W odcinku 35 dowiecie się trochę o Sue, więc przygotować się psychicznie, proszę!
Obrzydliwe, białe korytarze. Ohydne, pomarańczowe,
plastikowe krzesła. Odrażający, specyficzny zapach. Zabiegane pielęgniarki,
zajęci lekarze. Przerażeni ludzie. Chorzy. Umierający. Dzieciaki z połamanymi kończynami.
Narkomani, którzy przedawkowali. Płaczące matki ze swoimi pociechami. Łzy.
Pełno łez. Smutek… A pośród tego wszystkiego ja.
-Al? – usłyszałam za sobą. –To Ty? – westchnęłam i niechętnie odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał męski głos. Przed oczami zobaczyłam prawie dwumetrowego kolesia, z długimi, blond włosami i mocnymi rysami twarzy. Ubrany jak zwykle; skórzane spodnie i ciemna koszulka, na nogach miał stare kowbojki.
-Cześć Bastek… - powiedziałam z bladym uśmiechem. Lubiłam tak do niego mówić – znacznie bardziej, niż Sebastian. Chłopak stał lekko wryty, lustrował mnie wzrokiem kilkakrotnie. Coś mu ewidentnie nie pasowało. –Coś się stało? – zapytałam, choć tak naprawdę nie miałam ochoty znać odpowiedzi. Nie miałam siły na nic.
-Nie obraź się, ale… Wyglądasz źle. – rzucił prosto z mostu. Spojrzałam na niego spode łba, zakrywając ramiona swetrem. Zrobiło mi się cholernie zimno, choć w szpitalu było ciepło, a na zewnątrz więcej, niż 25 stopni; Styczniowe uroki Los Angeles.. –Jesteś blada Ali, bardzo. – kucnął koło mnie, i dotknął mojego kolana. Odruchowo, lekko się odsunęłam. Pieprzona podświadomość. –A do tego wychudzona. Kiedy ostatnio coś jadłaś? – odwróciłam się i przymknęłam oczy. –Alice? Możesz odpowiedzieć? – zapytał podirytowany. Odchyliłam głowę do tyłu, biorąc głęboki oddech. Chyba zapomniałam, jak się mówi. Zabrakło mi języka w gębie, więc tylko wzruszyłam ramionami. To było mi tak bardzo obojętne – jem, czy nie jem. Śpię, czy nie śpię. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? -Wejdziesz ze mną do środka? - wskazał na drzwi od pokoju, w którym leżał Steve. Na samą myśl coś ścisnęło mi żołądek tak mocno, że aż się skręciłam.
-Nie. - wydusiłam z siebie. To było najszybsze "nie" w historii świata. Sebastian wzruszył ramionami, wstał i poszedł do Stevena. Chciałam z nim iść. Cholernie się boję, że skrzywdzę go jeszcze bardziej, ale uczucie, które mną rządzi nie daje mi spokoju.
Ile tam siedział? 20 minut? Pół godziny? Czas się zatrzymał, albo to mnie zamknięto w szklanej kuli. Wszystko wydaje się takie obce... Takie inne. Czuliście kiedyś taką niepewność? Że za kilka chwil całe Wasze życie może diametralnie się zmienić, i nie macie na to żadnego wpływu? Baliście się, że coś stracicie? Tak z dnia na dzień? Boże mój, czemu? Czemu mi to robisz? Czemu ja nie potrafię tam wejść i z nim być? Choć na chwilę... Malutką, malusieńką chwilę? I dlaczego nie będzie tak, że trzymając jego dłoń, on się wybudzi? Czemu? Bo jestem pieprzonym tchórzem? Bo jestem pieprzoną ćpunką? Tak, to temu? Czemu się mną bawisz? Daj mi spokój, albo weź mnie stąd raz na zawsze. Błagam Cię. Pozwól mi umrzeć, a daj jemu żyć...
Coś uderzyło o podłogę, budząc mnie z transu. Otarłam łzę i rozglądnęłam się dookoła - Sebastian siedział na posadzce obok. Był przerażony i nienaturalnie blady.
-Co się stało? -zapytałam, siadając koło niego. Zero odpowiedzi. -Bastek? - patrzył martwo w jeden punkt, a w mojej głowie zrodziła się jedna myśl. "Steven nie żyje.". Te słowa dzwoniły mi w uszach, a oczy zaszkliły się od łez. Zakryłam usta trzęsącą się ręką , zanosząc się płaczem. Doktor i pielęgniarki wbiegły do jego pokoju, krzycząc coś do siebie. Wszystko się zatrzymało. Wszystko stało się wolniejsze. "Jeśli on tego nie przeżyje, to ja też nie" pomyślałam, patrząc w drzwi od sali 27. Modliłam się cicho o cud, bo tylko to mi wtedy pozostało. Baz objął mnie delikatnie, jakby sprawdzał, czy może mnie dotknąć. Bez trudu wtuliłam się w niego, trzęsąc się jak małe dziecko.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. -powiedział cichutko, głaszcząc mnie po głowie.
-Ni-nigdy... Ni-nie... Poci-iesza-aaj...M-mnie... K-Kłamstwem... - kolejne setki łez wylały się z moich oczu, mocząc koszulkę Baza. Jego wznosząca się i opadająca rytmicznie klatka piersiowa powoli mnie ukoiła, choć nie mogłam powstrzymać potoku bólu, zwanego łzami.
