29 września 2012

1.Prolog

Witajcie zbłądzeni na haju, maniacy Guns N' Roses. To 'coś' będzie blogiem z opowiadaniami, wymyślonymi przez Rocket Queen, zwanej przez przyjaciół Szataną :D
Jeśli te bzdury Ci się podobają, to napisz w komentarzu, a jeśli nie, też napisz! Postaram się zmienić to co Wam nie będzie pasowało ;) Od razu mówię : W OPOWIADANIACH SĄ PRZEKLEŃSTWA.




Lafayette, 1985 r.

-Alice!- krzyknęła z oddali wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach.
-Pat!- Rzuciłam się jej na szyję- Jak dobrze że już przyjechałaś, nie mogłam się doczekać!- cieszyła się Pat.
-A myślisz że ja nie? Jak dobrze Cię widzieć, ojejku...- wtuliłam się w nią
Daj, pomogę Ci z tymi torbami… Czy ty tam schowałaś pół lodówki?! Jakie to ciężkie,…

Mozolnym tempem przyszłyśmy do domu Pat. Był taki jak zapamiętałam, mały i przytulny.


Usiadłam w salonie, chcąc przypomnieć sobie czasy gimnazjum, te wygłupy, sekrety…
Pamiętam, jak przyjechałam do niej na weekend…To było jakoś końcem września.
Poszłyśmy koło 19 na spacer, Pat wzięła gitarę a ja mój wyjący głos. Chodziłyśmy sobie po okolicy, kiedy nagle Pat powiedziała:
-Wiesz.. Zawsze chciałam leżeć sobie na środku drogi patrząc w niebo…
-Hm.. To na co czekasz? Kładź się!
To była jakaś polna, asfaltowa dróżka. Było koło 20 więc aut było niewiele.
-Kurwa, to czyste szaleństwo! Ale to lubię… - Śmiała się Pat
-Nigdy nie powiedziałabym, że droga jest tak cholernie wygodna… - mówiłam.
-A ja nie czuję się jak samobójca, czekająca na śmierć.- Obie zaczęłyśmy się śmiać
Moja przyjaciółka zaczęła grać na gitarze „Crazy” Aerosmith a ja śpiewałam. Raczej wyłam do księżyca jak wilk, ale Pat się podobało.
Niestety, co chwilę jechał jakiś samochód, więc w ekspresowym tempie schodziłyśmy z drogi. Stwierdziłyśmy, że pora już wracać, więc powolutku szłyśmy w stronę domu.
Zaczęłam biec. Tak po prostu, nigdy nie lubiłam biegać, to była jakaś masakra….A teraz?
Biegłam z przyjemnością, śpiewając na cały głos „Highway to Hell” AC/DC, po chwili dołączyła do mnie Pat. Chłodne, wrześniowe powietrze przyjemnie chłodziło twarz.
Rozpędzona, zauważyłam postać na horyzoncie. Szła spokojnie i powoli. Gdy byłam bliżej, zauważyłam że mi się przygląda i uśmiecha.
-Alice wychodzi na prowadzenie! – zaczęła się śmiać postać.
Teraz dopiero poznałam. Czarnowłosy chłopak w kaszkiecie, ciemnych dżinsach i skórzanej kurtce szczerzył się do mnie.
Chciałam krzyknąć do niego, ale potknęłam się na sznurówce, i wpadłam na chłopaka.
Ciężko oddychając podniosłam się.
-Mała, uważaj na siebie, bo zęby stracisz- powiedział Jeff
-Przepraszam, nie myślałam co robię- czułam, że robię się czerwona jak burak…
-Jeffrey! Cześć! Wpadniesz do mnie? Miałam pożyczyć Ci kilka płyt..
- W sumie, czemu nie?- popatrzył na mnie czekoladowymi oczami.
Uśmiechnęłam się. Lubię jego towarzystwo.

-Alice, Alice!- wyrwała mnie z wspomnień Pat- Masz tu herbatę. Coś się stało?
-Hmm? Oj, dziękuję. Nie, nic się nie stało…Zamyśliłam się odrobinę…


2 komentarze: