -Ee..Przepraszam, mogę wejść? -zapytała niebieskowłosa dziewczyna.
-Wchodź Sue, nie krępuj się. - powiedział z uśmiechem Duff.
-Sue? - powiedzieliśmy chórem.
-No tak, kolor włosów tylko zmieniłam, nie przesadzajcie! - popatrzyła na naszą zszokowaną grupę.
-W sumie, to zajebiście w nich wyglądasz. -stwierdziła Pat.
-Dziękuję. Mogę się przysiąść, Dave? -zapytała Sue.
-Siadaj. - odpowiedział i upił łyk wina. -Kurwa, wam to smakuje? -rzucił z odrazą.
-Musi. - odpowiedział Duff.

Po chwili przyszedł Slash, lekko zmulony.
-Dajcie mi Danielsaa...-jęknął.

-Masz. -podałam mu butelkę. Mulat opadł padnięty na kanapę. -Ej, co jest? Czyżby Virginia była tak wymagająca? - wszyscy oprócz Slasha zareagowali śmiechem.
-Niee, właśnie w tym problem że nie...Macie Browstona?

 Jak na zawołanie pojawił się Izzy z towarem. Wszyscy bez skrupułów wciągnęli, wstrzyknęli, zażyli bla bla bla... Kolejny Daniels, kolejny Nightrain, muzyka, śmiech, papierosy, kolejna dawka hery...Żyć nie umierać.





Chyba było po północy. Leżałam na ziemi. Moje uda były cholernie lepkie i mokre.
Otworzyłam oczy. Obraz był cholernie zamazany. Widziałam tylko niewyraźne kształty. Spojrzałam między nogi. Ktoś dosłownie lizał moje uda. Po moich dwóch stronach ktoś siedział. Chyba mężczyźni. Jeden złapał mnie za piersi i zaczął całować. Ten z lewej zdejmował ze mnie ubrania. Nie mogłam odmówić. Zaczęło mi się podobać. To chyba przez te tabletki, bo raczej nie zdecydowałabym się na trójkącik... zaraz, zaraz! Trójkącik? Poczułam obecność jeszcze 4 osoby i przypomniałam sobie o kimś liżącym moje uda. Już miałam coś powiedzieć kiedy ktoś zdjął mi spodnie, szybkim, zwinnym ruchem. Zaraz po tym rozerwał koronkowe majtki. Szkoda, nawet lubiłam tą koronkę... 'Co jest kurwa?' pomyślałam. Nie zdążyłam zareagować a już jakieś dwie osóbki pieściły mój brzuch. Zagryzłam wargę i dałam się ponieść emocjom. Chwyciłam twarz pierwszej lepszej osoby, zaczęłam namiętnie całować. Cały czas próbowałam wyostrzyć wzrok. Jebane prochy, prawie nic nie widziałam, tylko kształty. Tajemnicza ręka towarzysza wędrowała coraz niżej i niżej... Gdy napotkał moją kobiecość lekko jęknęłam, wbijając paznokcie w jego plecy. Z tyłu poczułam drugą osobę, cholernie dziwne i podniecające. Nieznajomy z tyłu, chuchał na moją szyje ciepłym powietrzem, przechodziły mnie dreszcze. Obok słyszałam krzyki i głośne jęki, chyba reszta towarzystwa robiła sobie dobrze. Jęki wydawały skobiece... Jezu, pierwszy raz uczestniczyłam w orgii. Poczułam jeszcze drugą dłoń tam 'na dole'. Zrobiło mi się gorąco, bardzo. Po chwili postanowiłam przejąć dowodzenie. Przeszłam do pozycji siedzącej. Przysunęłam się do  mężczyzny. Usiadłam na nim okrakiem. Podgryzałam jego płatek uszu. Przy czym śmiałam się jak debilka bo jego włosy łaskotały mnie w nos. Chyba powoli nie wytrzymywał, złapał mnie za biodra,  całując łapczywie, rzucił mnie na łóżko, rozchylił nogi. Przejechał palcem po moim skarbie by za chwile wejść we mnie i kochać się dziko. Tymczasem ktoś z boku to obserwował, podał mi i facetowi który mnie pierdolił Danielsa. Bez żadnych przeszkód piliśmy ruchając się. Osoba która nam to wręczyła pocałowała mnie delikatnie. Postanowiłam się wczuć jeszcze bardziej. Zwinnie z butelką Jack'a przeskoczyłam na górę. Dobrze operowałam ruchami swoich bioder, chyba bardzo dobrze bo nieznajomy złapał mnie za nie i dociskał jeszcze mocniej. Rzuciłam pustą butelkę w kąt. Poruszałam się jeszcze szybciej, czułam że niedługo dojdę, towarzysz chyba też. Nie miałam co oszczędzać. Zaczęłam jęczeć, krzyczeć i co się jeszcze tylko dało żeby to było niezapomniane. Facet cały czas mnie trzymając stanął na kolanach. Fala orgazmu nadeszła. Wygięłam się w łuk, mężczyzna mnie puścił i opadłam na łóżko. Co się działo potem pamiętam jak przez mgłę. Była gra w butelkę, ktoś napierdalał na gitarze, chyba brałam prysznic z dziewczyną, było dużo alkoholu, duuuużoo. Narkotyków od cholery. Prawdziwa rockowa impreza.




Sue (;
 
 








Jeszcze w miarę trzeźwi xd

Stevie i Slash dorwali się do moich koronkowych bluzek T__T

Pat ;)