Pat :
Byłam w domu i sprzątałam. Dobra, nie sprzątałam, macie rację. Siedziałam jak ten głąb na dupie, i płakałam. Kurwa, znowu to robię. A najgorsze było to, że nikogo nie było wokół. Izzy gdzieś polazł, o Slashu już nie wspominam, Duff... Duff. Poszedł ją przeprosić, zobaczymy z jakim skutkiem. Ech, czemu to musi być takie trudne? A Rudy? Gdzie jest mój Axl? A w sumie, czy on jeszcze jest mój? To się zaczyna robić chore - albo się kłócimy, albo spędzamy upojne chwile w sypialni. Tak chyba nie powinna wyglądać miłość... Zaczynam się w tym wszystkim gubić. Dźwięk telefonu rozległ się po całym mieszkaniu, trochę mnie strasząc. W ciszy czuję się jakoś... Bezpieczniej.
-Pat Evans, słucham? - otarłam łzę, i oparłam się o blat. Kobieta po drugiej stronie mówiła bardzo spokojnym głosem, jak dla mnie za spokojnym. To co powiedziała po prostu mnie sparaliżowało. Wydusiłam z siebie krótkie "dziękuję", i w mgnieniu oka wybiegłam z domu. "To nie może być prawda..." pomyślałam, gnając między przecznicami. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, jak się wtedy czułam, to powiem szczerze, że nie pamiętam. Byłam tak wstrząśnięta i pobudzona, że liczyło się dla mnie tylko, aby jak najszybciej dostać się do szpitala.
Sebastian:
To wszystko trwało w nieskończoność. Pieprzone czekanie. Al się uspokoiła, ale wciąż płakała. Tak mi jej szkoda... Biedna dziewczyna. Głaskałem ją delikatnie po głowie, a ona tylko szeptała coś do siebie. Nawet nie wiedziałem co, bo mówiła tak cicho. Na tej cholernej podłodze zrobiło mi się dość niewygodnie, szczególnie, że zdrętwiał mi tyłek. Próbowałem jakoś zmienić sposób siedzenia, ale dziewczyna chyba zasnęła. Nie miałem serca jej budzić, bo była wykończona - psychicznie, i fizycznie. Cóż, ja i moja boląca dupa musiały poczekać. Przymknąłem oczy i błagałem, aby czas biegł szybciej. Nie jestem cierpliwy, a w zaistniałej sytuacji moja nerwowość była napięta do granic możliwości. Sprzątaczka właśnie myła podłogę na korytarzu, a ja biłem się z myślami. A do tego moje pośladki zesztywniały niemiłosiernie, co wcale mi nie pomagało. Kobieta powoli wykonywała swoją pracę, z delikatnym uśmiechem na ustach. Przetarła mopem powierzchnię naokoło nas, spojrzała na Alice z politowaniem i posłała mi serdeczny uśmiech.
-Dbaj o nią... - szepnęła, i odeszła, zabierając wiadro. Szła powoli po mokrej posadzce, a chwilę później skręciła, i wyszła po schodach. Przytuliłem tą chudzinkę do siebie odrobinę mocniej, bo przeszedł ją dreszcz. Pewnie było jej zimno, więc okryłem ją jakąś kurtką, leżącą na krześle obok. Robiłem wszystko, żeby tylko zabić ten cholerny czas - bawiłem się włosami, stukałem palcami o podłogę... Nic, nic nie mogło mnie zająć na dłużej, niż 5 sekund. W oddali słychać było biegnącą osobę, bo podeszwy jej, lub jego butów wydawały dość charakterystyczne dźwięki. Chwilę później zobaczyłem czarnowłosą, która leciała na złamanie karku po korytarzu. W tym samym momencie z sali wyszły pielęgniarki wraz z lekarzem, który notował coś w zeszycie.
-Sebastian! - krzyknęła Pat i szeroko się uśmiechnęła. Przyspieszyła jeszcze bardziej, co miało dość tragiczne skutki. Przynajmniej dla niej, bo ja zacząłem się śmiać. Mały obcas w jej kowbojkach postanowił się obrazić, i biedaczka na nim podjechała. Nie wspominam już, że podłoga była świeżo umyta... -No i z czego się śmiejesz? - zapytała, podnosząc się z ziemi.
-Z Ciebie. - odpowiedziałem. -A Ty co taka zadowolona? - powiedziałem głośniej, i prawdopodobnie obudziłem Alice.
-On...Nie...- majaczyła, ale szybko ją uspokoiłem. Przymknęła oczy, i z powrotem zasnęła. Jej przyjaciółka delikatnie przejechała dłonią po policzku. -Pat...
-Cii, śpij. - szepnęła i przykryła ją szczelniej kurtką.
-Przepraszam... - dziewczynę zatkało, a oczy zaszkliły się jej od łez. -Nie chciałam Ci tego tak powiedzieć...
-Ja też przepraszam mała... - przytuliła się do niej, a mi zrobiło się jeszcze niewygodniej. Cóż, z punktu widzenia jakiejś przypadkowej osoby wyglądało to dość dziwnie - dwie dziewczyny leżące na chłopaku, które się do siebie tulą. Hm, żeby tylko Axl tego nie zobaczył, bo chyba by mi wpierdolił. -Ej, a czemu do niego nie wchodzicie? - zapytała przez łzy, ale wciąż się uśmiechała.
-O czym Ty mówisz? Przecież... - zapytałem z niezłym mętlikiem w głowie. Powoli się w tym gubiłem, a to dopiero początek.
-Wybudził się. - uśmiechnęła się jeszcze pogodniej. Kiedy to usłyszałem, zrobiło mi się cieplej na sercu. Odetchnąłem z ulgą, odchylając głowę to tyłu.
-Wiesz, z naszego punktu widzenia to wcale nie wyglądało tak, jak mówisz.- Pat pokiwała głową twierdząco.
-Wiem, wiem. Ale tak reaguje organizm, to normalne. - spojrzała na drzwi od jego sali. -Poczekajcie. - wstała z ziemi, i powoli poszła do przypadkowej pielęgniarki. Zamieniła z nią kilka słów, i wróciła. -Możemy do niego iść. - próbowała usiąść, ale skończyło się to tylko kucnięciem i bogatą, długą wiązanką.
-Boli dupa, co? - zaśmiałem się, a ona przyłożyła mi w ramię pięścią.
-Świnia. – pokazała mi język.- To co, idziesz?
-Nie, zostanę z nią. – pokiwała głową, i spokojnie weszła do sali 27. Kiedy jej nie było, Al zdążyła się obudzić, a ja obserwowałem scenę tamowania tryskającej krwi z ręki jakiegoś chłopaka. Biedne pielęgniarki.
-Bastek… - Alice podniosła się na łokciach, ale szybko upadła. Była bardzo słaba.
-On żyje. – powiedziałem spokojnie, a na jej zmarnowanej, opuchniętej od płaczu twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, prawdziwy uśmiech. Piękny widok. Nic nie odpowiedziała, ale po jej minie można było wyczytać, że się cieszy. Ba, była przeszczęśliwa!
-Pewnie Ci niewygodnie, co? – zapytała, i powoli wstała. Asekurowałem ją, ale chyba odzyskała trochę sił. Kto by pomyślał, jak dwa słowa mogą zmienić nastawienie człowieka.
-Nie, no co Ty. – uśmiechnąłem się łagodnie, choć po cichu ubolewałem nad sztywnością mego tyłka. –Wejdziesz do niego? – z jej twarzy zniknął uśmiech, za co karciłem się w myślach. „Bach, jesteś idiotą.”
-Wiesz… Może później. – posłała mi nerwowy uśmiech.
Alice :
”On żyje. On żyje. On żyje. On. Żyje. Steven Adler. Żyje. Żyje. Żyje. Żyje. Steve. Żyje…”
Bach i Pat poszli do jego sali. A ja nie miałam pieprzonej odwagi tam wejść. Wiecie, czego się tak bałam? Nie jego bladej twarzy, czy sinych ust… Bałam się tego, co mam mu powiedzieć. „Obudziłeś się tutaj, bo Twój kumpel wmówił Ci, że Cię zdradziłam.” – przecież to nigdy nie przeszłoby mi przez gardło. Muszę coś wymyślić, żeby Steve to jakoś ogarnął. „Przedawkowałeś.” – nie, no błagam. Przedszkolak wymyśliłby coś lepszego. Ale ja się chyba zatrzymałam na etapie zerówki, albo coś mnie uwsteczniło.
”Myślałeś, że Cię zdradziłam, ale to nieprawda.” – chyba tak będzie najlepiej.
Do jego pokoju wszedł już chyba każdy. Nawet Izzy się pojawił, co mnie zaskoczyło. Slash co chwilę wychodził zapalić na zewnątrz, co mnie zszokowało. Hudson, który trzyma się regulaminu, no nie. Axl i Duff się do siebie nie odzywają, McKagan chodzi jak trup, a Rose jest wkurwiony do granic możliwości. I dobrze. Siedząc na korytarzu dopatrzyłam niebieski łeb Sue.
-Ali! – krzyknęła, i podbiegła do mnie. Strasznie się za nią stęskniłam. Jej włosy o niecodziennym kolorze drażniły mnie po twarzy, ale było to całkiem miłe. –Tak mi przykro…-powiedziała ze smutkiem w oczach. Zastanawiałam się tylko, z którego powodu było jej przykro. A tych powodów trochę było.
-Tak… -odpowiedziałam neutralnie.
-Biedny Steve. – w myślach odetchnęłam z ulgą. –Ktoś u niego jest? –zapytała z lekkim uśmiechem na ustach.
-Ta, praktycznie wszyscy. – rzuciłam, i zaczęłam się bawić włosami.
-Chodź ze mną. – na jej słowa aż coś ścisnęło mnie w żołądku. Chwyciła mnie za ręce i otworzyła drzwi. Nie było odwrotu. Czas się z tym wszystkim zmierzyć.
Pokój wyglądał nad wyraz dziwnie. Nie z powodu aparatury, tylko z ilości ludzi. Siedem osób i Steven. No właśnie, Steven.
-Cześć Sue. – szepnął słabym głosem, i lekko się uśmiechnął. Cały Adler. Przełknęłam ślinę, a warga zaczęła mi się trząść. Strach przed prawdą.
-Hej Stevenku, jak się czujesz? – usiadła koło niego i przeczesała mu blond kudły.
-Dobrze. –uśmiechnął się szerzej. - Ej masz niebieskie włosy! – powiedział zdumiony. Wszyscy wymieniliśmy spojrzenia. Coś nam nie pasowało.
-No tak, już dawno. – odparła zdziwiona. Podrapała się po głowie, patrząc na nas.
-Cześć Steve. - przełamałam się i w końcu cokolwiek powiedziałam. Pat uśmiechnęła się delikatnie, i wtuliła się w Axla. Ten też złagodniał i pocałował czarnowłosą w czoło.
-Cześć...- pokiwał lekko głową. Zapanowała dziwna cisza. Wszyscy po kolei lustrowali Adlera, a potem mnie. I tak w kółko. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale on chyba nie był do końca świadomy, co się działo. -Przepraszam, że pytam... -wstrzymałam oddech ze strachu. "Boże, nie pytaj o to..." -Kim jesteś?
Cały świat się zawalił, jak domek z kart. Wszystko się rozpadło.
-Żartujesz sobie? -zapytałam śmiejąc się nerwowo. Chłopak był nienaturalnie poważny, co do niego bardzo nie pasowało.
-Przepraszam, jesteś jakąś nową dziewczyną Izzy'ego? - był wyraźnie zakłopotany, ale i słaby. Widać było, że jego powieki są ciężkie, a głos coraz bardziej mizerny. Cały czas szeptał. A ja znów płakałam, zanosiłam się płaczem.
-Kurwa mać, nie! Nie pamiętasz mnie? Steven! Ty mnie pamiętasz, prawda? - chwyciłam go za rękę, ale wyrwał się z mojego uścisku. Zmierzył mnie, i pokiwał przecząco głową. -Boże... -szepnęłam, i wycofałam się. Dotknęłam dłonią klamkę, i w mgnieniu oka wybiegłam. Znowu uciekłam.
Ktoś za mną biegł, krzyczał coś, prosił, żebym poczekała... Ale po co?
Osoba, którą kochałeś Cię nie pamięta.
Jesteś dla niej obcym człowiekiem, nic nie znaczącym cieniem.
Przegrywasz z każdym dniem.
-Al? – usłyszałam za sobą. –To Ty? – westchnęłam i niechętnie odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał męski głos. Przed oczami zobaczyłam prawie dwumetrowego kolesia, z długimi, blond włosami i mocnymi rysami twarzy. Ubrany jak zwykle; skórzane spodnie i ciemna koszulka, na nogach miał stare kowbojki.
-Cześć Bastek… - powiedziałam z bladym uśmiechem. Lubiłam tak do niego mówić – znacznie bardziej, niż Sebastian. Chłopak stał lekko wryty, lustrował mnie wzrokiem kilkakrotnie. Coś mu ewidentnie nie pasowało. –Coś się stało? – zapytałam, choć tak naprawdę nie miałam ochoty znać odpowiedzi. Nie miałam siły na nic.
-Nie obraź się, ale… Wyglądasz źle. – rzucił prosto z mostu. Spojrzałam na niego spode łba, zakrywając ramiona swetrem. Zrobiło mi się cholernie zimno, choć w szpitalu było ciepło, a na zewnątrz więcej, niż 25 stopni; Styczniowe uroki Los Angeles.. –Jesteś blada Ali, bardzo. – kucnął koło mnie, i dotknął mojego kolana. Odruchowo, lekko się odsunęłam. Pieprzona podświadomość. –A do tego wychudzona. Kiedy ostatnio coś jadłaś? – odwróciłam się i przymknęłam oczy. –Alice? Możesz odpowiedzieć? – zapytał podirytowany. Odchyliłam głowę do tyłu, biorąc głęboki oddech. Chyba zapomniałam, jak się mówi. Zabrakło mi języka w gębie, więc tylko wzruszyłam ramionami. To było mi tak bardzo obojętne – jem, czy nie jem. Śpię, czy nie śpię. Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? -Wejdziesz ze mną do środka? - wskazał na drzwi od pokoju, w którym leżał Steve. Na samą myśl coś ścisnęło mi żołądek tak mocno, że aż się skręciłam.
-Nie. - wydusiłam z siebie. To było najszybsze "nie" w historii świata. Sebastian wzruszył ramionami, wstał i poszedł do Stevena. Chciałam z nim iść. Cholernie się boję, że skrzywdzę go jeszcze bardziej, ale uczucie, które mną rządzi nie daje mi spokoju.
Ile tam siedział? 20 minut? Pół godziny? Czas się zatrzymał, albo to mnie zamknięto w szklanej kuli. Wszystko wydaje się takie obce... Takie inne. Czuliście kiedyś taką niepewność? Że za kilka chwil całe Wasze życie może diametralnie się zmienić, i nie macie na to żadnego wpływu? Baliście się, że coś stracicie? Tak z dnia na dzień? Boże mój, czemu? Czemu mi to robisz? Czemu ja nie potrafię tam wejść i z nim być? Choć na chwilę... Malutką, malusieńką chwilę? I dlaczego nie będzie tak, że trzymając jego dłoń, on się wybudzi? Czemu? Bo jestem pieprzonym tchórzem? Bo jestem pieprzoną ćpunką? Tak, to temu? Czemu się mną bawisz? Daj mi spokój, albo weź mnie stąd raz na zawsze. Błagam Cię. Pozwól mi umrzeć, a daj jemu żyć...
Coś uderzyło o podłogę, budząc mnie z transu. Otarłam łzę i rozglądnęłam się dookoła - Sebastian siedział na posadzce obok. Był przerażony i nienaturalnie blady.
-Co się stało? -zapytałam, siadając koło niego. Zero odpowiedzi. -Bastek? - patrzył martwo w jeden punkt, a w mojej głowie zrodziła się jedna myśl. "Steven nie żyje.". Te słowa dzwoniły mi w uszach, a oczy zaszkliły się od łez. Zakryłam usta trzęsącą się ręką , zanosząc się płaczem. Doktor i pielęgniarki wbiegły do jego pokoju, krzycząc coś do siebie. Wszystko się zatrzymało. Wszystko stało się wolniejsze. "Jeśli on tego nie przeżyje, to ja też nie" pomyślałam, patrząc w drzwi od sali 27. Modliłam się cicho o cud, bo tylko to mi wtedy pozostało. Baz objął mnie delikatnie, jakby sprawdzał, czy może mnie dotknąć. Bez trudu wtuliłam się w niego, trzęsąc się jak małe dziecko.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. -powiedział cichutko, głaszcząc mnie po głowie.
-Ni-nigdy... Ni-nie... Poci-iesza-aaj...M-mnie... K-Kłamstwem... - kolejne setki łez wylały się z moich oczu, mocząc koszulkę Baza. Jego wznosząca się i opadająca rytmicznie klatka piersiowa powoli mnie ukoiła, choć nie mogłam powstrzymać potoku bólu, zwanego łzami.
Pat :
Byłam w domu i sprzątałam. Dobra, nie sprzątałam, macie rację. Siedziałam jak ten głąb na dupie, i płakałam. Kurwa, znowu to robię. A najgorsze było to, że nikogo nie było wokół. Izzy gdzieś polazł, o Slashu już nie wspominam, Duff... Duff. Poszedł ją przeprosić, zobaczymy z jakim skutkiem. Ech, czemu to musi być takie trudne? A Rudy? Gdzie jest mój Axl? A w sumie, czy on jeszcze jest mój? To się zaczyna robić chore - albo się kłócimy, albo spędzamy upojne chwile w sypialni. Tak chyba nie powinna wyglądać miłość... Zaczynam się w tym wszystkim gubić. Dźwięk telefonu rozległ się po całym mieszkaniu, trochę mnie strasząc. W ciszy czuję się jakoś... Bezpieczniej.
-Pat Evans, słucham? - otarłam łzę, i oparłam się o blat. Kobieta po drugiej stronie mówiła bardzo spokojnym głosem, jak dla mnie za spokojnym. To co powiedziała po prostu mnie sparaliżowało. Wydusiłam z siebie krótkie "dziękuję", i w mgnieniu oka wybiegłam z domu. "To nie może być prawda..." pomyślałam, gnając między przecznicami. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć, jak się wtedy czułam, to powiem szczerze, że nie pamiętam. Byłam tak wstrząśnięta i pobudzona, że liczyło się dla mnie tylko, aby jak najszybciej dostać się do szpitala.
Sebastian:
To wszystko trwało w nieskończoność. Pieprzone czekanie. Al się uspokoiła, ale wciąż płakała. Tak mi jej szkoda... Biedna dziewczyna. Głaskałem ją delikatnie po głowie, a ona tylko szeptała coś do siebie. Nawet nie wiedziałem co, bo mówiła tak cicho. Na tej cholernej podłodze zrobiło mi się dość niewygodnie, szczególnie, że zdrętwiał mi tyłek. Próbowałem jakoś zmienić sposób siedzenia, ale dziewczyna chyba zasnęła. Nie miałem serca jej budzić, bo była wykończona - psychicznie, i fizycznie. Cóż, ja i moja boląca dupa musiały poczekać. Przymknąłem oczy i błagałem, aby czas biegł szybciej. Nie jestem cierpliwy, a w zaistniałej sytuacji moja nerwowość była napięta do granic możliwości. Sprzątaczka właśnie myła podłogę na korytarzu, a ja biłem się z myślami. A do tego moje pośladki zesztywniały niemiłosiernie, co wcale mi nie pomagało. Kobieta powoli wykonywała swoją pracę, z delikatnym uśmiechem na ustach. Przetarła mopem powierzchnię naokoło nas, spojrzała na Alice z politowaniem i posłała mi serdeczny uśmiech.
-Dbaj o nią... - szepnęła, i odeszła, zabierając wiadro. Szła powoli po mokrej posadzce, a chwilę później skręciła, i wyszła po schodach. Przytuliłem tą chudzinkę do siebie odrobinę mocniej, bo przeszedł ją dreszcz. Pewnie było jej zimno, więc okryłem ją jakąś kurtką, leżącą na krześle obok. Robiłem wszystko, żeby tylko zabić ten cholerny czas - bawiłem się włosami, stukałem palcami o podłogę... Nic, nic nie mogło mnie zająć na dłużej, niż 5 sekund. W oddali słychać było biegnącą osobę, bo podeszwy jej, lub jego butów wydawały dość charakterystyczne dźwięki. Chwilę później zobaczyłem czarnowłosą, która leciała na złamanie karku po korytarzu. W tym samym momencie z sali wyszły pielęgniarki wraz z lekarzem, który notował coś w zeszycie.
-Sebastian! - krzyknęła Pat i szeroko się uśmiechnęła. Przyspieszyła jeszcze bardziej, co miało dość tragiczne skutki. Przynajmniej dla niej, bo ja zacząłem się śmiać. Mały obcas w jej kowbojkach postanowił się obrazić, i biedaczka na nim podjechała. Nie wspominam już, że podłoga była świeżo umyta... -No i z czego się śmiejesz? - zapytała, podnosząc się z ziemi.
-Z Ciebie. - odpowiedziałem. -A Ty co taka zadowolona? - powiedziałem głośniej, i prawdopodobnie obudziłem Alice.
-On...Nie...- majaczyła, ale szybko ją uspokoiłem. Przymknęła oczy, i z powrotem zasnęła. Jej przyjaciółka delikatnie przejechała dłonią po policzku. -Pat...
-Cii, śpij. - szepnęła i przykryła ją szczelniej kurtką.
-Przepraszam... - dziewczynę zatkało, a oczy zaszkliły się jej od łez. -Nie chciałam Ci tego tak powiedzieć...
-Ja też przepraszam mała... - przytuliła się do niej, a mi zrobiło się jeszcze niewygodniej. Cóż, z punktu widzenia jakiejś przypadkowej osoby wyglądało to dość dziwnie - dwie dziewczyny leżące na chłopaku, które się do siebie tulą. Hm, żeby tylko Axl tego nie zobaczył, bo chyba by mi wpierdolił. -Ej, a czemu do niego nie wchodzicie? - zapytała przez łzy, ale wciąż się uśmiechała.
-O czym Ty mówisz? Przecież... - zapytałem z niezłym mętlikiem w głowie. Powoli się w tym gubiłem, a to dopiero początek.
-Wybudził się. - uśmiechnęła się jeszcze pogodniej. Kiedy to usłyszałem, zrobiło mi się cieplej na sercu. Odetchnąłem z ulgą, odchylając głowę to tyłu.
-Wiesz, z naszego punktu widzenia to wcale nie wyglądało tak, jak mówisz.- Pat pokiwała głową twierdząco.
-Wiem, wiem. Ale tak reaguje organizm, to normalne. - spojrzała na drzwi od jego sali. -Poczekajcie. - wstała z ziemi, i powoli poszła do przypadkowej pielęgniarki. Zamieniła z nią kilka słów, i wróciła. -Możemy do niego iść. - próbowała usiąść, ale skończyło się to tylko kucnięciem i bogatą, długą wiązanką.
-Boli dupa, co? - zaśmiałem się, a ona przyłożyła mi w ramię pięścią.
-Świnia. – pokazała mi język.- To co, idziesz?
-Nie, zostanę z nią. – pokiwała głową, i spokojnie weszła do sali 27. Kiedy jej nie było, Al zdążyła się obudzić, a ja obserwowałem scenę tamowania tryskającej krwi z ręki jakiegoś chłopaka. Biedne pielęgniarki.
-Bastek… - Alice podniosła się na łokciach, ale szybko upadła. Była bardzo słaba.
-On żyje. – powiedziałem spokojnie, a na jej zmarnowanej, opuchniętej od płaczu twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, prawdziwy uśmiech. Piękny widok. Nic nie odpowiedziała, ale po jej minie można było wyczytać, że się cieszy. Ba, była przeszczęśliwa!
-Pewnie Ci niewygodnie, co? – zapytała, i powoli wstała. Asekurowałem ją, ale chyba odzyskała trochę sił. Kto by pomyślał, jak dwa słowa mogą zmienić nastawienie człowieka.
-Nie, no co Ty. – uśmiechnąłem się łagodnie, choć po cichu ubolewałem nad sztywnością mego tyłka. –Wejdziesz do niego? – z jej twarzy zniknął uśmiech, za co karciłem się w myślach. „Bach, jesteś idiotą.”
-Wiesz… Może później. – posłała mi nerwowy uśmiech.
Alice :
”On żyje. On żyje. On żyje. On. Żyje. Steven Adler. Żyje. Żyje. Żyje. Żyje. Steve. Żyje…”
Bach i Pat poszli do jego sali. A ja nie miałam pieprzonej odwagi tam wejść. Wiecie, czego się tak bałam? Nie jego bladej twarzy, czy sinych ust… Bałam się tego, co mam mu powiedzieć. „Obudziłeś się tutaj, bo Twój kumpel wmówił Ci, że Cię zdradziłam.” – przecież to nigdy nie przeszłoby mi przez gardło. Muszę coś wymyślić, żeby Steve to jakoś ogarnął. „Przedawkowałeś.” – nie, no błagam. Przedszkolak wymyśliłby coś lepszego. Ale ja się chyba zatrzymałam na etapie zerówki, albo coś mnie uwsteczniło.
”Myślałeś, że Cię zdradziłam, ale to nieprawda.” – chyba tak będzie najlepiej.
Do jego pokoju wszedł już chyba każdy. Nawet Izzy się pojawił, co mnie zaskoczyło. Slash co chwilę wychodził zapalić na zewnątrz, co mnie zszokowało. Hudson, który trzyma się regulaminu, no nie. Axl i Duff się do siebie nie odzywają, McKagan chodzi jak trup, a Rose jest wkurwiony do granic możliwości. I dobrze. Siedząc na korytarzu dopatrzyłam niebieski łeb Sue.
-Ali! – krzyknęła, i podbiegła do mnie. Strasznie się za nią stęskniłam. Jej włosy o niecodziennym kolorze drażniły mnie po twarzy, ale było to całkiem miłe. –Tak mi przykro…-powiedziała ze smutkiem w oczach. Zastanawiałam się tylko, z którego powodu było jej przykro. A tych powodów trochę było.
-Tak… -odpowiedziałam neutralnie.
-Biedny Steve. – w myślach odetchnęłam z ulgą. –Ktoś u niego jest? –zapytała z lekkim uśmiechem na ustach.
-Ta, praktycznie wszyscy. – rzuciłam, i zaczęłam się bawić włosami.
-Chodź ze mną. – na jej słowa aż coś ścisnęło mnie w żołądku. Chwyciła mnie za ręce i otworzyła drzwi. Nie było odwrotu. Czas się z tym wszystkim zmierzyć.
Pokój wyglądał nad wyraz dziwnie. Nie z powodu aparatury, tylko z ilości ludzi. Siedem osób i Steven. No właśnie, Steven.
-Cześć Sue. – szepnął słabym głosem, i lekko się uśmiechnął. Cały Adler. Przełknęłam ślinę, a warga zaczęła mi się trząść. Strach przed prawdą.
-Hej Stevenku, jak się czujesz? – usiadła koło niego i przeczesała mu blond kudły.
-Dobrze. –uśmiechnął się szerzej. - Ej masz niebieskie włosy! – powiedział zdumiony. Wszyscy wymieniliśmy spojrzenia. Coś nam nie pasowało.
-No tak, już dawno. – odparła zdziwiona. Podrapała się po głowie, patrząc na nas.
-Cześć Steve. - przełamałam się i w końcu cokolwiek powiedziałam. Pat uśmiechnęła się delikatnie, i wtuliła się w Axla. Ten też złagodniał i pocałował czarnowłosą w czoło.
-Cześć...- pokiwał lekko głową. Zapanowała dziwna cisza. Wszyscy po kolei lustrowali Adlera, a potem mnie. I tak w kółko. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale on chyba nie był do końca świadomy, co się działo. -Przepraszam, że pytam... -wstrzymałam oddech ze strachu. "Boże, nie pytaj o to..." -Kim jesteś?
Cały świat się zawalił, jak domek z kart. Wszystko się rozpadło.
-Żartujesz sobie? -zapytałam śmiejąc się nerwowo. Chłopak był nienaturalnie poważny, co do niego bardzo nie pasowało.
-Przepraszam, jesteś jakąś nową dziewczyną Izzy'ego? - był wyraźnie zakłopotany, ale i słaby. Widać było, że jego powieki są ciężkie, a głos coraz bardziej mizerny. Cały czas szeptał. A ja znów płakałam, zanosiłam się płaczem.
-Kurwa mać, nie! Nie pamiętasz mnie? Steven! Ty mnie pamiętasz, prawda? - chwyciłam go za rękę, ale wyrwał się z mojego uścisku. Zmierzył mnie, i pokiwał przecząco głową. -Boże... -szepnęłam, i wycofałam się. Dotknęłam dłonią klamkę, i w mgnieniu oka wybiegłam. Znowu uciekłam.
Ktoś za mną biegł, krzyczał coś, prosił, żebym poczekała... Ale po co?
Osoba, którą kochałeś Cię nie pamięta.
Jesteś dla niej obcym człowiekiem, nic nie znaczącym cieniem.
Przegrywasz z każdym dniem.
O matko! O matko! O Boże! Kurwa, zajebiste! Z każdym kolejnym rozdziałem jeszcze bardziej poruszasz! I w ogóle... nie wiem co powiedzieć! Świetne!
OdpowiedzUsuńTak się bałam, że Steve... wiesz... ale pomyślałam, że to niemożliwe! Zajebisty pomysł z tym brakiem pamięci... tzn. jest to straszne! Biedna Al, znowu musi zmierzyć się z czymś okropnym. Co teraz będzie? Ale to jest fajny pomysł, oryginalniejszy niż to, gdyby się po prostu obudził, albo... umarł. Nie mogę się doczekać następnego, to opowiadanie robi się coraz lepsze!
Pozdrawiam cieplutko, życzę weny i pisz, pisz, pisz! <3
To zbudowalaś napięcie :D Ja tu myślałam że Steven umiera tak jak zresztą Baz i Ali a on się po prostu budził :) no i już myślałam że będzie dobrze i kolejny cios...nie pamięta swojej dziewczyny. To musiał być dla niej cios...trochę szkoda że bała się do niego wejść, ale w sumie rozumiem...niezbyt przyjemny widok. Dobrze że ma przy sobie Sebastiana, Pat i Axla który do teraz wrogo traktuje Duffa...no jestem baaardzo ciekawa dalszego ciągu więc lisz szybciutko :P i bardzo przepraszam za taki nieogarniety komentarz...
OdpowiedzUsuńKurwa...Już myślałam że Steve nie żyje, ale na szczęście go nie uśmierciłaś ;3 Nie wiem co jest gorsze, czy jakby pamiętał wszystko..czy nie...Szkoda mi Al, znowu musi cierpieć ;/ I z niecierpliwością czekam na kolejny, dzięki za informację :D
OdpowiedzUsuńSteven, halo !
OdpowiedzUsuńEjj, biedna Alice, no co Ty ? Co ten Steven ? No przecież...
Nah. Co oni wszyscy. Dobrze, że Stevie już jest. I mam nadzieję, że coś sobie przypomni. Musi przecież nooo.
Weź to pisz szybko, błagam. *-*
Bo ja chcę juuuuuuż następny.
Stevie, no proszę.
Myślałam że się popłaczę z tych emocji.
OdpowiedzUsuńCudowne.
Czytając to serce waliło jak młotem.
Wiesz jak trudno jest czytać, gdy w głowie masz tylko jedną myśl.
'' Co dalej, co dalej.. ''
Piękne.
Jestem tym zachwycona.
Oby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej.
Cudownie piszesz, a poziom tego opowiadania rośnie wraz z każdym kolejnym rozdziałem, dziwnie zabrzmiało, ale to prawda :D Mam nadzieję, że będziesz dodawać dość często, kurwa, no, regularnie, jak najszybciej, bo już zaczynam się powoli gubić i muszę sobie przypominać, zresztą... No, w każdym razie, nie przesadzasz jest dobrze, tylko dodawaj jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńGal Anonim
Cóż za zwroty skcji! tu zawału mozna dostać,zwłaszcza przy końcóce moja mina zbitego psa, szkoda,że nie widziałaś ;///
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu, pomimo że nie przepadam za Gunsami czyta się je wspaniale, nawet nie wiedziałam że potrafi mnie coś tak wciągnąć !
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwieniem oczekuje następnego rozdziału i zapraszam na moje opowiadanie, tylko że o Motley Crue :
http://dontyoueverleavemebaby.blogspot.com/
Nowy u mnie! :)
OdpowiedzUsuńSama napisałaś tą końcówkę? Bo jest świetna... To opowiadanie wzrusza mnie i daje do myślenie, że faktycznie niektórzy ludzie mogą mieć tak ciężko w życiu. Współczuje Alice... Cieszę się, że Steven się obudził, bo myślałam, że umarł, a on z Ali tworzyli tak piękną parę... Modlę się tylko, aby jak najszybciej sobie wszystko przypomniał, ponieważ Alice już za dużo się nacierpiała. Ale moim zdaniem te cierpienie i smutek oraz bardzo oryginalna bohaterka, która przeszła wiele dają niepowtarzalny charakter temu opowiadaniu. Nigdy nie czytałam tak uczuciowego tekstu, jak twoje opowiadanie. Mam nadzieję, że będzie jak najdłuższe... Proszę cię, tylko o to, abyś dała w tym opowiadaniu,chociaż chwilę szczęścia Alice... Przy prawie każdym rozdziale chce mi się płakać... Kocham twoją twórczość... Pozdrawiam i życzę weny...
OdpowiedzUsuńLexsax28
Co jak co ale ty Szatana masz talent do pisania choćby i bloga.Nie czytam lektur a połowę twoich rozdziałów przeczytałem :3 Pszypadeg?Nie sondze! :P
OdpowiedzUsuńOk 2 w nocy zaczęłam czytać twojego bloga..tak mnie wciągnął że skończyłam teraz - cała noc nie przespana :D boże! Kocham Cie i tego bloga! To jest cudowne,masz wielki talent dziewczyno! Kiedy następny rozdział? Prosze o odpowiedź.. Czekam ze zniecierpliwieniem
OdpowiedzUsuńWiesz, zazwyczaj nie odpowiadam na komentarze, ale dla Ciebie zrobię wyjątek (;
UsuńJest mi tak cholernie miło, kiedy czytam takie komentarze! Bardzo Ci dziękuję, dziękuję KAŻDEMU za kilka miłych słów ♥ Gdyby nie Wy, tego opowiadania by nie było. Dziękuję, bardzo dziękuję!
A co do kolejnego rozdziału... Myślę, że końcem tygodnia. Niczego nie obiecuję, ale się postaram.
Kocham Was wszystkich i jeszcze raz dziękuję ;)
To. Jest. Genialne. Biedna Alice, tyle przeszła, a teraz to..Dobrze, że ma u boku przyjaciół, którzy ją wspierają. Duff, okropny człowiek, jednak jak to świetnie pokazujesz, ma jeszcze trochę serca, dla mnie nie jest on jeszcze zupełnie przekreślony. Dodaj nowy rozdział, pozdrawiam! ~ Człowiek Anonim
OdpowiedzUsuńNIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!! Prawie zabiłaś mi Stevenka wredoto ty ;________; To było kurde parę chwil niepewbości i strachu :C Bosh. Znowu nie pamiętam połowy bohaterów; tym razem nie ogarniam kto to Sue xD Kiedyś się pewnie dowiem, co tam ^^ Biedna Al:C Jak dla mnie trochę zbyt nerwowo zareagowała na wieść, że Adler jej nie pamięta, ale w końcu ona jest taka impulsywna. No i Baz ♥ Rozdział bardzo mi się podoba. Dobrze, że dziewczyny się pogodziły. Kocham ciè pedale i czekam na nowy ♥
OdpowiedzUsuń~Draconis
Hej. Genialne opowiadanie! Zapraszam do mnie: http://watch-over-you-i-love-you.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny rozdział? (proszw odpowiedz)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Blog Award! Wpadnij na gnr-oom-nom-nom.blogspot.com po szczegóły <3
OdpowiedzUsuń~Draconis
Musiałam zmienić adres bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://die-in-the-paradise.blogspot.com/
Przepraszam za utrudnienia.
Zaczęłam nowego bloga, więc jakbyś miała czas i chęć to zapraszam ^^
OdpowiedzUsuńwhispers-and-weep.blogspot.com
~Draconis
Heeeej ;CCC co sie dzieje? :C czemu tak długo nie ma nowego rozdziału? ;c prosze odpowiedz
OdpowiedzUsuńBlog zostanie niebawem usunięty. Moja działalność na Bloggerze dobiega końca, przepraszam. ~RocketQueen
UsuńZapraszam na rozdział 18-ty na jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com :>
OdpowiedzUsuńZaległości postaram się nadrobić później. ;*
Szkoda....
OdpowiedzUsuńAle..dlaczego? ;c to było najpiękniejsze co czytałam..dlaczego chcesz to skończyć?
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, mam lekkie styl, podoba mi się to :)
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do siebie:
http://the-vampire-avenue.blogspot.com/
:)
Informacja u mnie na blogu... Chyba dość ważna.
OdpowiedzUsuńhttp://jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com
Przepraszam za brak komentarzy...
Nowy rozdział na jackdanielsbrownstonemuzykagunsi.blogspot.com , zapraszam :D
UsuńPrzepraaaaaaszaaaaam!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDopiero teraz widzę że nie skomentowałam tego rozdziału NIGDY co jest niedopuszczalne, ale może dlatego że za każdym razem gdy to czytam to płaczę. Ja pierdole a miało być pięknie miał być wpierdol dla Duffa i wielka miłość Adlerka (przynajmniej w mojej chorej głowie...) Bie mam słów i jestem rozwalona na pierdyljard małych kawałeczków.
Kotek wiem że minęło zajekurwabiście dużo czasu od tego posta ale ja mam nadzieję że coś jeszcze się tu pojawi. Liczę na Ciebie!
(wcześniej The Moon)
Przerażasz nas, ale cię nominowałyśmy... może właśnie dlatego (tak naprawdę to Duff nas przeraża.) Więcej niechcianych informacji u nas... http://you-are-so-fuckin-crazy.blogspot.com/2014/01/versatile-blogger-award.html aha do czego cię nominowałyśmy? No w sumie widać :)
OdpowiedzUsuńHej co jest?? :o wróć do nas prosimy, nie zostawiaj nas w takim momencie. Napisz chociaż, że żyjesz. ;)
OdpowiedzUsuńZ radością informuję, iż stare, dobre opowiadanie Czekoladowej - During The November Rain - odrodziło się w formie nowej, może nawet lepszej. A zwie się "Roses of Swing". Nazwa może nie tyle jest pozbawiona sensu, ile jest psycholeliczna w ten piękny i nie do końca normalny sposób, a wzięla się ona od utworu Dire Straits - Sultans of Swing. Opowiadanie samo w sobie przedstawia losy/perypetie trójki przyjaciół (w tym dwójki z przyszłych Gunsów, tak dla zmyły). Kolejny fanfic o Guns N' Roses, tak. Ale może i da się go przełknąć. Dlatego też zapraszam na prolog pt. "Balanga Rebeliantów". ~ Czekoladowa z pozdrowieniami :)
OdpowiedzUsuńwow! nie wiem co napisać. to jest po prostu świetne! :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie ;)
http://spotkajmysiewczernicy.blogspot.com/